Bartosz Zmarzlik wygrał w minionym roku mistrzostwo świata na żużlu, więc w wieczór ogłoszenia najlepszego sportowca Polski stał się prawie tak nietykalny jak Jan Paweł II, natomiast zdaje się, że Piłsudskiego już przeskoczył. Nie można było wyrazić opinii na temat tego wyboru, a już krytyka, dajcie spokój. Rozjuszona rzesza ruszała z widłami, wielu odkrywało w sobie żużlowca, część miała problem z powrotem do domu, bo trzeba było skręcić w prawo, a w tę noc można było tylko w lewo. Futboliści oskarżeni o ból dupy, żużlowcy o fanatyzm. Nic pośrodku. Jak żyć?
Ja pozwoliłem sobie napisać na Twitterze, że jeden z argumentów świadczących o przewadze Zmarzlika nad Lewandowskim, czyli mistrzostwo świata, niezbyt do mnie trafia. Bo wybaczcie: gdy Igor Tracz w 2015 roku został mistrzem świata psich zaprzęgów (naprawdę), nikt jakoś nie podnosił jego kandydatury i nie wskazywał, że facet jest najlepszy na ziemi, więc jak to tak, musi być w dziesiątce. Co najmniej. Brakowało chyba też głosów dla Doroty Banaszczyk, gdy ta zostawała rok temu czempionem w karate (kategoria 55 kilogramów). A co sobie musi myśleć Daniel Poniedziałek? Przecież to mistrz kulturystyki z tego roku, zupełnie teraz niezauważony, a wyhodujcie takie mięśnie, trudna sprawa.
Mówię o dyscyplinach niszowych w skali świata i nikt mnie nie przekona, że żużel taką dyscypliną nie jest. Jak patrzę na podia indywidualnych mistrzostw świata z XXI wieku, to czasem wtargnie jakiś Rosjanin (jeden i ten sam), ale tak to są Szwedzi, Duńczycy, Australijczycy, Amerykanie, Brytyjczycy i Polacy. Już samo zestawienie tego towarzystwa ze Złotą Piłką jest wygodne dla żużla, bo to inne historie, ale cóż, futbol i tam potrafi być bardziej różnorodny, nawet jeśli ostatnio duopol ustanowili sobie Argentyńczyk z Portugalczykiem.
Poza tym nikogo nie mam zamiaru przekonywać, że piłka nożna jest bardziej wyrównana, rozpowszechniona od żużla i wchodzić w dokładne wyliczenia, bo jak ktoś tego potrzebuje to niestety: lekarza, a nie prasy.
O co mi zatem wczoraj chodziło: mistrzostwo świata na żużlu w skali globu niewiele znaczy i jeśli ktoś sądzi, że trudniej być czempionem w tej dyscyplinie, niż najlepszym strzelcem w futbolowej Europie, to znów potrzeba recept, nie akapitów. Czasem również czytam, że na motocyklach jeżdżą jeszcze gdzieś tam i to nieprawda, że chodzi o jakieś marne pięć krajów. Pytam jednak: jaki tam jest poziom i czy jest konkurencyjny względem reszty? Bo naprawdę w piłkę grają też w San Marino, tylko nic z tego nie wynika.
Natomiast… rozumiem dlaczego Zmarzlik wygrał. Po pierwsze to nie była gala globalna i Polacy mogą mieć gdzieś, że Hiszpanie się w ten sposób nie ścigają. U nas jest interesujące akurat to i nic światu do tego. Marcin Iwankiewicz pisał na Twitterze: Cała ta burza o #SportowiecRoku świadczy tylko o nieznajomości realiów i ignorancji. Przykładowo w Holandii Virgil van Dijk przegrał z Mathieu van der Poelem. W organizowanym od 1959 plebiscycie piłkarze wygrali w sumie tylko 4 razy – tyle ile Ard Schenk i Epke Zonderland solo.
Kto powie, jaki sport uprawiają ci panowie, bez sprawdzania? U nas pewnie garstka, w Holandii masa i o to chodzi, to ich sportowiec roku, nie nasz.
Po drugie, co zresztą wychodzi z pierwszego, ta gala to wbrew nazwie nie plebiscyt na najlepszego sportowca w roku, ale na najpopularniejszego. Nie twierdzę, że nawet w skali Polski Zmarzlik jest popularniejszy niż Lewandowski, bo nie jest, gdyby zajął drugie miejsce mało kto by go znał, natomiast konkurs popularności wygrał. Zmobilizowały się grupy żużlowe, kluby, kibice, których w Polsce jest naprawdę sporo i którzy chcieli jeszcze mocniej zaznaczyć obecność tego sportu w naszym kraju. Fani futbolu, nieco rozleniwieni, robić tego nie mieli ochoty, przeszli obok plebiscytu obojętnie, twierdząc, że samo się wygra (albo w ogóle mając to w dupie). Nie wygrało się, trudno, myślę, że Lewandowski nie zamieni się na życia ze Zmarzlikiem za statuetkę (choć pewnie delikatnie to go wszystko uwiera).
Analogicznie: sądzę, że konkurs na najlepszego polskiego muzyka wygrałby Zenek Martyniuk. Czy jest najlepszy? Nie. Ale lubimy disco-polo.
Wybór Zmarzlika na NAJLEPSZEGO sportowca roku w Polsce jest głupi. Co nie znaczy, że sam żużel i Zmarzlik są głupi, to wydaje się jasne, ale chyba trzeba to podkreślić. Lewandowski osiągnął więcej, pewnie w Bundeslidze jest więcej piłkarzy niż przyzwoitych żużlowców na świecie, już nie mówiąc o byciu najlepszym strzelcem w Europie.
Ale… to właśnie są plebiscyty, ich specyfika. Myślicie, że Oscary, Eurowizje, Złote Piłki zawsze wygrywał ten najlepszy? Nie, decydował jakiś moment, pospolite ruszenie, lepsza prasa, fala entuzjazmu. Tak już po prostu jest.
Natomiast zamykanie się na jakąkolowiek dyskusję jest już po prostu śmieszne. Niektórym nie wytłumaczysz, że możesz doceniać Zmarzlika i go lubić, ale jednak wyżej cenisz Lewandowskiego. Nie powiem, że to polskie, bo nie wiem jak się kłócą Rumuni i Szkoci. Nie chcę uderzać w populizm. Nie rozumiem jednak, dlaczego dla niektórych wszystko jest biało albo czarne. Zawsze jest jakieś gadanie o bólu dupy, jakby ludzie mający odmienne zdanie, machali rano pięścią w sufit, bo wygrał żużlowiec, a nie piłkarz.
Wygrał żużlowiec, rozumiem powody. Jednocześnie uważam to za niesprawiedliwe i krzywdzące dla Lewandowskiego. I co, chcę delegalizacji żużla, budowy obozów pracy dla żużlowców? No, nie, po prostu rozmawiamy o plebiscycie.
Na końcu i tak wiecie, co byście w ogromnej większości włączyli w telewizji, gdyby jednocześnie leciał finał mistrzostw świata na żużlu i marna 1/8 Euro 2020 z udziałem Polaków.
PAWEŁ PACZUL
Fot. FotoPyk