Reklama

Muhar, chłopie, wracaj na Ziemię, póki nie jest za późno!

redakcja

Autor:redakcja

29 stycznia 2020, 18:54 • 5 min czytania 0 komentarzy

Od kilku dni trwa medialna ofensywa Lecha Poznań. Napisalibyśmy, że jest ona równie efektowna co ta boiskowa w wielu meczach rundy jesiennej, ale nieładnie zaczynać tekst od kłamstwa – takie porównanie byłoby obrazą dla Gytkjaera, Jóźwiaka czy Jevticia. Do tej pory nie zabieraliśmy głosu, gdy słyszeliśmy na przykład bajanie Tomasza Rząsy o tym, że z kasy za Darko Jevticia Lech będzie w stanie nie tylko załatać dziurę po Szwajcarze, ale też przeprowadzić inne transfery, milczeliśmy także, gdy Mickey van der Hart zapewniał, iż z jego wagą zawsze było wszystko w porządku. Każdy ma jednak swoje granice cierpliwości. I okazało się, że nasza kończy się, gdy dostajemy zaproszenie do świata, w którym żyje Karlo Muhar. 

Muhar, chłopie, wracaj na Ziemię, póki nie jest za późno!

Ewidentnie ma swój i – jak to się kiedyś mówiło – swoje kredki. To bez dwóch zdań jakaś alternatywna, obca nam rzeczywistość.

O jej istnieniu pomyśleliśmy sobie już kilka dni temu, gdy chorwacki pomocnik porozmawiał z Super Expressem, ale wtedy uznaliśmy, że piłkarz został trochę popchnięty na minę przez dziennikarza. Nie wierzycie? No to wyobraźcie sobie, że Karlo Muhar został zapytany o… reprezentację Chorwacji! No jaja. Oczywiście w kontekście marzenia, ale mimo wszystko trzeba mieć sporą wyobraźnię, by wiedząc jakim piłkarzem jest “szóstka” Kolejorza, mówić o ekipie wicemistrzów świata z Modriciem, Rakiticiem, Brozoviciem, Kovaciciem czy nawet Pasaliciem i Badeljem w środku pola. Tak się jednak składa, że dziś Muhar pomówił z Przeglądem Sportowym i rozwiał wątpliwości – sam też jest odklejony.

Czym charakteryzuje się ten jego świat? Ano tym, że niewiele można w nim zarzucić piłkarzowi sprowadzonemu przed sezonem z Interu Zapresić.

Zacznijmy może od zawalonego meczu z Legią Warszawa, po którym Chorwat zebrał bardzo złe recenzje – między innymi ze względu na prostą stratę, po której przeciwnicy strzelili wyrównującego gola.

Reklama

To był okres w środku rundy, gdy rzeczywiście znajdowałem się w słabszej formie. Myślę jednak, że ten czas bardzo mi pomógł. Zobaczyłem wtedy, co jeszcze muszę poprawić, by dobrze radzić sobie w polskiej lidze i dzięki temu się rozwinąłem. Mecz z Legią wiąże się zaś z takimi emocjami, że mógłbym tam nie zgubić żadnej piłki, a potem wystarczyła jedna strata i już zostałem uznany za słabego zawodnika. Uważam, że każdy powinien dążyć do perfekcji, sam też tego chcę i fani mają prawo wymagać ode mnie takiej gry, ale prawda jest taka, że każdemu przydarza się czasem strata. Mi przydarzyło się to 30 metrów od bramki Legii i nie sądzę, żebym był winny utraty tego gola.

Niby tak, niby gorszy okres, niby wszystko się zgadza, ale jednak wziąć na klatę kluczowej w kontekście wyniku zjebki się nie udało. Wydaje się, że musimy trochę Muharowi odświeżyć pamięć. Po pierwsze – strata, o której mowa, była arcygłupia, bo wynikała ze złego przyjęcia piłki, a później nieudolnej próby dryblingu. Po drugie – nawet jeśli do bramki van der Harta była daleko (bo było), to zachowanie defensywnego pomocnika było tak nieodpowiedzialne, że rywale i tak mieli autostradę, z której skorzystali. Po trzecie – prawdopodobnie jeszcze większym grzechem od zgubienia futbolówki był powrót Muhara pod własne pole karne, gdyż Chorwat w pewnym momencie odpuścił sobie gonienie za Luquinhasem i Niezgodą, a okazało się, że dzięki nie najlepszemu zachowaniu napastnika i rozpaczliwej interwencji Satki miał jeszcze szansę naprawić swój błąd.

