Reklama

Ranking Weszło – bramkarze 2019

redakcja

Autor:redakcja

24 grudnia 2019, 13:04 • 8 min czytania 0 komentarzy

Guess who’s back? Jak co roku zapraszamy was do wielkiej dyskusji na temat osiągnięć polskich piłkarzy w minionych dwunastu miesiącach. Układ jest prosty. My mozolnie, pozycja po pozycji przygotowujemy rankingi, w których klasyfikujemy po dziesięciu naszych najlepszych graczy, wy równacie nas z ziemią, piszecie, żebyśmy zajęli się uprawą bobu, a nie piłką i od czasu do czasu przyznajecie nam rację (tak, zdarzały się takie przypadki). Generalnie wszyscy dobrze się bawimy, doceniając przy okazji największych kozaków, a także stwierdzając, na jakich pozycjach jesteśmy głęboko w dupie. Dla mniej cierpliwych – rankingi lewych obrońców i ofensywnych pomocników będą – hmmm, jak by to ująć – frapujące.

Ranking Weszło – bramkarze 2019

 Ale zaczynamy rzecz jasna od bramkarzy. Nim wystartujemy, jeszcze krótkie przypominajki.

Pierwsza – patrzymy na ostatni rok, czyli to, że ktoś tak generalnie jest dobrym piłkarzem schodzi na bok, liczy się okres pomiędzy pierwszym dniem stycznia 2019 a momentem, w którym kończyliśmy głowić się i dyskutować nad listą (czyli kilka godzin przed publikacją). Pamiętajcie też, by przykładać tę samą lub nawet większą wagę do wiosny, kiedy rozgrywane są kluczowe mecze, bo uleganie najświeższemu wrażeniu, o które nietrudno, bywa złudne.

Druga – każdemu z wyróżnionych graczy przyznajemy jedną z pięciu klas, by jakoś wyrazić różnice pomiędzy zawodnikami.

– międzynarodowa
B – reprezentacyjna
C – wyższa ligowa
D – solidna ligowa
E – z braku laku

Reklama

Określeń tych nie należy traktować dosłownie i stwierdzać na przykład, że klasa D dyskwalifikuje piłkarza w kontekście reprezentacji Polski. Dalej – klasy są dość obszerne, czasami pomieszczą na przykład i zawodnika radzącego sobie za granicą, i mocno wyróżniającego się ligowca ze słabiutkiej Ekstraklasy. Ale to najlepiej przerobić na przykładzie, a tak się składa, że bramkarze są dobrym.

Konkretnie ci najlepsi. Nietrudno było wskazać pierwszą dwójkę, która góruje ponad resztą. Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański. Znów. Generalnie robi nam się z tego cała saga. To już siódma odsłona naszych rankingów i… zobaczcie sami.

2013: Wojciech Szczęsny
2014: Wojciech Szczęsny
2015: Łukasz Fabiański
2016: Łukasz Fabiański
2017: Wojciech Szczęsny
2018: Łukasz Fabiański

Tak jak w kadrze zaciekle walczą o bluzę bramkarza z numerem jeden, tak i tutaj toczą wyrównany bój. Dziś na prowadzenie wychodzi Szczęsny, bo w przypadku tego roku nie mieliśmy żadnych wątpliwości, iż wypadł lepiej. Już sam fakt, że bramkarz Juventusu znalazł się w dziesiątce nominowanych do nagrody im. Lwa Jaszyna jest tu cholernie wymowny. Ostatecznie zajął 9. miejsce, ale znalezienie się w tym samym gronie co Alisson czy ter Stegen to ogromne wyróżnienie, a Fabiańskiego – z całym szacunkiem – raczej nikt nie brał tu nawet pod uwagę.

