Każdy klub w Ekstraklasie uwikłany jest w swoją własną fabułę, we własne stawki, we własne dylematy i nagrody. Śledzenie każdego z nich to jak śledzenie osobnej opowieści, dlatego zastanowiliśmy się: do jakich książek można by przyrównać sytuacje każdego z ligowców?
Zapraszamy do lektury, uprasza się o czytanie z przymrużonym okiem.
ŁKS
Jeszcze nie tak dawno temu ŁKS mieszkał w komórce pod schodami, o kieszonkowym nawet nie marząc. Od lata w Hogwarcie, kaska na koncie u Gringotta też się zgadza. Generalnie ŁKS został jednak rzucony w zupełnie nowy, czarodziejski z pierwszo-drugo-trzecioligowej perspektywy świat. Czasami jeszcze podchodząc do niego z pewną naiwnością, nie rozumiejąc wszystkich jego reguł, wymagań. Różnica w porównaniu do książki jest taka, że Potter już w pierwszym roku pozamiatał, tutaj analogią będzie zapewne powrót po roku do domu Dursleyów.
Niemniej zarazem nikogo nie zdziwi, jak wkrótce ŁKS znów wróci pisać kolejne części. Jego plan na pewno nie jest naszkicowany na serwetce jak pierwszy plan JK Rowling na Harry’ego Pottera.
WISŁA KRAKÓW
W powieści Pratchetta główny bohater, Moist von Lipwig, zostaje zesłany do ratowania całkowicie upadłego urzędu pocztowego. Spotyka tu rozpadający się gmach, listy opóźnione o całe lata, brak kasy, braki kadrowe sięgające półtora zatrudnionego pracownika, a przecież tradycje piękne, kiedyś wszystko hulało aż miło. Analogie idą daleko – mają nawet za miedzą dużo bogatszego konkurenta. Misja ratunkowa wydaje się nierealna, ale zostaje podjęta, choć bywa śmieszno-strasznie łamane na absurdalnie, jak to u Pratchetta.
Czy zakończenie będzie podobne, trudno wyrokować.
Wisła na razie nie dała się zasypać, a kreatywności będzie jej potrzeba równie wiele, co Lipwigowi.
KORONA KIELCE
Zastanawialiśmy się nad “W 80 dni dookoła świata”, bo skład posyłany przez Koronę na boisko często wygląda, jakby został zebrany podczas egzotycznej podróży balonem. Ostatecznie stawiamy na “Obcego”. W powieści Camusa główny bohater dokonuje zupełnie bez emocji zbrodni, nawet konsekwencjami się nie przejmuje. Korona miała w przeszłości i włodarzy, którzy – po prostu – żyli drużyną; miała zespół, który imponował charakterem. Dzisiaj może największy problem kielczan to ta obcość – jakoś nie wydaje nam się, by właściciel traktował Koronę jak oczko w głowie. Potem polecieli wieloletni pracownicy, związani z klubem, budujący jego charakter, sprawiający, że nawet nowi czuli DNA Korony. Dziś natomiast w kadrze wielu graczy pewnie miałoby problem by wskazać Kielce na mapie Polski.
Czy można robić klub, gdy tak wielu na nim w sumie nie zależy, mają najwyżej do niego letni stosunek?
ARKA GDYNIA
Losy obecnej Arki spokojnie nadawałyby się do wystawienia w starożytnych Atenach, robiąc tam furorę.
To porównywalne siedlisko problemów wszelakich. Kibice z Gdyni czują się jak na Antygonie. Jak w porządnej greckiej tragedii, wali się wszystko po kolei, wewnętrzne konflikty rozsadzają klub, tąpnięcia są wielopoziomowe – to jeszcze może przerodzić się w historię krzepiącą, jeśli uratują ligowy byt, ale nawet wtedy na horyzoncie za pytaniem “co dalej?” czaiłby się następny upiorny akt.
