Z czym kojarzy się pucharowa przygoda Piasta Gliwice, która zakończyła się na przegranych dwumeczach z BATE i Riga FC? Abstrahując od tego kolesia, który robił sobie dobrze w lokalu z hamburgerami, nam ze zmarnowanymi sytuacjami oraz babolami Frantiska Placha i obrońców gliwiczan. To trauma, o której kibice mistrza Polski chcieliby pewnie jak najszybciej zapomnieć, ale nie ułatwiają im tego piłkarze Waldemara Fornalika. Dzisiejszy mecz ze Śląskiem to – wypisz, wymaluj – ten sam dramat w ich wykonaniu.
To, że Piast w pierwszej połowie nie zapakował gościom dwóch bramek, jest nieporozumieniem. To, że nie trafił ani razu, zwykłą kompromitacją. Szybka wyliczanka:
– Parzyszek załadował w poprzeczkę,
– Golla wybił piłkę z linii bramkowej po “strzale”… Łabojki,
– Konczkowski w kapitalnej sytuacji z ośmiu metrów pieprznął prosto w Putnockiego,
– Golla po raz drugi wybił piłkę z linii po strzale głową Felixa.
Ekipa mistrza Polski była przynajmniej o klasę lepsza, ale za nic nie potrafiła tego udokumentować. Oczywiście trzeba doceniać Gollę, bo dwie tak ważne interwencje w trakcie połówki to świetny wynik, jednak nie może to zwalniać gliwiczan z odpowiedzialności za bezbramkowy wynik. Zaznaczamy wyraźnie, że wymieniliśmy tylko te najlepsze sytuacje. Takich, z których bramki czasami też padają, było znacznie więcej. A goście z Wrocławia na 10 strzałów Piasta w pierwszej połowie, z których aż 6 było celnych, odpowiedzieli 2 próbami, tylko jedną zmierzającą w światło bramki.
W drugiej połowie doszły do tego pomyłki, które siłą rzeczy kojarzą się z potyczkami z Białorusinami i Łotyszami. Na początek Tomas Huk w głupi sposób zagrał piłkę ręką w polu karnym i z jedenastu metrów trafił Pich. Słowacki obrońca dostał dziś swoją szansę, bo fatalnie z Lechem wypadł Malarczyk, ale chyba postanowił mu dorównać. Druga bramka dla Śląska to już wyjątkowa szmata puszczona przez Placha – Łabojko załadował z dalszej odległości, normalnie bramkarz Piasta łapie takie piłki w zęby, ale tym razem tylko odbiła mu się od ręki i zatrzepotała w siatce. Na dokładkę Płacheta wykończył podanie Gąski, który zebrał piłkę po zmarnowanej okazji przez Cholewiaka i było pozamiatane.
Tym samym Piast drugi raz z rzędu dostał 0-3 w ryj. Niby zadziwiające, ale to jednak Ekstraklasa.
No i nie zrozumcie nas źle, Śląsk koniec końców wypada docenić. Za sprawą Golli i Putnockiego, z dużą dozą szczęścia, przetrwał ostrzał, a później pokazał, jak należy korzystać z nadarzających się okazji. Właśnie tak to widzimy – mistrz Polski jak uczniak siedział na wykładzie prowadzonym przez ekipę z Wrocławia. Piłkarze Laviczki wielkiej piłki nie grają, ale zwyciężyli po raz piąty z rzędu, co daje im pozycję lidera. Oczywiście do końca kolejki mogą ją jeszcze stracić, ale pamiętajmy, że mówimy o drużynie, która wcześniej miała długaśną serię meczów bez zwycięstwa. Ten problem już dawno ma z głowy.
Fot. 400mm.pl