Idźmy dalej…

Potem było starcie z Zagłębiem, w którym pan nie zagrał.
I jeżeli ktoś ten mecz oglądał, pewnie mógł zauważyć różnicę na niekorzyść w środku pola. Od tamtego czasu kolejnych siedmiu spotkań do końca roku już nie przegraliśmy i straciliśmy w nich tylko dwa gole. Myślę, że defensywa spisała się wtedy dobrze, a ja jestem przecież częścią tej formacji. Może więc trzeba pokazać kibicom wątpiącym we mnie i zespół tę statystykę?

No to już jest w zasadzie bezczelność. We wspominanym spotkaniu z Zagłębiem Muhara zastępował 19-letni Mateusz Skrzypczak. Czy zagrał dobrze? No nie. Czy zagrał poniżej poziomu prezentowanego przez klockowatego kolegę? To już na pewno nie. A mimo wszystko Chorwat wykorzystuje niekorzystny wynik i obraz meczu, w którym zawiodła niemal cała drużyna, by podpromować siebie kosztem młodszego kolegi. Jakby tego było mało, chłop musiał jeszcze podkreślić, że gdy później wrócił do składu, zaczęło to świetnie wyglądać. Po pierwsze – łatwo wyłapać kłamstwo, bo Lech w tych siedmiu spotkaniach stracił nie dwa, a trzy gole (z Pogonią, gdy ośmieszył go prostem zwodem Spiridonović, ze Śląskiem i z Arką, gdy nie zdążył doskoczyć do Nalepy). Po drugie – brak porażki w kolejnych siedmiu spotkaniach brzmi fajnie, ale pod warunkiem, że zapomnimy o tym, iż Lech w tym czasie zaliczył tak kompromitujące wyniki jak bezbramkowy remis z Koroną u siebie i podział punktów z Arką Gdynia na własnym stadionie, gdy goście od 24. minuty grali w “10”. Po trzecie – udział Muhara w tej poprawie gry jest dość – hmm… – dyskusyjny. Sprawdziliśmy noty, które wystawiliśmy mu w tych meczach: 3, 3, 4, 5, 4, 5, 3. Jasne, nie upieramy się, że to jakiś wyznacznik, ale ani nie jesteśmy ślepi, ani na Muhara się nie uwzięliśmy, bo wcześniej, gdy zasłużył, otrzymywał od nas lepsze oceny.

Na dokładkę Chorwat nazywa się “sercem zespołu”, co nawet by się zgadzało, bo Lech często zachowuje się wobec swoich kibiców tak, jakby serca nie miał…

Reklama

Bardziej urzeka nas jednak sama końcówka.

W jednym z niedawnych wywiadów ogłosił, że chce zostać wiosną jednym z najlepszych defensywnym pomocników w lidze. Daleko panu jeszcze do tego?
Myślę, że nie aż tak bardzo. Samo to, że zostałem pierwszym wyborem na tej pozycji w Lechu pokazuje, że znalazłem się już na dobrej drodze. Rywale w innych zespołach też są dobrzy, ale wiosną pokażę wszystkim, że mogę się znaleźć wśród najlepszych „szóstek” w lidze (…). 

No nie możemy się doczekać, ale jednocześnie nie możemy się też zgodzić, iż Muhar znajduje się niedaleko tego grona. Janusz Gol czy Andre Martins (i paru innych) mają prawo wyć w tym momencie ze śmiechu. Dystans, który musi przebyć Chorwat, jest zdecydowanie dłuższy niż mu się wydaje, bo również gracze z poziomu Petra Schwarza czy Jakuba Żubrowskiego to półka wyżej. A mówiąc już bez ogródek – jesienią Muhar był jednym z najgorszych defensywnych pomocników w lidze, więc potrzebna będzie ogromna metamorfoza, by ziściło się pragnienie zawodnika Lecha Poznań.

Och Karlo… Gdyby twoje umiejętności choć w połowie dorównywały przekonaniu o zajebistości, Lech ubiłby na tobie świetny interes.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...