Po ostatniej kolejce były w tej kwestii jeszcze poważne wątpliwości, ale teraz Mariusz Stępiński znów zrobił krok w dobrą stronę. Napastnik Hellasu Werona trafił dzisiaj do siatki w zwycięskim meczu ze SPAL, ustalając wynik spotkania na 2:0 dla Gialloblu. I całe szczęście, że polski snajper wreszcie zaczął strzelać, ponieważ jego passa meczów bez zdobytego gola wygląda już naprawdę groteskowo.
Przypomnijmy – Stępiński sezon 2018/19, jeszcze w barwach Chievo Werona, zamknął z sześcioma bramkami na koncie. Wynik w gruncie rzeczy bardzo przeciętny, aczkolwiek klub Mariusza był totalnym autsajderem w Serie A, więc wielu sytuacji do popisania się kunsztem strzeleckim polski napastnik tam po prostu nie miał. Mógł głównie szarpać, walczyć, dokuczać rywalom. Swoją ostatnią ligową bramkę ustrzelił 2 lutego, w meczu przeciwko Empoli. Później nie udało mu się już zanotować ani jednego trafienia, choć praktycznie do samego końca rozgrywek Polak występował przecież regularnie w pierwszym składzie swojego klubu. Jakkolwiek cienkie by nie było Chievo, czternaście ligowych występów bez bramki na koncie to dla napastnika straszliwie długa posucha.
Co gorsza – przeprowadzka za miedzę, do Hellasu, wcale nie sprawiła, że Stępiński odżył.
W pierwszej części sezonu polski zawodnik bywał jeszcze podstawowym snajperem swojego nowego zespołu, nawet pomimo czerwonej kartki obejrzanej w meczu z Juventusem. Ale od początku listopada przestał już wybiegać na murawę w pierwszym składzie Gialloblu. Grywał tylko ogony. A na początku grudnia dwa mecze zdarzyło mu się nawet przesiedzieć od deski do deski na ławce rezerwowych.
– Najłatwiej byłoby odpowiedzieć, że jest zbyt słaby na Serie A, albo że to nie jego zadanie. Obie wersje są jednak zbyt dużym uproszczeniem. To oczywiste, że Stępiński nie jest napastnikiem klasy Lukaku, Ronaldo czy Dzeko i pewnie nigdy nie będzie. Nie jest jednak zbyt słaby na kluby z dolnych rejonów Serie A, bo im pasuje styl Polaka. To nie jest lis pola karnego czy klasyczny snajper, a bardzo pracowity zawodnik. Za to chwalił go niedawno Stefano Sorrentino, były kolega z Chievo, który wśród zalet Polaka wymienił również ruchliwość i grę głową. Tego właśnie wymagają od niego kolejni trenerzy. Strzelanie, wbrew pozorom, nie jest jego podstawowym zadaniem. Stępiński ma powalczyć o piłkę, utrzymać ją, zmęczyć i porozbijać przeciwnika, zrobić miejsce kolegom. Z tego wywiązuje się należycie – tłumaczył nam tę sytuację dziennikarz „Przeglądu Sportowego” i Onetu, Norbert Bandurski, specjalizujący się we włoskim futbolu.
Seria ligowych występów bez gola na koncie urosła w końcu do dwudziestu czterech spotkań. Pracowitość pracowitością, ale to już naprawdę katastrofalna passa.
I być może właśnie całkowite odsunięcie od gry pozwoliło Stępińskiemu podwójnie się zmobilizować i wreszcie odnaleźć dawno utraconą formę strzelecką. W szesnastej kolejce Serie A polski napastnik odegrał bowiem bardzo ważną rolę w remontadzie Hellasu, który w starciu z Torino wykaraskał się z wyniku 0:3 do przerwy i ostatecznie zremisował 3:3. Stępiński pojawił się na boisku w drugiej połowie, a w 84 minucie gry zapisał na swoim koncie wytęsknionego gola. Kluczowego dla losów meczu, bo wyrównującego.
Wcześniej Polak zmarnował też jedną niezwykle dogodną okazję do zdobycia bramki, więc tym bardziej istotne, że zupełnie się tą sytuacją nie zdołował, natychmiast wyrzucił ją z głowy i dalej szukał swojej szansy w polu karnym przeciwnika.
Dzisiejsze starcie Hellasu ze SPAL były napastnik Wisły Kraków również rozpoczął jako rezerwowy. Jeden gol to oczywiście o wiele za mało, by zamazać wielomiesięczną serię meczów bez żadnego trafienia na koncie.
Ale Stępiński mimo wszystko potwierdził, że jego forma strzelecka wreszcie zaczęła rosnąć. Tym razem pojawił się na murawie na kwadrans przed końcem spotkania i ustalił jego wynik na 2:0 golem w 85 minucie gry. Oczywiście jego trafienie nie budzi zachwytu – ot, dobre ustawienie w polu karnym i skuteczne dobitka. Ale porządny napastnik powinien właśnie w takich okolicznościach podrasowywać swoje statystki. Stać akurat tam, gdzie wyląduje piłka.
Na odtrąbienie ostatecznego sukcesu jest jeszcze o wiele zbyt wcześnie. Bo kiedy ostatni raz Mariusz zdobył w Serie A dwie bramki z rzędu? Ano na przełomie stycznia i lutego poprzedniego roku, tuż przed wpadnięciem w opisany powyżej wir nieudanych występów.
Oby tym razem Polak poszedł jednak za ciosem, zamiast znowu popadać w wielomiesięczną niemoc.
[etoto league=”ita”]
fot. NewsPix.pl