Za nami rok, w którym Szczęsny potwierdził, iż władze Juventusu nie pomyliły się przy wyborze następcy Gianluigiego Buffona. Od czasu do czasu pojawiają się pogłoski, że włoski potentat myśli o tym czy innym bramkarzu (tu o De Gei, tam o Donnarummie), ale ujmijmy to tak – w przypadku tak wielkiego klubu liczba plotek wyprodukowanych przez dziennikarzy musi się zgadzać. Taki pracodawca to oczywiście nie tylko rozdmuchana otoczka, ale też wielkie oczekiwania. W poprzednim sezonie, gdy na pokładzie był Cristiano Ronaldo, numerem jeden było wśród nich wygranie Ligi Mistrzów. Rzecz jasna się to nie udało, ale wielkiej winy Szczęsnego się w tym raczej nie doszukamy. Po pierwszym wiosennym meczu, przegranym 0-2 z Atletico, był wybrany najlepszym graczem Starej Damy, dzięki któremu strata w ogóle była jeszcze do odrobienia, co tydzień później się zresztą udało. Dwumecz z Ajaksem? Chwalony po pierwszym spotkaniu, a po rewanżu, mimo puszczenia dwóch goli, znów wybierany najlepszym graczem swojej drużyny. O tym, ile razy Szczęsny był bohaterem Juventusu w samej Serie A, nawet nie ma sensu wspominać.

Reklama

Kadra to oczywiście nieco inna historia. Najpierw to Szczęsny wygrał sobie miejsce między słupkami, gdzie sprawował się bez zarzutu. Później wypadł ze względu na kontuzję i jedynką na jesienne mecze miał być już zastępujący go Fabiański. Ale zanim golkiper Juve zdążył przywyknąć do roli rezerwowego, ledwie po dwóch meczach Fabiańskiego (słabszym ze Słowenią i bardzo dobrym z Austrią) zdrowie przeszkodziło rywalowi i nastąpił powrót do klatki, w której Szczęsny znów wyglądał dobrze. Była w tym odrobina szczęścia, ale koniec końców do walki o grę w pierwszym składzie na Euro przystąpi z pole position.

Skoro już ustaliliśmy, który był lepszy, pozostaje kwestia klas, od których wyszliśmy. Szczęsny to A i to nie podlega dyskusji. Fabiański? Naszym zdaniem A również się broni, choć nie jest to oczywisty wybór. Bardziej doświadczony z tych bramkarzy gra w gorszym klubie i o zupełnie inne cele, ale spójrzmy na sprawę z innej perspektywy. Mówimy o najlepszym – przynajmniej zdaniem kibiców, ale chyba nie tylko ich – piłkarzu 10. drużyny Premier League. Klubu, który na transfery potrafi wydać blisko 100 milionów euro w sezonie. Wiosną “Fabian” przyklepał tytuł bramkarza Premier League, który obronił najwięcej strzałów w całej lidze. Ponad połowę jesieni stracił przez wspomnianą kontuzję, ale jego brak w bramce “Młotów” wyraźnie podkreślił klasę Polaka. Szybko skończyła się seria meczów bez porażki (na sześciu), a rozpoczęła seria spotkań bez zwycięstwa (głównie porażek). Roberto to nie ten rozmiar kapelusza, więc z czasem Pellegrini sięgnął nawet po wcześniejszy numer trzy i tak 33-letni David Martin stawia swoje pierwsze kroki w Premier League. Pilnuje miejsca do momentu, w którym wróci Pan Bramkarz.

Gdy schodzimy niżej, przede wszystkim widzimy, że nie mamy się czego obawiać, bo grupa pościgowa jest na wysokim poziomie. Po drugie, że dojść musiało do pewnych przetasowań – miejsce na podium stracił numer trzy kadry i pewniaczek na tej pozycji w ostatnim czasie. Bo o ile Łukasz Skorupski to gwarancja stabilizacji na wysokim poziomie, o tyle rzeczy wielkie w tym roku robili Rafał Gikiewicz i Bartłomiej Drągowski. Pierwszy poprowadził Union Berlin do historycznego awansu do Bundesligi, a także wykorzystał swoja szansę na poziomie niemieckiej elity (we Freiburgu prawdziwej nie dostał). Zaglądamy do Kickera i znajdujemy potwierdzenie tych słów – w poprzednim sezonie na zapleczu niemieccy dziennikarze wyżej oceniali tylko jednego piłkarza (Jhona Cordobę z wygrywającego ligę FC Koeln), a poziom wyżej Gikiewicz jest na 17. miejscu w klasyfikacji magazynu (a bywał nawet w pierwszej dziesiątce). Telewizja Deutsche Welle wybrała go do jedenastki jesieni. Z kolei Drągowski to fenomenalna wiosna, w trakcie której pobił rekord Serie A w liczbie interwencji w czasie jednego meczu (17 obron w spotkaniu z Atalantą – mówimy o historii najnowszej, bo dane zbierane są przez Optę od sezonu 2003/04) i generalnie długo trzymał Empoli w grze o utrzymanie, bo takich spotkań miał więcej. Dzięki nim uznano, że powinien był pierwszym bramkarzem Fiorentiny, choć wcześniej doznał w tym klubie kilku upokorzeń i wydawało się, że to przegrana sprawa. Jesienią może już nie zachwyca tak jak w Empoli, ale we Florencji raczej nikt nie żałuje podjętej decyzji. No, może poza ostatnim meczem z Romą. Ale i tak jego najsłabszy moment nie miał miejsca na boisku – doszło do niego wtedy, gdy wykpił się z młodzieżowego Euro “kontuzją”, co później podobno przypłacił brakiem powołania do pierwszej kadry.

