W Cracovii co jakiś czas wcale nie tak cicho mówi się nawet o mistrzostwie, ale trudno traktować takie deklaracje poważnie, gdy później “Pasy” dwukrotnie przegrywają z ŁKS-em. ŁKS-em, który oprócz tego wygrał jeszcze w tym sezonie ligowym dwa razy i do tej kolejki miał tyle samo punktów co zamykająca stawkę Wisła Kraków. Gospodarze mocno się dziś wahali, czy na pewno sięgać po pełną pulę. Rywale jednak wzięli te dylematy na siebie.
Cracovia zrobiła wszystko, żeby nie wygrać. Po pierwsze – była niebywale nieskuteczna. Van Amersfoort strzelając głową z paru metrów nie pokonał Malarza, a chcącego dobijać z dwóch metrów Rafaela Lopesa zdołał zablokować Rozwandowicz. Później to właśnie Portugalczyk wziął na siebie zawalanie akcji ofensywnych gości. Najpierw nie trafił w bramkę po idealnym dograniu Wdowiaka, następnie zaś zepsuł niespodziewaną kontrę 3 na 2. Powinien uderzać, zamiast tego wolał podawać i zdołał zablokować go Klimczak.
Po drugie – krakowianie mieli naprzeciw siebie zespół pudłujący równie mocno (a może nawet jeszcze bardziej), ale nie dali mu wyboru prezentując rzut karny. No już bardziej z niczego nie da się jedenastki zrobić. Trudno nawet mówić, że Maciej Wolski zrehabilitował się za pudła z pierwszej połowy (zaraz do nich wrócimy), bo po prostu podał piłkę Peskoviciowi, tyle że już po fakcie mocny stempel na jego kostce postawił Helik. Wielki brak opanowania stopera “Pasów”.
Dani Ramirez z jedenastu metrów strzelił pewnie i ŁKS już tego nie wypuścił. Podopieczni Michała Probierza po zmianie stron głównie bili rekordy w liczbie bezsensownych dośrodkowań. Po dobrym początku mocno z tonu spuścił nawet Janusz Gol. W końcu jednak Helik faktycznie mógł odkupić winy. W zamieszaniu fajnie przyjął i dobrze strzelił, ale Malarz znów pokazał, że na pewno nie jest za stary na Ekstraklasę.
Jego interwencja nie byłaby tak ważna, gdyby wcześniej koledzy z pola zrobili swoje. Wspomniany Wolski do przerwy powinien być już bohaterem z dwoma golami na koncie. O ile można jeszcze jakoś od biedy zrozumieć, że odchylił się po podaniu od Klimczaka, o tyle to, co wydarzyło się pod koniec pierwszej odsłony, zaskoczyło nawet nas, zahartowanych we wszelkich ekstraklasowych absurdach. Mały bilardzik w polu karnym, piłka przechodzi do niepilnowanego Wolskiego, Pesković leży, a on… No, zobaczcie sami. Wstyd byłby gdyby chodziło o drugą ligę zakładową w fabryce śrubek, a co dopiero mówić o zawodowym kopaniu.
To jest koniec świata ♂️#ŁKSCRA pic.twitter.com/4NCVo6KqVk
— Jarosław Koliński (@JareKolinski) December 1, 2019
ŁKS ciągle ma za dużo ludzi do grania wstępu na fortepianie, brakuje natomiast ludzi, którzy dadzą czadu w refrenie. Dziś rywal podał pomocną dłoń, ale to się będzie zdarzało od czasu do czasu. Kazimierz Moskal posadził na ławce Trąbkę i Pyrdoła, dając szansę Wolskiemu czy Piątkowi i całościowo wcale nie jesteśmy przekonani, że wyszło na jego – mimo iż na tablicy wyników jest dobrze. Pewne problemy pozostały.
Cracovia miała ostatnio fajną passę – cztery mecze, same czyste konta, 10 punktów. Kibice Pasów może znów się na nas rzucą, ale podkreślimy to jeszcze raz: wyniki były lepsze niż sama gra. W końcu więc musiał nadejść moment, w którym trochę się to zbilansuje. ŁKS dzięki tej wygranej uspokoił atmosferę po trzech z rzędu porażkach i traci już tylko punkt do strefy bezpiecznej.
Fot. 400mm.pl