Polskie agencje menadżerskie sprzedawały już piłkarzy za większe pieniądze, że wspomnimy tylko o Arkadiuszu Miliku i Krzysztofie Piątku. Po raz pierwszy jednak agenci z naszego kraju przeprowadzili tak duży transfer zagranicznego zawodnika z jednego zagranicznego klubu do drugiego. Reprezentowany przez FairSport Stanislav Lobotka w środę oficjalnie został graczem Napoli. Celta Vigo ma dostać 20 mln euro plus cztery miliony bonusów.
O kulisach transferu słowackiego pomocnika rozmawiamy z Pawłem Zimończykiem, który na miejscu w Neapolu dopinał ten deal. Przy okazji dowiecie się też, jak wygląda sytuacja z przyszłością Kamila Wilczka.
***
Przeprowadziliście największy zagraniczny transfer zagranicznego piłkarza jeśli chodzi o polskie agencje. Macie w ogóle świadomość tego faktu?
Tak, ale to sukces polsko-słowacki, bardzo ważna sprawa dla naszego wspólnika Branislava Jasurka. Nie wiem, czy to nie największy transfer słowackiego zawodnika, do tego chyba rekord sprzedażowy Celty Vigo. Na pewno jest duma i przede wszystkim zadowolenie, bo Stanko Lobotka całą swoją postawą zasłużył na to. Temat jego transferu przewijał się długo i wreszcie udało się go dopiąć.
To wasz największy transfer, a czy był to też transfer najtrudniejszy, najbardziej stresujący?
Tak. Jeżeli ktoś nie zna kulis całej sprawy na przestrzeni ostatnich 20-30 dni, widzi teraz jedynie wielkie zadowolenie, ale po drodze było sporo stresów, zakrętów i momentów może nie tyle zwątpienia, co obaw, że nie uda się tej transakcji przeprowadzić. Koniec końców determinacja piłkarza, Brania i reszty ludzi z agencji, dała taki efekt, że wszystkie strony powinny być usatysfakcjonowane. Celta zrobiła dobry interes wykupując Lobotkę z Nordsjaelland po bardzo udanym dla niego Euro U-21 w Polsce. Napoli dostało zawodnika, którego w układance trenera Gennaro Gattuso brakowało, a Stanko otrzymuje szansę gry w Lidze Mistrzów, co jest marzeniem każdego piłkarza. W przyszłym miesiącu znów stanie naprzeciwko Barcelony, ale już w innych rozgrywkach.
Na czym polegały te zakręty i zwroty akcji?
Celta nie jest klubem potrzebującym pieniędzy. Sportowo w tym sezonie zawodzi, ale finanse ma w bardzo dobrym stanie, nagły zastrzyk gotówki nie był jej niezbędny. Celem jest utrzymanie w La Liga, musiał więc być znaleziony następca na pozycję nr 6 czy 8. Wydawało się już, że jest blisko, później znów był daleko, ale wreszcie po długich negocjacjach między klubami udało się uzyskać zgodę na testy medyczne, następnie pozostały tylko formalności.
Przeprowadzaliście ten transfer bez włoskiego pośrednika. To stanowiło dodatkowe utrudnienie?
Czy ja wiem? Myślę, że już po pierwszym trójstronnym spotkaniu między dyrektorem Celty, dyrektorem Napoli i nami było widać, że chcemy działać uczciwie i chcemy doprowadzić tę sprawę do końca.
Jak dużym zainteresowaniem cieszył się teraz Lobotka? Zakładam, że Napoli nie było osamotnione.
Stanko jest zawodnikiem, który pasuje do kilku stylów gry, kilku trenerów go chciało. Wiadomo, że każdy szkoleniowiec grę „szóstki” widzi po swojemu, nieco inaczej. Przekonaliśmy się o tym w Celcie. W pierwszym sezonie u trenera Juana Carlosa Unzue, który przeniósł do drużyny całą filozofię Barcelony, Stanko świetnie się odnalazł i to właśnie po debiutanckim roku w Hiszpanii zainteresowanie jego osobą było największe. Później Celta zmieniała trenerów, pojawiły się trochę inne systemy gry, niekoniecznie zawsze pasujące do Lobotki, ale sądzę, że i tak przez te dwa i pół roku prezentował bardzo równą, wysoką formę. Również to przekonało ludzi z Neapolu. W Vigo grał niemalże wszystko od deski do deski i nie schodził poniżej pewnego poziomu. Musieli go dokładnie obserwować, decyzji o takich transferach nie podejmuje się na podstawie jednego czy dwóch meczów. To musi być już dłuższa obserwacja, również na niwie reprezentacyjnej, gdzie Stanko występuje obok legendy Napoli, Marka Hamsika i prezentował się bardzo dobrze. Gol na Wembley, ostatnie udane mecze z Chorwacją czy Walią potwierdziły, że to piłkarz dużego kalibru.
