Zawsze cieszy, gdy Polak w zagranicznym klubie cieszy się taką renomą, że aż dostaje opaskę kapitańską. Trzeba być naprawdę kozakiem, nie tylko piłkarskim, by takiego zaszczytu się dorobić. I wczoraj ten zaszczyt kopnął Karola Linettego, który pierwszy raz wyprowadził Sampdorię na mecz Serie A jako Il Capitano – mało tego, bardziej prestiżowego meczu być nie mogło, Sampa mierzyła się z Juventusem.
Ile razy słyszeliśmy te gadki: trener mnie nie lubi, koledzy w zagranicznej szatni nie znają polskiego, nikogo nie rozbawiło, jak zamknąłem asystenta w kiblu i wylałem na niego z góry wiadro wody. Tych historii zagubienia na Zachodzie przerobiliśmy tak wiele, że to naprawdę od razu cieszy oko, jak przed pierwszym gwizdkiem Karol wymienia proporczyk z Bonuccim.
To, co jest tu jednak najistotniejsze, to że opaska jest efektem i zwyżki formy, i ewidentnego zaufania od Ranieriego: przecież owszem, Karol wczoraj pierwszy raz wystąpił z opaską w Serie A, ale dwa tygodnie temu był już kapitanem Sampy w meczu z Cagliari w Coppa Italia. Wiadomo, że jak zagra znowu Quagliarella to on będzie nosił opaskę, ale Linetty jest po prostu w tym momencie najwyraźniej u Ranieriego jedną z ważniejszych postaci w szatni.
To istotniejsze tym bardziej, że Linetty miał takie sobie wejście w sezon, mówiło się, że zwalnia, że nie robi progresu. Siadywał na ławce, przyplątał się uraz mięśnia przywodziciela – nie jest fajnie, gdy pojawia się nowy trener, a ty na pierwszych jego kilka meczów jesteś poza treningami, bo się leczysz. Gdy wrócił też początkowo grał w niepełnym wymiarze czasowym, ale teraz sytuacja jest już zupełnie inna.
Przypomnijmy też, że Linetty był jednym z bohaterów derbów Genoi w poprzedniej kolejce Serie A: to jego przechwyt, a później mądre pociągniecie akcji było kluczowe przy bramce, choć oczywiście nie odbieramy Gabbiadiniemu, uderzenie soczyste.
Od 2:46.
Za derby dostał notę 7, a La Gazetta dello Sport pisała: „Już wcześniej był jednym z najlepszych; zaliczył kluczowy odbiór, podciągnął z piłką i wyłożył ją Gabbiadiniemu. Skuter nie do zajechania”.
Wczoraj bardziej błyszczeli inni, a Stara Dama wygrała 2:1 – wiadomo, że na tle Juve, delikatnie mówiąc, ciut trudniej zrobić kilka przerzutów raboną, ale nie zmienia to faktu, że wiadomość jest bardzo dobra, także w kontekście reprezentacji Polski. Przecież ten chłopak umie grać, to bezdyskusyjne. Czego mu brakowało w biało-czerwonych? Cytując klasyka: coś mu nie mogło w głowie przeskoczyć. Opaska kapitańska w Serie A musi pomóc mu jeszcze mentalnie dojrzeć, dodać pewności siebie – niby nie mówimy o nastolatku powołanemu awaryjnie z grupy spadkowej, ale tego jakby brakowało Linettemu na kadrze. Jak się z pewnej zachowawczości wyleczy, to może być zupełnie inny piłkarz dla reprezentacji.
Fot. NewsPix