Idąc na stadion Górnika Zabrze od ulicy Roosevelta, schodząc po schodach od przystanku autobusowego, trafia się na sklep klubowy. Z jego dwóch szyb patrzą na potencjalnych klientów wielcy Igor Angulo i Łukasz Wolsztyński. Patrząc na zasługi dla bramkowego dorobku Górnika w tym sezonie, to najbardziej fortunny z możliwych wyborów.
Angulo to autor 7 goli, 2 asyst i 2 asyst drugiego stopnia, Wolsztyński – 2 bramek, 3 asyst i 3 asyst drugiego stopnia. Nikt inny w zespole Górnika nie może się z tą dwójką równać w kwestii goli, przy których maczał palce. Jimenez trafiał sześciokrotnie, Janża ma 4 asysty i 1 asystę drugiego stopnia, ale to najbardziej ten wysunięty duet wracającego do ekstraklasy dwa i pół roku temu Górnika daje mu najwięcej wymiernych korzyści w trwających rozgrywkach.
Pozycja Angulo w zespole jest niepodważalna. Mimo że przecież trwa przeciąganie liny w kwestii wygasającego latem kontraktu, że Bask ma już 35 lat, to jednak Marcin Brosz nie odważył się zagrać choć jednego meczu bez swojego snajpera. Dziś to jeden z czterech piłkarzy z kompletem minut w lidze, ta lista z całą pewnością skurczy się do maksymalnie trzech nazwisk jeszcze dziś, bo za żółte kartki wisi Sekulić.
Zupełnie inaczej sprawy się mają z Wolsztyńskim.
„Wolsztyn” na osiemnaście meczów możliwych do rozegrania zagrał we wszystkich, owszem, ale tylko we dwóch w pełnym wymiarze czasowym. Mało tego, nawet połowy meczów ligowych nie rozpoczął w pierwszym składzie. Dużo chętniej Marcin Brosz stawia na przykład na Davida Kopacza, który zaczynał jedenaście spotkań. I to mimo, że jego bilans jest zawstydzający.
Zero goli.
Zero asyst.
Zero asyst drugiego stopnia.
Ostatnio jakkolwiek przysłużył się Górnikowi w akcji bramkowej, bo przeciwko Wiśle wywalczył zamienionego na gola przez Angulo karnego. Ale ani Kopacz szczególnie groźny, gdy strzela (11 strzałów w tym sezonie, 3 celne), ani jakoś wybitnie nie kreuje sytuacji partnerom. Ma szóste xA w zespole, niższe od Janży, Sekulicia, Angulo, Wolsztyńskiego i Jimeneza – czyli w zasadzie od wszystkich zawodników żywo zainteresowanych nacieraniem na bramkę rywala. No, prawie od wszystkich, niższe ma tylko Kamil Zapolnik. No umówmy się, to nie jest poprzeczka zawieszona dla Jeleny Isinbajewej w jej szczytowej formie.
[etoto league=”pol”]
Gdzie szukać więc przyczyn tego, że Wolsztyńskiego w większości spotkań próżno było szukać w pierwszej jedenastce? Na początku sezonu, w rozmowie z TVP Sport, Wolsztyński stwierdził: „moim zdaniem szkoda, że Górnik to [profil drużyny opartej o młodych Polaków] stracił. Trudno mi się do tego odnosić, bo nie ja o tym decyduję, ale kibice bardziej utożsamiali się z zespołem, który mieliśmy dwa lata temu” czy „uważam, że flaga obcego kraju przy nazwisku nie przekłada się automatycznie na jakość”. No i powiedzmy, że nie wszystkim w klubie się takie podejście „Wolsztyna” do zagranicznego zaciągu spodobało, to na pewno nie pomogło mu w walce o skład.
Pomaga jednak sobie sam. Regularnie, uporczywie, z charakterystyczną dla siebie zawziętością, dobija się do pierwszej jedenastki. I cóż, nawet jeśli ta czy tamta cecha charakteru komuś nie odpowiadają, po prostu trudno mając gościa zamieszanego w 7 z 20 goli w lidze trzymać go na ławce i cały czas traktować wyłącznie jako jokera.
fot. FotoPyK