Krótko mówiąc, Lobotka najlepiej się sprawdza w drużynach dominujących, utrzymujących się przy piłce, wymieniających wiele krótkich podań i stosujących dużą wymienność w środku pola.
Dokładnie, do zespołów, które na „szóstce” potrzebują zawodnika potrafiącego jednym dryblingiem zgubić pressing rywali i przyspieszyć akcję. Takich piłkarzy na tej pozycji jest na świecie niewielu, a właśnie tę umiejętność widzieli w nim ludzie z Neapolu i trener Gattuso. Nowa liga, nowe wyzwania, duże oczekiwania, ale z drugiej strony spełnienie marzeń i występy w Lidze Mistrzów. Będzie dobrze.
Dlaczego do transferu nie doszło po roku, gdy było największe zainteresowanie?
To było specyficzne okienko transferowe. Do ostatnich godzin w grze o Lobotkę pozostawały dwa kluby, Napoli w tym gronie się wtedy nie znajdowało. Coś poszło nie tak. Jak wiadomo, nie zawsze da się pogodzić oczekiwania wszystkich stron, nawet przy bardzo dużym zainteresowaniu.
Mieliście poczucie, że to powoli ostatni dzwonek na większy transfer Lobotki, że grozi mu zasiedzenie się w Vigo?
Zasiedzenie to złe określenie. Mówimy przecież o La Liga, świetnym miejscu do życia i wspaniałych ludziach, których tam spotkał. Stanko żegnając się z Celtą podkreślał, że z Vigo zostaną mu same dobre wspomnienia. Kilka razy mogliśmy się przekonać, jak dużym szacunkiem się tam cieszy – w klubie i wśród kibiców. Ale tak jak mówiłem, kluczem jest ta Liga Mistrzów. W Celcie byłoby o nią niezwykle trudno, Napoli z kolei niemal co roku walczy o scudetto i gra w Champions League, co daje możliwości rozwoju i bicia się o coraz wyższe cele. O to nam chodziło.
[etoto league=”ita”]
Macie przeświadczenie, że dzięki temu transferowi wchodzicie na wyższy poziom jeśli chodzi o zagraniczną część waszej działalności?
Myślę, że kilku zawodników po tym transferze zobaczyło, że ciężka praca popłaca. Najważniejsze jest to, co robią na boisku, ale mam poczucie, że nigdy nikomu nie zaszkodziliśmy. Przy transferze Stanko wszyscy ludzie pracujący w FairSport dali z siebie 200 procent. Wiedzieliśmy, jak bardzo transferu chce piłkarz, jak bardzo na niego zasłużył. Dla nas to też wielki dzień, jednak zawodnicy są tu najważniejsi i jeśli możemy spełnić czyjeś marzenia, jesteśmy w stanie to zrobić. Taki transfer buduje rangę firmy nie tylko w Europie Centralnej, ale już nawet w Chinach, gdzie świetnie radzi sobie inny nasz zawodnik John Mary. Współpraca z najlepszymi klubami w Europie może też pomóc innym piłkarzom, których reprezentujemy. Za 2-3 dni jeden z naszych Słowaków trafi do MLS, a niewykluczone, że uda się tam również polski zawodnik z naszej agencji, ale tutaj temat jest dalszy od finalizacji. Na teraz rozbieżności między klubem a piłkarzem są spore.
Z innej beczki: co z Kamilem Wilczkiem? Niedawno przedłużył kontrakt, ciągle strzela, ale podobno Broendby jest gotowe go teraz sprzedać.
Nie ukrywam, że we wtorek składając życzenia Kamilowi życzyłem mu tego, żeby prezent trafił do niego jeszcze w trwającym okienku. Kamil jest szczęśliwy w Broendby, zawsze to podkreślał, napisał w klubie niesamowitą historię. Ale jeżeli pojawią się oferty, które spełnią oczekiwania Duńczyków i będą w stanie zmienić życie Kamila, to wiadomo, że trzeba będzie spróbować. Na razie do tego dość daleka droga. Może nie pozostaje to w sferze marzeń, ale na pewno kolejnych dni ciężkiej pracy. Od dziś, kończąc sprawę Stanko Lobotki, skupiamy się na tym, żeby Kamil też był zadowolony jeszcze w styczniu. Co ciekawe, dyrektorem sportowym Broendby jest teraz Carsten V. Jensen, który sprowadzał Lobotkę do Nordsjaelland. Może to jakiś znak?
Rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. 400mm.pl