O jednego zabijało się kilka klubów Ekstraklasy, a jego nazwisko odmieniali przez wszystkie przypadki niemal w komplecie dyrektorzy sportowi z krajowej elity. Drugi nie był pierwszym wyborem w zespole beniaminka I ligi. Jeden pojechał na wielki turniej z reprezentacją U-21 Czesława Michniewicza i choć zagrał tylko w przegranym meczu z Hiszpanami, z miejsca stał się pewniakiem do tej drużyny w eliminacjach do kolejnego młodzieżowego Euro. Drugi nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w zespole U-20 Jacka Magiery. Obaj spotkają się na kolejnym zgrupowaniu U-21, a wcześniej – na murawie obiektu przy al. Unii 2, gdzie dojdzie do pojedynku skrzydłowych: Przemysława Płachety oraz Piotra Pyrdoła.
To historia o tyle ciekawa, że pokazuje w pełni jak różne ścieżki mogą prowadzić do piłkarskich sukcesów. Obaj stanowią mocne i pewne punkty swoich ekstraklasowych zespołów, obaj za moment stawią się na wezwanie Czesława Michniewicza, by reprezentować Polskę w drużynie bezpośredniego zaplecza pierwszej kadry. Zresztą, spotkają się tam z Kamilem Jóźwiakiem, który chwilę później powędruje już do drużyny Jerzego Brzęczka. A jednak, do miejsca, w którym są obecnie, dotarli w skrajnie różny sposób.
Zacznijmy może od Piotra Pyrdoła, bo to historia dość krótka i bez większych zakrętów. Właściwie moglibyśmy to nazwać wzorcowym poprowadzeniem kariery od wieku juniora, aż po pierwszą ekstraklasową bramkę. Dziadek Piotra, Andrzej, to legenda i piłkarska, i trenerska, w dodatku w obu łódzkich klubach. Szanowany na Widzewie, szanowany na ŁKS-ie, ale to w tym drugim pracował w momencie, gdy wnuczek wkraczał pewnym krokiem do piłkarskiego świata. Całe godziny więc spędzali razem na boiskach przy al. Unii 2 – Piotrka jako dzieciaka nierozstającego się z piłką wspominają i ówcześni podopieczni duetu trenerskiego Pyrdoł-Świerczewski (tak, to ten okres!), i zawodnicy Młodej Ekstraklasy. W tej drugiej trenerem był Marcin Pyrdoł, ojciec Piotra, później zresztą również szkoleniowiec III-ligowego ŁKS-u na kluczowym etapie odbudowy klubu.
Mając dwóch takich nauczycieli w najbliższej rodzinie oraz boisko ŁKS-u za oknem, Piotr był właściwie skazany na ten klub. Długo zresztą grywał jako podopieczny swojego ojca – to w jego drużynie zadebiutował w seniorach. Co ciekawe – w pożegnalnym meczu ojca. Po remisie z Sokołem Aleksandrów Łódzki Marcin Pyrdoł zrezygnował, a końcówkę sezonu wziął na siebie Wojciech Robaszek. Pierwsza dorosła bramka Pyrdoła padła miesiąc później. Kibice z Łodzi pamiętają ten moment doskonale – to była porażka z Ursusem w Warszawie, ostatnia kolejka III ligi. Zwycięstwo dawało awans na szczebel centralny, porażka oznaczała, że wyżej zagra Drwęca Nowe Miasto Lubawskie. Honorowego gola dla gości zdobył właśnie młodziutki Pyrdoł, ale jak sam mówi – nikomu nie było w głowie świętowanie. Na szczęście dla całej familii – zwycięzca III ligi wycofał się ze starań o licencję na II ligę i wyżej zagrał ŁKS.
II liga to był bodaj najlepszy sezon Pyrdoła – 27 razy w pierwszym składzie, 5 goli, dość niespodziewany awans już w pierwszym sezonie. Gorzej sytuacja wyglądała w I lidze – z formą eksplodował Jan Sobociński, który zaklepał sobie miejsce młodzieżowca, Piotr od 1. minuty zagrał niespełna połowę spotkań. Na zapleczu słabiej wypadły też liczby – ani jednego gola, tylko jedna asysta w Mielcu, wywalczony karny z Rakowem. To była zresztą prognoza na przyszłość. Pyrdoł słabiej wypadał z ligowym dżemikiem, najlepsze mecze zagrał z drużynami walczącymi o awans.
