Ruchy na rynku transferowym trwają, polskie zespoły szukają wzmocnień, jednocześnie pozbywają się zbędnego balastu. W tym żegnają kolejnych zagranicznych piłkarzy, dlatego postanowiliśmy sprawdzić, jacy obcokrajowcy odeszli z Ekstraklasy i co wnieśli jesienią do tego grania?
Mały spoiler: niewiele.
***
Samu Araujo (0 minut w lidze jesienią, średnia not: brak)
Jeden z hiszpańskiego zaciągu Arki. Panowie rywalizowali o to, kto wyróżni się najmniej, ale czy to właśnie Samu wygrał? Cholernie trudna sprawa. W lidze nie zadebiutował, w Pucharze Polski dostał swoją szansę przeciwko Odrze Opole i – jak wszyscy pamiętamy – w ogóle z niej nie skorzystał. Przypominał piłkarza tylko ze względu na strój, Arka – oczywiście nie tylko przez niego – odpadła z rozgrywek.
Azer Busuladzić (993 minuty w lidze jesienią, średnia not: 3,58)
Cóż, właściwie już wszystko powiedziano, pisaliśmy o tym TUTAJ. Facet nieznośnie przepłacony, bo w pewnym momencie należał do niego rekord kontraktowy w Arce, a na miejscu gdynian wolelibyśmy z tych pieniędzy robić łódeczki na morzu. Ani sensowny do przodu, ani skuteczny do tyłu. Klasyczna definicja szrotu.
Stefan Scepović (0 minut w lidze jesienią, średnia not: brak)
Kolejny zagraniczny wynalazek Jagi na pozycji napastnika. Najpierw był słaby, potem kontuzjowany. Dał się wypchnąć z klubu dopiero teraz i co zarobił, to jego.
Ivan Jukić (390 minut w lidze jesienią, średnia not: 3,17)
Długo zabawił w Koronie, grał w niej od sezonu 17/18. Czy zbawił polską Ekstraklasę? Nie, będziemy za nim tęsknić tak, jak za listopadową pizgawicą. Czy miał jakieś przebłyski? No coś tam kopał, strzelił siedem goli do bieżących rozgrywek. W tych już jednak kompletnie oklapł i go pożegnano. Uwaga: w klubie na razie został Luka Kukić.
To bramkarz, ale można pomylić. Generator kieleckich nazwisk miewa awarie.
Joao Amaral (838 minut w lidze jesienią, średnia not: 4,69)
Inny przypadek niż reszta, bo to solidny zawodnik, który umie grać w piłkę. Pewnie gdyby nie sytuacja osobista, to nawet nie odszedłby z Lecha na wypożyczenie. Zapamiętamy mu z rundy jesiennej chociażby śliczny gol z ŁKS-em, kiedy pobawił się z obrońcami, a potem celnie uderzył. Oczywiście: oczekiwania względem niego były większe, ale gdzie on, a gdzie Kukić. Nie mówimy tutaj o spalonych pieniądzach w kominku.
Dominik Nagy (416 minut w lidze jesienią, średnia not: 3,83)
Miłośnik ulicy Mazowieckiej w Warszawie. Kto nie ze stolicy, ten niech wie, że to nie miejsce słynące z siłowni czy czegoś w tym stylu, ale klubów nocnych. Może Węgier ma jakiś talent, bo parokrotnie pokazywał go na naszych boiskach, natomiast głowy do większego futbolu nie przejawia. Byli też w Polsce piłkarze, którzy umieli i się bawić, i grać, ale to jednak nie ten kaliber.
Iker Guarrotxena (158 minut w lidze jesienią, średnia not: 3,33)
Pogoń ma całkiem niezłą średnią na rynku transferowym, ale z Hiszpanem nie trafiła. To jest chimeryczny, ale w gruncie rzeczy dość przeciętny gość, u którego trudno wskazać konkretne atuty, wybijające go ponad ligową szarzyznę. Kosta Runjaić odpalił go bez żalu i trudno się dziwić.
Aleksandar Kolew (268 minut w lidze jesienią, średnia not: 3,25)
Legendarny napastnik ekstraklasowych boisk. Za dziesięć lat będziemy wspominać: był tutaj taki Kolew, nic nie umiał, ale cztery kluby zwiedził. Wszystko napisaliśmy TUTAJ, teraz tylko wzdychamy.
Ricardinho (1244 minuty w lidze jesienią, średnia not: 4)
W piłkę na pewno grać potrafi, jego bramka z Koroną to było cudeńko – wielu innych przy podobnej próbie połamałoby się na całą rundę, a on idealnie zmieścił ten strzał. Z jednej strony: dostał intratną ofertę z Emiratów, więc odszedł. Z drugiej: mimo przebłysków wiedzieliśmy, że stać go na więcej, ale jakoś tego nie pokazywał.
Trudno powiedzieć, byśmy jakoś bardzo tęsknili.
Asmir Suljić (47 minut w lidze jesienią, średnia not: 5)
Kto, kto?
No był taki gość w Zagłębiu, ale jakby przechodził na ulicy, to mało kto by się za nim obejrzał. Raczej tylko najwięksi fanatycy Ekstraklasy. Raz dał znośną zmianę z Lechią, stąd taka wysoka średnia, potem właściwie tyle go widziano. Fajnie, że wpadł, naprawdę.
***
Sami widzicie jak dramatycznie to wygląda. Nikt, kto grał choć trochę dłużej, nie dobił do średniej na poziomie wyjściowej noty. W najlepszym razie ci panowie byli przeciętni, w najgorszym (i najczęstszym): beznadziejni. Znaleźli się też tacy, którzy w ogóle nie grali, a przecież nie siedzieli w klubie za darmo, więc wypada pogratulować gospodarności. A że mamy 17 stycznia, to jesteśmy przekonani, że odejść w stylu „on tu był?!” jeszcze parę zobaczymy. Natomiast nasze kluby nie pozwalają nam się nudzić: zakontraktowały już 12 nowych zagranicznych piłkarzy i też wiemy, że to nie koniec.
I wiecie: my naprawdę rozumiemy, że ceny za polskich piłkarzy nie są najniższe. Ale czekamy i czekamy, aż kiedyś ktoś pójdzie w jakość, a nie w liczbę. Obawiamy się, że możemy nie doczekać.
Fot. FotoPyk