Wiosną w Ekstraklasie wielu zawodników będzie miało coś do udowodnienia. Albo w kwestii tego, czy w ogóle się nadają, albo tego, czy będą jeszcze w stanie nawiązać do swoich najlepszych chwil, na podstawie których nadal utrzymują się w polskiej elicie. Braliśmy pod uwagę piłkarzy, dla których miniona runda nie była pierwszą w naszej lidze, bo jeśli ktoś nowy słabo zaczął, jest oczywiste, że musi się poprawić. W przypadku tych grających tu dłużej czasami następuje zjawisko wtopienia się w tło i liczenia, że nikt sobie nie przypomni o pierwotnych oczekiwaniach. Nie pozwolimy na to, dlatego wskazujemy, po kim oczekujemy teraz wyraźnej poprawy.
Aby się nie powtarzać, pomijaliśmy graczy z grudniowego tekstu o największych zjazdach jesieni w Ekstraklasie (klik). Wymienione tam nazwiska, które w lidze pozostały, w zasadzie moglibyśmy przekopiować, ale nie o to chodzi. Patrzymy więc szerzej, z zastrzeżeniem, że sytuacja Damiana Zbozienia, Tomasza Jodłowca, Vukana Savicevicia, Pawła Bochniewicza, Martina Konczkowskiego, Tomasa Podstawskiego, Wato Arweładze, Williama Remy’ego i Żarko Udovicicia jest podobna jak wymienionych niżej.
MARKO VEJINOVIĆ
Arka Gdynia sięgnęła baaaardzo głęboko do portfela rzutem na taśmę ściągając go po raz drugi. Vejinović stał się najlepiej zarabiającym piłkarzem w historii klubu i na razie nie potwierdził, że na te pieniądze zasługuje. Okej, strzelił ładnego gola na wagę remisu z Lechią, ale nawet jeśli pomnożymy wartość tej bramki razy dwa i tak wyjdzie nam zdecydowanie za mało. Zbyt często zaczęliśmy oglądać zawodnika człapiącego po boisku, niewiele dającego drużynie i w ofensywie, i w defensywie (głupie i groźne straty). Jeżeli chodziło głównie o fakt, że nie przepracował latem okresu przygotowawczego z Arką, teraz wszystko powinno wrócić do równowagi.
W innym przypadku gdynianie zaczną mieć poczucie, że wyrzucają pieniądze w błoto.
MATEUSZ WDOWIAK
Jeżeli chce jeszcze wybić się ponad ligową szarość, najwyższy czas, żeby to zrobić. W tym roku skończy 24 lata, w Ekstraklasie ma już grubo ponad 100 meczów, a nadal jego najbardziej efektowny występ dotyczył koszmarnego debiutu 17-letniego debiutanta w bramce Wisły Płock. Wdowiak jest zaangażowany w grę, nie można mu tego odmówić, ale ciągle za dużo u niego chaosu i złych decyzji w decydujących momentach. Od czasu do czasu potrafi błysnąć – gol po efektownej klepce z kolegami przeciwko Legii padł po jednej z najlepszych akcji jesieni w całej lidze – lecz to nie wystarczy. W sporej mierze z jego powodu można było uznać, że brak drugiego klasowego skrzydłowego był w pierwszej części sezonu największym problemem Cracovii.
MARTIN KOSTAL
Wciąż nie spełnia oczekiwań po przyjściu rok temu z Wisły Kraków. W pierwszej części sezonu zaliczył trzy asysty, ale nie potrafił na dłużej wywalczyć sobie miejsca w składzie. Po prostu nie przekonywał. To już będzie trzecia runda w Białymstoku. Jeżeli potrzebował jakiejkolwiek aklimatyzacji, już dawno powinna być za nim. Teraz albo nigdy. Jeśli nie nastąpi przełom, za jakiś czas będzie można powiedzieć, że tak naprawdę całą swoją renomę w polskiej lidze zbudował na trzech świetnych występach jesienią 2018: z Lechem, Legią i Górnikiem Zabrze.
PATRYK TUSZYŃSKI
Ostatniego gola w lidze strzelił 26 kwietnia ubiegłego roku. Później, łącząc dorobek z Zagłębia Lubin i Piasta Gliwice, rozegrał 22 mecze bez trafienia do siatki. Co prawda przy Okrzei najczęściej wchodzi jako rezerwowy, ale i tak licznik bije: ponad 800 minut snajperskiej niemocy. Kilka asyst nie ratuje sytuacji. Tuszyński dopiero co mówił w “Przeglądzie Sportowym”, że już śni o bramkach, myśli o nich rano i wieczorem, więc mamy nadzieję, że wkrótce się przełamie, bo inaczej niedługo zwariuje.
[etoto league=”pol”]
SANTERI HOSTIKKA I SOUFIAN BENYAMINA
Nadchodzi dla nich runda prawdy. Albo się teraz sprawdzą, albo nie widzimy innej możliwości jak pożegnanie z Pogonią. Hostikka jest w Szczecinie rok, rozegrał 26 meczów ligowych, ale w zasadzie ani jednego naprawdę dobrego. Najlepszą rzeczą, z której go pamiętamy jest szaleńczy powrót za Tomem Hateleyem z Piasta w przedostatniej kolejce tamtego sezonu, gdy Anglik miał akcję w przewadze. Kosta Runjaić cierpliwie czeka na Fina, daje kolejne szanse, ale wszystko ma swoje granice.
