Dzień bez popisu polskich piłkarzy w Serie A dniem stracony. Bartłomiej Drągowski szalał dziś w bramce Fiorentiny: obronił rzut karny, zaliczył dwie kluczowe interwencje w końcówce meczu, wyjął nawet uderzenie z pięciu metrów… własnego obrońcy. Czyste konto Polaka pozwoliło jego drużynie zgarnąć cenny punkt. Mniej szczęścia w meczu SPAL miał natomiast Arkadiusz Reca, który w pechowy sposób został pozbawiony swojego premierowego gola we Włoszech.
We Florencji rośnie ewidentnie następca Samira Handanovica, specjalisty od bronienia jedenastek w Serie A. Bartłomiej Drągowski obronił trzy z ostatnich czterech rzutów karnych w lidze włoskiej, a w całej karierze może się pochwalić już pięcioma wyjętymi strzałami z wapna. Imponująca jest przede wszystkim lista gości, których Polak przechytrzył: Mauro Icardi, Felipe Caicedo, a od dziś również Domenico Criscito. Każdy z nich trochę w życiu widział, taki Criscito dziś po raz pierwszy został zatrzymany przez bramkarza przy uderzeniu z rzutu karnego. Wcześniej strzelał z wyśmienitą skutecznością: 13/13 jedenastek kończyło się bramkami.
Pech polskiego golkipera polega na tym, że koledzy nie za bardzo z nim współpracują. W starciu z Genoą uratował ich siedmiokrotnie, w tym pięć razy po strzałach z pola karnego. Natomiast piłkarze z Florencji nie dali wielu szans do wykazania się jego vis a vis, czyli Perrinowi. Viola kopała wszędzie, tylko nie w światło bramki. 20 strzałów, tylko trzy celne próby – rozrzut większy niż kałasznikow.
Fiorentina pudłowała z każdej pozycji: z dystansu, z pięciu czy dziesięciu metrów, bez różnicy. Katastrofa.
Ale to, że koledzy niezbyt palą się do roboty w ofensywie, to nic. W końcowych minutach spotkania naszemu bramkarzowi puszczały już nerwy, bo tylko jego kapitalny refleks uratował Fiorentinę przed samobójem. Z pięciu metrów Polaka ustrzelił Nikola Milenković, ale dzięki przytomnej interwencji Genoa zyskała tylko korner. Po nim były bramkarz Jagi znów pofrunął – zdjął piłkę lecącą pod poprzeczkę. Drągowski pękł na minutę przed końcem podstawowych 90 minut. Andrea Pinamonti wyszedł na sam na sam, sunął z piłką dobre 20 metrów, wydawało się, że może już tylko spytać, w który róg posłać piłkę, ale nie z Polakiem takie numery – kapitalna parada uratowała punkty Fiorentinie, a Polak wymownie postukał się w głowę, kierując ten gest do swoich obrońców.
Strach pomyśleć, co czeka go za tydzień, bo przed meczem z Juventusem wykartowało się dwóch podstawowych defensorów jego drużyny.
W doliczonym czasie gry na boisku zobaczyliśmy również Filipa Jagiełłę, który jako ostatni rezerwowy Genoi pojawił się na placu gry. Cudów nie zdziałał, bo i za bardzo nie miał ku temu okazji. Martwi natomiast, że kiedy kontuzję odniósł Gaetano Castrovilli, Beppe Iachini posłał do boju Valetina Eysserica, a nie Szymona Żurkowskiego. Francuz dotychczas nie dostawał zbyt wielu szans, a jednak – stoi w hierarchii wyżej od Polaka. Szkoda.
Fiorentina 0:0 Genoa
***
A co się działo w pierwszym dzisiejszym spotkaniu włoskiej ekstraklasy? SPAL Arkadiusza Recy przegrało z Bolonią Łukasza Skorupskiego.
Lewy obrońca reprezentacji Polski po ostatnim udanym występie i asyście, dziś powinien pójść za ciosem i zdobyć gola. Reca uderzał z pola karnego, piłka przeleciała już obok Skorupskiego i… trafiła w głowę lecącego na wślizgu Tomiyasu. Niebywały pech.
Poza tym po akcji Polaka SPAL wywalczyło rzut karny, choć akurat w tej sytuacji zasługi nie należą wyłącznie do niego. Reca ograł rywala, zagrał płasko w pole karne, a tam obrońca powalił piłkarza SPAL. Skorupski w przeciwieństwie do Drągowskiego strzału z wapna nie wyjął, ale potem do siatki trafiali już tylko jego koledzy. Dwie z bramek padły po akcjach stroną Recy, jednak były piłkarz Wisły Płock zbytnio przy nich nie zawinił.
SPAL 1:3 Bologna (Petagna 23′ – Vicari 24′ sam., Barrow 59′, Poli 63′)
fot. NewsPix.pl