Trudno w to uwierzyć, ale Maria Szarapowa w kwietniu przyszłego – nadchodzącego wielkimi krokami – roku skończy 33 lata. Owszem, jeśli nazywasz się Rafael Nadal i czas się ciebie nie ima, to dwie kolejne trójki wcale nie wyglądają tak groźnie. Zmiana pokoleniowa w damskim tenisie trwa jednak w najlepsze, a w czołówce rankingu WTA (poza nieśmiertelną Sereną Williams) próżno szukać zawodniczek urodzonych jeszcze w latach 80. Nękana problemami z barkiem Rosjanka wypadła ostatnio nawet poza pierwszą setkę, ale powoli wraca do pełni zdrowia. 6 stycznia wystąpi w turnieju Brisbane International.
Człowiek to sentymentalna istota. Często łapiemy się na tym, że do starszych sportowców, zdarza nam się mieć wyjątkowo nieuzasadnioną sympatię. Możemy nawet za kimś wyjątkowo nie przepadać. Kiedy jednak mija czas, a nasz wspólny licznik rośnie, to automatycznie zyskuje on w naszych oczach. Tak to już bywa. Kiedyś połowa Polski absolutnie złorzeczyła Svenowi Hannawaldowi. Czy po zakończeniu kariery przez niemieckiego skoczka, ostali się jeszcze jacyś jego hejterzy? Nie bardzo.
Dlatego zawsze robi nam się miło, kiedy do akcji powraca przedstawiciel/ka starej gwardii. W tym przypadku Maria Szarapowa. Co prawda ciężko powiedzieć, aby Rosjanka uchodziła w jakimkolwiek środowisku za specjalnie niepopularną osobę, choć fakt faktem i ona miała swoje grzechy na sumieniu. I nie mówimy tu tylko o jej dość… głośnej grze. Niemal cztery lata temu – 23 marca 2016 roku, świat obiegła szokująca informacja: rosyjska tenisistka nie przeszła testów antydopingowych. W następstwie tego wydarzenia Międzynarodowa Federacja Tenisowa zawiesiła ją na dwa lata, choć ostatecznie karencja potrwała tylko do 26 kwietnia następnego roku.
Kolejne lata w wykonaniu byłej jedynki zestawienia WTA upłynęły pod znakiem kontuzji i sporadycznych, nieco rozczarowujących występów. Na dobre wypadła z czołowej dziesiątki rankingu, a za jej największy sukces w wielkoszlemowym turnieju należałoby uznać czwartą rundę US Open (2017 i 2018) oraz Australian Open (2019). Ostatni raz na światowych kortach widziano ją natomiast podczas tegorocznego US Open, z którym pożegnała się niezwykle szybko, ulegając w dwóch setach swojej wielkiej rywalce, Serenie Williams.
Od tego czasu problemy z barkiem na stałe wykluczyły Rosjankę z rywalizacji, a sezon 2019 zakończyła dopiero na 133. miejscu w rankingu. – Moim głównym celem jest powrót na korty w dobrej formie, bez oznak kontuzji. Chcę wrócić do rywalizacji i pracy, mądrze zaplanować sezon 2020. Ale przede wszystkim chcę pozostać zdrowa. Problemy z barkiem dokuczały mi od lat, a w tym roku nasiliły się bardziej niż kiedykolwiek – mówiła cytowana przez TennisworldUSA.
Najbliższą okazję do skrzyżowania rakiet otrzyma już 6 stycznia podczas turnieju Brisbane International, do którego została zaproszona na zasadzie dzikiej karty. Organizatorzy takim samym prezentem obdarowali również Venus Williams. Obsada nie będzie składać się jednak wyłącznie z wiekowych mistrzyń, bo w głównej drabince turnieju wystąpią chociażby Ashleigh Barty, Naomi Osaka oraz broniąca tytuł Karolina Pliskova.
Czego możemy oczekiwać od urodziwej Rosjanki? Ciężko powiedzieć, bo po prostu dawno nie widzieliśmy jej w akcji. Jeśli jednak problemy z barkiem nie wejdą razem z nią w Nowy Rok, to kibice mają prawo być dobrej myśli. Mówimy w końcu o pięciokrotnej triumfatorce wielkoszlemowych turniejów. A Andy Murray udowodnił niedawno, że wielcy mistrzowie potrafią wracać w wielkim stylu.
fot. NewsPix.pl