Jeśli ktoś liczył na to, że po odejściu odsądzanego od czci i wiary Ernesto Valverde, wszystko się w Barcelonie zmieni i to znów będzie ta maszyna, która lata temu cieszyła nas piękną grą, chyba już rozumie, w jak wielkim błędzie był. Może Setienowi wyjdzie w klubie, może nie, ale na pewno będzie potrzebował czasu, by przynajmniej spróbować poukładać te klocki. A niestety wygląda na to, że nie dostał najnowszego zestawu Lego, tylko jakieś zdezelowane rupiecie, połamane, od których odeszła już farba.
Innymi słowy: Barcelona wciąż jest absolutnie KOSZMARNA.
Wydawało się, że tak słabo jak w Pucharze Króla nie może Blaugrana już zagrać. Tam niby trudno było zmotywować się na rywala z trzeciej ligi, nie grały najlepsze karty z talii Dumy Katalonii i w ogóle dajcie spokój, „wygraliśmy, to wygraliśmy, po co drążyć.” A to nie takie proste. Ciężko było nam uznać, że na Ibizie Barcelona zaprezentowała słaby poziom, bo miała plażowy humor – raczej był to ciąg logiczny, a nie wypadek przy pracy. I rzeczywiście – dzisiaj z Valencią ekipa Setiena zaprezentowała się bardzo podobnie, tyle że rywal był z dużo wyższej półki, więc i wynik jest inny.
Gdyby ktoś nas zapytał, co chciała dzisiaj grać Barcelona, naprawdę mielibyśmy problem z odpowiedzią.
Fajnie, że miała ochotę wymieniać podania, ale to jak z mieszaniem herbaty, do której nie wsypało się cukru – możesz napieprzać łyżeczką, a i tak nic z tego nie będzie. Barcelona klepała, klepała, tu podanie, tam podanie, no ale w międzyczasie widzowie zasypiali, natomiast Valencia spokojnie się przesuwała i kończyła ten festiwal nudy w odpowiednim momencie.
Błysku i przyspieszenia goście zaproponowali dziś w malutkich dawkach. Gdy już się pokapowali, że od klepania piłką w kole boiska bramek im nie przybędzie, stwierdzili to, co zwykle: hej, Messi, a może byś tak…? Niestety i Argentyńczyk nie miał dzisiaj dnia, jak uderzył z pola karnego, to tuż obok słupka. Jak przymierzył z rzutu wolnego, to Domenech był na posterunku. Jak spróbował powtórzyć wcinkę z meczu przeciwko Betisowi: cóż, tylko górna siatka. Po raz kolejny – nie było Messiego, nie było Barcelony. Ale czy można mieć do Argentyńczyka pretensje? Absolutnie nie, to też mimo wszystko jest człowiek, ile on może ciągnąć tę zbieraninę za uszy? Ile meczów im jeszcze wygrać w pojedynkę? Mógłby mu ktokolwiek pomóc, tymczasem Messi musi gnić w samotności i naprawdę wygląda to bardzo przykro.
Co innego Valencia. Od początku tego meczu widzieliśmy pomysł Nietoperzy na to starcie i co więcej, był to pomysł dobry w swoim założeniu, jak i wykonaniu. Niech sobie goście klepią, ale daleko od naszej bramki, gdy się zbliżą, doskok, odbiór i szybka kontra. To działało, też dlatego, bo Barca była zgrana w tyłach jak Zagłębie Sosnowiec 18/19, ale i dlatego, że w kontrach Valencii było dużo jakości.
W pierwszej połowie jeszcze nie chciało wpaść. Ter Stegen wybronił rzut karny Gomeza, bo Urugwajczyk uderzył źle – nie patrzył na bramkarza, jedynie na piłkę i puścił strzał na idealnej wysokości dla golkipera. Potem gospodarze zaliczyli jeszcze obramowanie po interwencji niemieckiego bramkarza, próbował pomóc Pique strzałem samobójczym, ale i tym razem górą był Ter Stegen, uwijający się jak w ukropie. No ale nic nie może wiecznie trwać i szczęście Barcelony też musiało się skończyć, tym bardziej że goście nie wyciągnęli żadnych wniosków w przerwie. Najpierw więc Gomez naprawił swój błąd z pierwszej połowy i z pomocą rykoszetu napoczął Barcelonę. Następnie ten sam Gomez ustalił wynik spotkania, kiedy przyjął piłkę podeszwą w polu karnym, a potem uderzył idealnie po długim, nie dając Ter Stegenowi nawet szans na reakcję.
Zresztą, mogło być nawet 3:0, piłka wpadła bowiem do siatki po rzucie rożnym, ale sędzia uznał, że jeszcze przed wykonaniem kornera doszło do faulu i stały fragment należy powtórzyć. I w sumie nie ma co tego specjalnie rozważać – balansujemy wówczas tylko między deklasacją a kompromitacją Barcelony.
I co: jeśli Real wygra swój mecz, może odskoczyć od Barcelony na trzy punkty. Biorąc pod uwagę obecną formę Blaugrany, to całkiem spora zaliczka. Duma Katalonii obecnie nie wygląda na zespół, który byłby w stanie podjąć jakikolwiek pościg.
Valencia – Barcelona 2:0
Alba 48′ (sam.), Gomez 77′