Nie grał dzisiaj Robert Lewandowski, nasz naczelny przedstawiciel wśród snajperów w Europie, ale to nie znaczy, że Polacy nie mieli ochoty załadować jakichś bramek w czołowych ligach. Mieli i co więcej nie była to ochota w stylu pomysłu na randkę z Margot Robbie, tylko rzeczywiście zrealizowana. I tak się też składa, że milej na sercu może się zrobić trenerom z Lecha Poznań, bo strzelali wychowankowie Kolejorza: Jan Bednarek i Karol Linetty.
Ale też od razu uprzedzamy: choć trafiali, to nie mają się specjalnie z czego cieszyć.
Mimo to zacznijmy od tego pierwszego, bo… został rekordzistą – mianowicie to do niego od dziś należy tytuł najbardziej bramkostrzelnego Polaka w Premier League. Oczywiście Bednarek nie musiał się wspinać jakoś wysoko, bardziej kopiec kreta niż K2, ponieważ to było jego drugie trafienie i już jest rekord. Nie od dziś wiemy, że Anglicy na nasze zdolności futbolowe patrzą z politowaniem i do swojej ligi zapraszają incydentalnie, a nawet jak już zaproszą, to potrafią zakopać jegomościa w rezerwach. Cieszmy się więc z tego co jest.
Bo też warto dodać, że ta bramka Bednarka to naprawdę wysoki poziom techniczny:
Żadne dobicie na pustaka, tylko trudny strzał trochę zza siebie w idealnie to miejsce, do którego zasięgu nie miał bramkarz.
Dobre wiadomości były? Były. To teraz czas na złe. Southampton prowadziło już 2:0 z Wolves, ale przegrało ostatecznie 2:3. I niestety Bednarek maczał przy dwóch bramkach dla Wilków – najpierw wykonał wślizg z boku boiska, który przeciął tylko powietrze, a Traore zaraz z tego skorzystał, posłał piłkę do Neto i było 1:2. Natomiast przy zwycięskim trafieniu gości Bednarek nie potrafił po raz kolejny zatrzymać Traore, a ten tym razem zaliczył ostatnie podanie przy golu Jimeneza.
Choć akurat przy drugiej bramce usprawiedliwić Bednarka może to, że jego kolega z defensywy w dziecinny sposób złamał linię spalonego. Natomiast asekuracja w polu karnym u Polaka nie stała na najwyższym poziomie.
Okej, a co u Linetteego? Śmiech przez łzy. Tak, kapitanował Sampie. Tak, strzelił gola, kiedy to dobił uderzenie kolegi, będąc na szesnastym metrze. Tak… zostało to okupione porażką 1:5 z Lazio. Zespołowo było więc średnio, ale indywidualnie znów trzeba Karola wyróżnić (gol w drugim meczu z rzędu) i może tym razem czeka go przełom w reprezentacyjnej historii? Tego mu życzymy, nie jesteśmy tak bogaci w środku pola, by tego chłopaka ignorować.