Musimy się wam do czegoś przyznać – mamy sentyment do Nickiego Bille Nielsena. Przez Ekstraklasę przewinęło się mnóstwo lepszych zawodników, ale podczas gdy ich dalsze losy nam zazwyczaj zwisają, poczynania Duńczyka śledzimy dość dokładnie. Fakt – nie jest to szczególnie trudne, bo gość, który po przebudzeniu wypija kawę, a później przypomina sobie, że nienawidzi Legii, sam pcha się na czołówki mediów. Oczywiście, choć jest tylko dwa lata starszy od Christiana Gytkjaera, nie ze względów piłkarskich.
Co odwalił tym razem? Ano to, że olał klub, który wyciągnął do niego pomocną dłoń. Duńczyk zamierzał podjąć próbę powrotu do uprawiania piłki nożnej w Ishöj IF, zespole z duńskiej czwartej ligi, do którego zgłosił się w lipcu tego roku. Motywacji wystarczyło mu na krótko. Mamy końcówkę listopada, a on w nowym zespole nawet nie zadebiutował. I okazuje się, że już nie zadebiutuje, bo klub postanowił go wyrzucić z powodu nieobecności na kolejnych treningach.
Jeszcze na początku października Murat Kutuk, dyrektor sportowy Ishöj IF, zapewniał ciekawskie media, że wierzy, iż napastnik jego drużyny się ogarnie. Co prawda przyznawał, że piłkarz nie stawiał się w klubie już od trzech tygodni, ale jeszcze nie zamierzał do skreślać. – Widziałem na Instagramie, że trochę biega, ale poza tym wiem niewiele. Gdy czasem się do niego odzywam, pisze “przyjdę, przyjdę”, ale tego nie robi – podkreślał działacz. I dodawał: – Na początku dawał z siebie tyle, ile mógł, ale było widać, że jego forma leży. To, że ma umiejętności nie podlegało dyskusji, ale trudno mu było je pokazać, skoro był w gorszej formie niż ja, choć mam 43 lata.
– Podnieśliśmy go, ale wydaje się, że znów upadł. Jesteśmy rozczarowani, bo otaczają go dobrzy ludzie, a on z jakiegoś powodu tego nie akceptuje. Wierzymy w niego, ale za słowami muszą iść czyny.
I cóż, tu należy postawić kropkę, bo wczoraj czwartoligowiec oficjalnie ogłosił, że już na Nickiego Bille Nielsena nie czeka.
[etoto league=”pol”]
Podobny scenariusz duński ananas przerabiał w poprzednim roku. W lipcu został piłkarzem Lyngby BK. Duński drugoligowiec liczył, że uda mu się coś jeszcze wykrzesać z byłego reprezentanta. I Nielsen został tam nawet doprowadzony do stanu używalności – trzy razy wszedł z ławki na zapleczu duńskiej ekstraklasy, strzelił bramkę – ale w październiku został zatrzymany przez kopenhaską policję za agresywne zachowanie na ulicy w stosunku do innej osoby i został pogoniony.
To oczywiście był tylko kolejny wybryk tego gagatka. Jeszcze jako piłkarz Panioniosu został przyłapany przez odpowiednie służby w Monaco. Zarzuty? Pobicie kobiety, uprawianie seksu oralnego w miejscu publicznym, posiadanie kokainy. Werdykt? Winny. Nielsen został wtedy skazany na miesiąc więzienia, dostał też po kieszeni, ale niczego go to nie nauczyło. Gdy w kwietniu tego roku znów stanął przed obliczem wymiaru sprawiedliwości, usłyszał pięć zarzutów – w dwóch przypadkach chodziło o grożenie bronią, a do tego dochodziło grożenie śmiercią personelowi szpitala, napaść w klubie nocnym i posiadanie narkotyków. Tym razem został skazany na cztery miesiące pozbawienia wolności.
Po drodze został jeszcze między innymi postrzelony w trakcie imprezy świątecznej i rozbił Mercedesa.
Wesoło. A nam w uszach cały czas pobrzemiewają słowa Piotra Rutkowskiego, który przekonywał:
– Jesteśmy spokojni, bo w przypadku żadnego piłkarza nie zebraliśmy tylu informacji pozaboiskowych, co o Nickim. Można powiedzieć, że posiadamy już do niego gotową „instrukcję obsługi”. Kwestie piłkarskie w jego przypadku interesowały nas w 30 procentach, reszta to były sprawy mentalne.
Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło, Nielsen w Poznaniu też dokazywał, choć nie tak spektakularnie. Kolejorz zastanawiał się nad wysłaniem go do specjalnej kliniki dla uzależnionych sportowców, ale ostatecznie to się nie wydarzyło. I tak, Lech nie był ostatnim klubem, który się na niego nabrał. Ale był za to ostatnim, który wyłożył za niego spore jak na siebie siano (400 tysięcy euro). Nielsen to dziś chodzący wrak człowieka, ale również chodząca przypominajka braku kompetencji sternika poznańskiego klubu.
Fot. FotoPyK