Ze zmianą barw Christiana Eriksena było trochę jak z „The Walking Dead”. Serial zaczął się ekscytująco, bo latem 2019 roku pojawiały się w kontekście Duńczyka kwoty rzędu stu milionów euro i nazwy jak Manchester United czy przede wszystkim Real Madryt. Z czasem jednak, podobnie jak serial, zrobiło się nużąco do tego stopnia, że nikt już nie był w stanie tego tasiemca znieść. Ale jest wreszcie i on – grande finale. Duńczyk opuści White Hart Lane na rzecz Interu.
Pewne było to już w zasadzie kilka tygodni temu. Do dogadania pozostawał cały czas tylko jeden szczegół. Czy do przenosin dojdzie latem i wtedy mediolańczycy nie zapłacą Spurs złamanego grosza? Czy może uda się Danielowi Levy’emu przekonać klub z Mediolanu, by ten wysupłał ładną, ośmiocyfrową kwotę i wziął pomocnika już dziś? Argumentując pewnie, że Duńczyk napędzony zastrzykiem nowej motywacji mógłby podbić szanse zdetronizowania Juventusu w Serie A. Jako że z Levy’ego negocjator piekielnie twardy, ten „tylko jeden szczegół” rozciągnął negocjacje na większą część styczniowego okienka. Ostatecznie podano sobie ręce przy kwocie 20 milionów euro, dzięki czemu dziś Eriksen mógł wylądować w Mediolanie i skierować swoje kroki na testy medyczne.
Christian Eriksen has arrived in Milan with a private jet and will have his Inter medical today, completing a €20m transfer from Tottenham Hotspur https://t.co/apZaAkGvgt #FCIM #THFC #Tottenham #SerieA #COYS (image credit @MarcoBarzaghi – video embedded) pic.twitter.com/TguwPcSRYZ
— Football Italia (@footballitalia) January 27, 2020
Nie ma co się czarować, kibice Tottenhamu dziś mają już Eriksena i całej tej transferowej szopki po dziurki w nosie. Jasne, niezwykle cenią to, jak wiele dał klubowi z White Hart Lane. Bez niego byłoby dużo trudniej o finał Champions League, o regularne goszczenie w najlepszej czwórce Premier League, a więc i kwalifikację do najbardziej elitarnych europejskich rozgrywek. Tyle że Eriksen wiodący Tottenham po wygrane się skończył. Wypaliła się jego motywacja, gdyby brać pod uwagę tylko ten sezon, mówilibyśmy o przeciętniaku, a nie czołowym ofensywnym pomocniku świata. To stała się wręcz obopólna męczarnia. Dostrzegał to Mauricio Pochettino, widział to Jose Mourinho, choć ostatnio akurat Duńczyk wrócił do łask. Zagrał w podstawowym składzie w trzech ligowych meczach z rzędu po raz pierwszy w obecnych rozgrywkach.
Niemniej Interowi, jeśli faktycznie zmiana barw oznaczać będzie też zmianę nastawienia, wciąż może dać bardzo wiele. Nim bowiem Eriksen stał się hamulcowym, był tym odpowiedzialnym za wrzucanie przez Tottenham wyższego biegu. Ileż to razy ratował Spurs, gdy nie szło? Koronny przykład – mecz z Brighton w końcówce poprzednich rozgrywek. Tottenham chucha, dmucha, dobija się do bram, ale nie jest w stanie sforsować obrony Mew. Duet Dunk-Duffy wybija każdą próbę dośrodkowania, blokuje niemal każde uderzenie, z pozostałymi radzi sobie Mat Ryan. 28 strzałów i nic.
Eriksen zabiera się z piłką, schodzi do lewej nogi i strzela. Zabójczo skutecznie. 1:0, dzięki tej bramce Tottenham nie grał w finale Ligi Mistrzów o kwalifikację do kolejnej edycji jako zwycięzca poprzedniej. Bez niej kończyłby ligę na piątym miejscu, punkt za Arsenalem.
Potrafił uderzyć z obu nóg, bramek spoza pola karnego po sezonie 2018/19 miał więcej niż wzięci do kupy wszyscy zawodnicy Burnley w historii występów tego klubu w najwyższej klasie rozgrywkowej, od kiedy First Division stała się Premier League. Łącznie strzelił dla Kogutów 69 goli, zanotował 89 asyst, pokazywał nie raz i nie dwa, że jest w stanie wejść na absolutne wyżyny, gdy rywal jest z najwyższej półki, a stawka – przeogromna. W poprzedniej edycji Ligi Mistrzów notował asysty w trzech meczach fazy pucharowej, w tym w zapierającym dech w piersiach dwumeczu z Manchesterem City.
Eriksena w formie chciałby mieć u siebie każdy menedżer na świecie. Kiedy rozmawialiśmy o nim z Mortenem Olsenem, ten nie mógł się swojego byłego podopiecznego z kadry Danii nachwalić. — Zdecydowanie jeden z najlepszych, z jakimi miałem w reprezentacji styczność. Dziś to jest zawodnik, który może wnieść na wyższy poziom Real Madryt, Barcelonę. Wizja, mentalność, presja nie pęta mu nóg, ona mu pomaga. Nawet jeśli nie ma swojego dnia, to wybiega swoje, wywalczy dla ciebie piłkę, zostawi zdrowie na placu gry.
Sytuacja, w której Duńczykowi za moment wygasa kontrakt i gdy można go wziąć od zimy za grosze lub od lata bez konieczności płacenia choćby pensa Tottenhamowi, to okazja, której nie wykorzystałby tylko głupiec. Inter zadziałał najszybciej, najsprawniej, był najbardziej przekonujący. Jeśli tylko Antonio Conte wydobędzie z Eriksena to, co potrafił długimi miesiącami, latami wydobywać Mauricio Pochettino, Nerazzurri zyskali właśnie rozgrywającego z najwyższej światowej półki.
fot. FotoPyK