W Ekstraklasie wykorzystał szansę od razu, gdy ją otrzymał i dziwi jedynie, że musiał czekać aż do połowy września. Z Lubinem 45 minut i gol. W Sosnowcu w Pucharze Polski potwierdzenie formy kolejną bramką. Do tego dwie asysty, ale przede wszystkim mnóstwo koronkowych akcji rozegranych z Trąbką i Ramirezem. Z dzisiejszej perspektywy, obserwując ten tercet nawet w przegranym meczu z Jagiellonią, trudno uwierzyć, że dwóch z tej trójki do niedawna nie miało miejsca w składzie.
Podobne głosy zresztą słychać w Łodzi, gdzie wszyscy mniej więcej się zgadzają – zadecydowały czyste głowy Trąbki i Pyrdoła. Nieobciążeni serią porażek, w której nie brali udziału, wciąż dość młodzi, pewni siebie – nowe twarze drużyny, a przede wszystkim przeciwwaga dla Ramireza.
Na tym tle jeszcze bardziej interesująco zapowiada się pojedynek z Płachetą. Śląsk Wrocław w przeciwieństwie do ŁKS-u stawia na nieco prostsze środki i bardziej klasycznego skrzydłowego – sprintera z niebywałym przyspieszeniem, który może czasem pogubić się technicznie, ale bardzo rzadko przegra wyścigi z obrońcą. Z jednej strony taki styl gry przynosi lepszy wynik punktowy, co widać gołym okiem w tabeli, z drugiej – mamy wrażenie, że Płacheta nie pokazuje jeszcze w pełni swojego potencjału. W liczbach to zdobywca zaledwie jednej bramki oraz jednej asysty, a przecież jest od Pyrdoła o rok starszy, bardziej doświadczony i otrzaskany, a przede wszystkim: tylko w jednym meczu Śląska w tym sezonie zagrał mniej niż 80 minut.
Jak Płacheta znalazł się w tym miejscu? Cóż, i to jest droga kompletnie różna od tej, którą ma za sobą Pyrdoł. Na początek zaskakująca informacja – oficjalnie w ŁKS-ie wcześniej grywał Płacheta niż Pyrdoł. Gdy ełkaesiak jeszcze uczył się w SMS-ie, Płacheta trafił do juniorów ŁKS-u z pobliskiego Łowicza. Długo jednak przy al. Unii 2 miejsca nie zagrzał, najpierw przejął go właśnie SMS, a następnie Polonia Warszawa.
Podczas gdy 20-letni Pyrdoł w CV na upartego może zapisać dwa kluby, rok starszy Płacheta ma ich już dziewięć, w tym Red Bull Lipsk. Wyrósł jednak tak naprawdę w Podbeskidziu Bielsko-Biała. 6 goli, regularna, dobra gra, najpierw odebrany, a następnie przywrócony status młodzieżowca. To wszystko razem tworzyło obraz skrzydłowego, którego chętnie widzieliby u siebie trenerzy jakichś dwunastu, a może i czternastu klubów Ekstraklasy. Tu warto też zauważyć – Płacheta już jako piłkarz Podbeskidzia otrzymywał powołania od Czesława Michniewicza. W barwach “Górali” nie wyszły mu za to spotkania z ŁKS-em – Podbeskidzie dwukrotnie przegrało 0:3.
Trudno dzisiaj wyrokować, który jest lepszym piłkarzem. Płacheta na pewno ma już wyrobioną markę, wiemy czego się od niego spodziewać, przezwyciężał już kryzysy, próbował gry w kilku miejscach na ziemi, umiejętności nabierał pod okiem trenerów i z cenionych polskich ośrodków, i z szanowanego Lipska. W poważnej piłce jest zwyczajnie dłużej, bo w I lidze debiutował jeszcze jako gracz Pogoni Siedlce. Z drugiej strony – Pyrdoł jest obecnie w takiej formie, że chyba sam trochę nie dowierza w to, jak szybko to wszystko się stało. Jeszcze do niedawna przegrywał rywalizację o miejsce w składzie w I lidze, wypadał poza kadrę ekstraklasowego ŁKS-u, a dziś jest pewniakiem do gry u zbierającego pochwały, odświeżonego ŁKS-u.
Dziś ostatnia przed zgrupowaniem szansa, by udowodnić Michniewiczowi swoją wartość, a klubowi zapewnić punkty.
Fot.400mm.pl