Dla Benyaminy to już będzie czwarta runda w Polsce. Pierwszą stracił przez poważną kontuzję oka. Można mu było nawet współczuć, bo w pewnym momencie wydawało się, że nie będzie normalnie widział, co rzecz jasna groziłoby zakończeniem kariery. W tym względzie wszystko dobrze się skończyło, ale na boisku dotychczas oferował niewiele. Rok temu wiosną zdobył wreszcie jakieś bramki (z Arką i Koroną), co jednak nic nie dało w kontekście następnych miesięcy. Adam Buksa tak dominował w szczecińskim ataku, że Benyamina i Manias mogli czytać książki na ławce, bo prawdopodobnie i tak by nie weszli. Po odejściu Buksy wiele mówi się o przejęciu pałeczki przez Greka, ale przecież jest też Niemiec z algierskimi korzeniami, który nie może w nieskończoność znajdować się w trzecim szeregu.
Zapowiada się między nimi walka na sportową śmierć i życie, bo nie wierzymy, żeby obaj w przyszłym sezonie pozostali w Pogoni jako wieczni rezerwowi.
PATRYK LIPSKI I MACIEJ GAJOS
Jak ten czas leci, Patryk Lipski w tym roku kończy 26 lat! W Lechii ciągle nie może trwale wskoczyć na wyższy poziom. Nie pomagają kontuzje, ale mamy wrażenie, że to nie jest jedyne wytłumaczenie. Po udanym wejściu do Ekstraklasy w barwach Ruchu Chorzów wróżono mu transfer zagraniczny i reprezentację Polski, niestety nic z tego nie wyszło. Dziś nie jest nawet pewne, czy Lipski może wznieść się ponad status ligowego średniaka. Być może z perspektywy czasu warto było przyjąć ofertę z HNK Rijeka, uprzedzając Damiana Kądziora i Łukasza Zwolińskiego w budowaniu renomy Polaków na chorwackiej ziemi.
Zjazd Gajosa trwa praktycznie od drugiego sezonu w Lechu Poznań po przyjściu z Jagiellonii. Chyba nie podołał mentalnie, nie wytrzymywał presji, a zrobienie go kapitanem było kiepskim pomysłem. Gorzej, że po transferze do Lechii jeszcze bardziej spuścił z tonu. Jeden marny gol w siedemnastu występach (prawie 1000 minut) to dorobek znacznie poniżej oczekiwań, nawet tych odnoszących się bardziej do formy z “Kolejorza” niż “Jagi”. A przecież pracuje z Piotrem Stokowcem, pod którego dowództwem tak dobrze szło mu na Podlasiu.
DAMIAN GĄSKA
Fajny gość z fajną historią, ale czegoś mu brakuje, żeby stać się ważniejszą postacią dla Śląska. W zeszłym sezonie za mało wycisnął w okresach regularnej gry i jego akcje spadały. Już po rozpoczęciu tego sezonu, pod koniec sierpnia, chciała go wypożyczyć Miedź Legnica. Po rozmowie z trenerem Lavicką postanowił jednak zostać i walczyć o skład, ale na razie nie wychodzi z tej walki zwycięsko. Jesienią ledwie przekroczył 200 minut w Ekstraklasie, tylko dwa razy zagrał od początku. Przed nim runda ostatniej szansy?
KAMIL WOJTKOWSKI
Sorry, ale jeżeli masz status młodzieżowca i już co nieco wcześniej pokazałeś, a w targanej kryzysem kadrowym Wiśle Kraków siedzisz na ławce, to jest to kompromitacja. A właśnie tak pod koniec rundy zaczęły się układać losy Kamila Wojtkowskiego. Chłopak ma spore możliwości, ale im dalej w las, tym bardziej się cofa zamiast iść do przodu. Jeżeli stricte ofensywny zawodnik przez dwa i pół roku ma trzy gole i dwie asysty w 62 meczach, coś jest nie tak. Wojtkowski musi się wreszcie ogarnąć, inaczej najbardziej zostanie zapamiętany ze zdjęć w makijażu na Instagramie.
Gorzej, że jak się tu i ówdzie wsłuchać, szeroko pojęte rozgarnięcie raczej nie jest jego mocną stroną, dlatego nie jesteśmy pewni, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę ze swojego położenia.
MACIEJ AMBROSIEWICZ
To charakterologicznie przeciwieństwo Wojtkowskiego, ale jego status w lidze również przestaje być komfortowy. Odchodził z Górnika Zabrze jako głęboki rezerwowy, a Wiśle Płock przełom nie nastąpił, jesienią był głównie uzupełnieniem. Każdy kolejny miesiąc przedłużający ten stan rzeczy coraz bardziej będzie zamazywał pozytywne wrażenia z pierwszego sezonu Ambrosiewicza w Ekstraklasie, do której – jak niemal cały Górnik latem 2017 – wszedł z przytupem.
Fot. FotoPyK/400mm.pl