Martwić nie musimy się również dlatego, że powiało świeżością na liście. Drągowski na nią powraca, ale wciąż ma dopiero 22 lata. Debiutują za to dwa lata młodsi Kamil Grabara i Radosław Majecki. Pierwszy w końcu zaczął bronić i chyba można powiedzieć, że pokazał, iż mocny jest nie tylko w gębie. Najpierw zaliczył naprawdę udane, pełne indywidualnych wyróżnień wypożyczenie do duńskiego Aarhus, później – pomimo piątki od Hiszpanów – dobre Euro U-21. Jesień to w pewnym stopniu lekcja pokory, bo na poziomie Championship zdarzają mu się wstydliwe klopsy, ale swoją wymowę ma fakt, iż miejsca między słupkami Huddersfield nie traci. Ma już na Wyspach swoją markę. Majeckiego na razie stawiamy półeczkę niżej, choć to on jako pierwszy dostał powołanie do dorosłej kadry. No ale nie ma co kryć – jakkolwiek to zabrzmi, wynikało ono też poniekąd z tego, że bramkarz Legii przegrał rywalizację w U-21. W klubie ma za sobą rok, o którym trudno jednoznacznie powiedzieć, że był udany. Wiosną ze względu na kontuzję stracił kluczowy w kontekście walki o mistrzostwo okres. Z kolei za jesień raczej nie umieścilibyśmy go w piątce najlepszych bramkarzy ligi. W pucharach było nieźle, w lidze jeden mecz zawalony i jeden obroniony – koniec końców jest po prostu solidnie.

Młodzież rozdziela Bartosz Białkowski, który spadł z Championship z Ipswich Town, ale raczej nie było w tym wiele jego winy, gdyż szybko znalazł zatrudnienie w Millwall, w którym regularnie gra. Stawkę uzupełniają Artur Boruc, który w styczniu – po 1,5 roku siedzenia – wstał z ławki w Bournemouth, by zagrać w Premier League i rozgrywając 12 spotkań do końca sezonu, pokazał, że wciąż nie zardzewiał, a także Adam Stachowiak z tureckiego Denizlisporu. Wiosną wywalczył awans do elity, zaliczając po drodze osiem czystych kont, a poziom wyżej narobił zamieszania, broniąc trzy rzuty karne w trzech pierwszych kolejkach. Poza tym “wybrykiem” wygląda przyzwoicie i Lech Poznań może żałować, że odrzucił jego zaloty, gdy bramkarz chciał wrócić do kraju. Warto wspomnieć, że wyróżnił się w tym roku również Filip Kurto, którego w maju wybrano najlepszym bramkarzem ligi australijskiej, no ale ranking nie jest z gumy.  Kto dalej? Chyba Jakub Słowik, który solidnie popracował w Śląsku na ciekawy transfer do Japonii, a w Azji nie popsuł świetnej opinii, którą nasi bramkarze mają tam dzięki Krzysztofowi Kamińskiemu (którego również braliśmy pod uwagę, choć przez ostatnie dwa miesiące był poza pierwszym składem Jubilo).

g123nPQ

Jutro kolejny odcinek – prawi obrońcy.

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...