GÓRNIK ZABRZE
Chyba nikt tak często nie krytykuje trzech miejsc spadkowych do pierwszej ligi. Oczywiście można poddać to dyskusji, sami to poddawaliśmy, pytaliśmy, czy na pewno w pierwszej lidze jest tyle super poukładanych klubów, ale można odnieść wrażenie, że dla Górników ESA z trzema spadkowymi miejscami to postapokaliptyczny, brutalnie krwawy scenariusz godny “Igrzysk Śmierci”.
Tyle dobrego, że przez ten stan zagrożenia Górnik faktycznie przygotował się jak do Igrzysk Śmierci – utrzymał kadrę, zrobił dwa rzetelne transfery, jest jedną z nielicznych drużyn w lidze, które przynajmniej na papierze są dziś mocniejsze niż jesienią.
RAKÓW CZĘSTOCHOWA
Co tu kryć, sen z powiek w ostatnich miesiącach spędza skomplikowana papierologia, gruntowne studiowanie regulaminów licencyjnych, terminy przetargów, wymiany uprzejmości z MirBudem, rozmowy z miastem. Nachodzą się po urzędach nie mniej niż K. Jedna zasadnicza różnica jest taka, że K. swój proces lekceważył, a ostatecznie go przegrał – Raków ma jednak duże szanse, by stać się jedyną książką Kafki z happy endem.
ZAGŁĘBIE LUBIN
Jest akademia, jest godna pozazdroszczenia przez więcej niż pół Polski baza, jest zarządzanie, jest dużo haseł o Długofalowej Strategii i Wielkich Planach, a ostatecznie też jest jakiś trawiący Miedziowych marazm. Powinni mieć wszystko, żeby kręcić się w czołówce, a gdzieś siedzą w środku tabeli jak Gogo i Didi pod drzewem, czekając w sumie nie wiadomo na co, pozostając w tym samym miejscu.
JAGIELLONIA BIAŁYSTOK
Są prezesi, którzy zostawiają wiele decyzji podwładnym, a są i tacy jak Cezary Kulesza, którzy wolą cały czas trzymać rękę na pulsie. Na pewno nie ma w Jadze takiej sytuacji jak w Koronie, gdzie szef wszystkich szefów wydaje się wręcz niezainteresowany losami klubu, ale i wajcha w drugą stronę może mieć swoje minusy. Pytanie czy nie zapowiada się wkrótce awans na prawdziwie cesarski fotel prezesa PZPN.
WISŁA PŁOCK
Dominik Furman, czyli Don Vito z Płocka, bez którego trudno sobie wyobrazić Nafciarzy. Pociąga za sznurki w szatni, inni wpatrzeni jak w obrazek, czekają na jego decyzje. Pociąga za cyngiel przy stałych fragmentach, niejednokrotnie posyłając w pole karne piłkarski odpowiednik głowy konia, a czasem dokonując piłkarskiego odpowiednika załatwienia sprawy z Fanuzzim.
Powiedzmy sobie szczerze, że dostać się do reprezentacji Polski z Wisły Płock, czyli – było nie było – średniaka 32. ligi rankingu UEFA to osiągnięcie większe niż budowa siły rodziny Corleone.
LECHIA GDAŃSK
Piotr Stokowiec obudził się w postapokaliptycznej rzeczywistości. Wywiało mu z szatni tylu graczy, że musi doskwierać mu samotność. Podobno przemierzając korytarze na Lechii czasem całymi tygodniami można nie spotkać drugiego człowieka. Jest szaro-buro, trzeba oszczędzać, na horyzoncie przetrwanie i nikogo nie zdziwi, jak na boisku dojdzie do drastycznych scen.
