Z doniesień przed meczami z Izraelem i Słowenią wynika, że Jerzy Brzęczek na finiszu kwalifikacji do Euro 2020 nie zamierza eksperymentować i raczej będzie stawiał na te same karty, co zazwyczaj. Naszym zdaniem jednak powinien w obu spotkaniach wpleść do składu przynajmniej 1-2 zawodników, którzy dotychczas grali mniej lub nawet wcale.
Wbrew pozorom, czasu na dawanie szans później już zbyt dużo nie będzie. To de facto dwa przyszłoroczne zgrupowania z poważnymi sparingpartnerami, ale no właśnie – teraz jest pierwsza i ostatnia sposobność, żeby bez większego stresu sprawdzić kilka nazwisk w starciu o punkty. Kogo zatem z postaci z drugiego czy nawet trzeciego szeregu polskiej ekipy najchętniej byśmy teraz zobaczyli?
Łukasz Skorupski. Jeżeli dobrze liczymy, jest to osiemnaste zgrupowanie reprezentacji, na którym się stawia. A w CV tylko marne trzy występy, ostatni rok temu towarzysko z Czechami. Skorupski jeszcze nigdy nie zagrał w biało-czerwonych barwach w meczach o punkty i w sumie można to zrozumieć, skoro przeważnie rywalizacja toczyła się między Wojciechem Szczęsnym a Łukaszem Fabiańskim. Skoro jednak teraz “Fabian” jest kontuzjowany, można wreszcie dać w jednym meczu szansę bramkarzowi Bolonii. W Serie A gra przecież wszystko od deski do deski i cały czas broni na dobrym, równym poziomie. Jak nie teraz, to kiedy?
Trwa promocja w ETOTO, twoje środki na grę zostaną potrojone! Bonus 200% od pierwszego depozytu, aż do 200 złotych
Arkadiusz Reca. To chyba optymalny moment, żeby mocniej wszedł do składu kadry. Reprezentacja przestała być miejscem, w którym gra najwięcej, a tak było w zeszłym sezonie. Na szczęście na wypożyczeniu w SPAL odżył, nabrał pewności siebie, aktualnie ma na koncie osiem z rzędu meczów we włoskiej ekstraklasie – wszystkie od początku, tylko dwa razy schodził z boiska przed czasem i to w samych końcówkach. Przeważnie zbierał pozytywne recenzje. Czas więc przekuć to na drużynę narodową, zwłaszcza że Reca ma co udowadniać. Już z Macedonią dostał 90 minut i szczerze mówiąc, byliśmy lekko rozczarowani. Wypadł co najwyżej poprawnie. W tyłach zdarzały się drzemki, z kolei z przodu nie pokazał niczego ciekawego, zabrakło oczekiwanej przebojowości, kilku szarpnięć. Liczymy na więcej.
Krystian Bielik. Pora na poważniejszą weryfikację. Jest zdrowy, ma pewne miejsce w składzie Derby County, okoliczności idealne. Bielik we wrześniu zaliczył obiecujące wejście ze Słowenią, ale za to gdy wskoczył do wyjściowej jedenastki na Austrię, rzucał się w oczy jego brak mobilności i mała intensywność w pressingu, przez co rywale z łatwością omijali naszą drugą linię. Chętnie byśmy się przekonali, że nie będzie to regułą. Piszemy o drugiej linii, bo chyba w takiej roli – jeśli już – widzi go Jerzy Brzęczek. W klubie zresztą też częściej występuje jako defensywny pomocnik (dziewięć razy) niż jako stoper (sześć razy).
Dominik Furman. Od poprzedniego zgrupowania trochę obniżył loty, dwa ostatnie mecze ligowe zdecydowanie mu nie wyszły (noty 3 i 2). No ale skoro znów otrzymuje powołanie, to chyba czas na coś więcej niż chłonięcie atmosfery. Niech poczuje, jak to jest grać w reprezentacji o punkty przy wypełnionych trybunach. Jakieś pół godziny na pożegnanie eliminacji ze Słowenią jawi nam się jako całkiem rozsądny pomysł.
A może to Dominik Furman strzeli gola Izraelowi? Kurs 8,00 w ETOTO
Damian Kądzior. Robi chłop co może w Dinamie Zagrzeb, ale w Lidze Mistrzów przeważnie siedział na ławce. Zadebiutował dopiero z Szachtarem Donieck, wchodząc w samej końcówce przy prowadzeniu 3:1. Co było dalej, wszyscy pamiętamy – skończyło się absurdalnym remisem, debiut polskiego skrzydłowego w tych rozgrywkach jak z najgorszych koszmarów. Co nie zmienia faktu, że na co dzień Kądzior daje radę w klubie, w trwającym sezonie ma już siedem bramek i trzy asysty. U Brzęczka jak dotąd zalicza epizody, łącznie za cztery mecze uzbierałoby się około 90 minut. W czerwcu z Izraelem po wejściu z ławki strzelił gola na 4:0 i… od tej pory murawy już nie powąchał. Regularnie powoływany jest od ponad roku i to już chyba ta chwila, żeby rzucić go w kadrze na nieco głębszą wodę.
Kamil Jóźwiak. W jego przypadku chodzi jedynie o złapanie pierwszych minut. Najwidoczniej dla selekcjonera stał się on najbardziej realną alternatywą na skrzydło spośród polskich ligowców, więc skoro ostatnio jest jednym z nielicznych ciągnących grę Lecha Poznań, siłą rozpędu można dać mu zadebiutować. No i też w tym meczu młodzieżówki z Bułgarią był jedynym piłkarzem, który potrafił COKOLWIEK zrobić. Potrzebujemy skrzydłowych, którzy potrafią wygrać pojedynek i którzy dryblują częściej niż dośrodkowują na pałę.
Fot. FotoPyK