PIAST GLIWICE
Waldemar Fornalik, czyli ligowy doktor Judym. Jego posłannictwem jest niesienie piłkarskiej jakości klubom z niższych lub średnich stanów ligowych. Chce poza wynikami podnieść warunki w a jakich funkcjonuję. Wierzy w pracę organiczną – dlatego nie nadawał się na selekcjonera, gdzie robisz jak spadochroniarz – poświęcanie się dla niej, jest społecznikiem budującym zawodników. Kto go odtrąci, po czasie żałuje – Piast chyba sam powinien czuć, że cierpliwość popłaci.
Pytanie czy w końcu i doktor Judym nie dostanie oferty z jakiegoś szpitala, który ma kasę jak szpital z dr Housa.
LECH POZNAŃ
Lech opowiedział się jasno za szkoleniem młodych.
Akademia działa pełną parą, jest znana nie tylko w kraju. Ptasiego mleka młodym nie brakuje, prawie jak u Brzechwy, gdzie woda z kranów miała zawsze domieszkę soku. Problem w tym, że w ogólnym zarządzaniu Lecha widać tropy godne działalności obiektu przy Czekoladowej, gdzie schody są doprowadzone tylko do drugiego piętra, a na trzecie prowadzi tylko komin, gdzie odwiedza się fabryki dziur, wykłada kleksografię i przędzenie liter, a ważną postacią jest uczony szpak Mateusz.
ŚLĄSK WROCŁAW
Siwowłosy wiedźmin Lavicka jest w gorszej sytuacji niż Geralt, bo Geralt chociaż miał dwa sprawdzone miecze, a Lavicka czasem atakuje drewnianymi. Wrocławski wiedźmin też nie pławi się w forsie, też nie ma tylu przychylnych – kibiców? – ilu mógłby sądząc po tym co robi, też często wychodzi na misję, w której faworytem nie jest. A jednak w Pilźnie cech wiedźminów ma widać równie dobry oddział szkoleniowy co w Kaer Morhen.
A może nauczyciel był ten sam? Vesemir brzmi jakoś z czeska.
POGOŃ SZCZECIN
Pogoń Szczecin, największy w Polsce klub, który nie wygrał nic.
Jak już, to wicemistrzostwo, jak już, to finały Pucharu Polski – ile można? Sytuacja wyjściowa jest jakoś tam obiecująca, ale znowu faworytem nie są i zapowiada się szaleńcza pogoń za białym wielorybem Pogoni – mistrzostwem kraju. Pewnie pokażą po drodze sporo pierwszorzędnego wielorybniczego mistrzostwa, będzie jak u kapitana Ahaba walka pomiędzy rozsądkiem i uczuciami, pomiędzy wolą a – cóż – przeznaczeniem.
CRACOVIA
Są w przeszłości Wokulskiego rozdziały, do których wolałby nie wracać, są i zaciekli wrogowie, ale na dziś sytuacja jest taka, że Wokulski ma pieniądze, ma zaplecze, ma plany, ma pomysły i nie interesuje go dłużej rozwijanie dobrze zorganizowanego sklepu – chce zdobyć Izabelę Łęcką, czyli mistrzostwo Polski. To jednak trudna sztuka, Łęcka rozgląda się w różnych kierunkach, droga do jej serca jest nieprzewidywalna, a nawet spore nakłady nie gwarantują sukcesu.
Jeszcze może Wokulski wycofać i pracować nad metalem lżejszym od powietrza.
LEGIA WARSZAWA
Legia straciła w ostatnich latach sporo czasu. Chodziła w kółko, podejmowała złe decyzje, uciekał jej ranking UEFA, na którym w pucharach się jedzie, a które przecież są nadrzędną ambicją Legii. Vuković miał falstart – miłość do Kulenovicia chociażby – ale podjął i kilka takich decyzji – Luquinhas na środek, zaufanie do Karbownika, odkurzenie Kante – które każą sądzić, że Legia pod nim nie traci czasu.
Misja poszukiwania straconego czasu, ewentualny kolejny tom, zostanie klepnięty tak na koniec ligi, jak i latem.