Reklama

Jak Niko Kovac nie podbił Bawarii

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

04 listopada 2019, 19:00 • 8 min czytania 0 komentarzy

Bawarska przygoda Niko Kovaca przypominała chodzenie po starym, zbutwiałym, drewnianym moście, wiszącym nad wielką przepaścią. Cały czas balansował na niepewnej powierzchni i nigdy nie mógł zaznać pełni spokoju w obawie, że zaraz ta cała konstrukcja runie. Zresztą mało kto też w ogóle wierzył w jego powodzenie przy przejściu przez tę przeszkodę suchą nogą. Obejmując Bayern podjął się karkołomnego zadania przywrócenia klubowi europejskiego prymatu, a to sztuka niełatwa, która nie udawała się przecież wcześniej znacznie lepszym szkoleniowcom niż on. Kwestionowano więc jego umiejętności, krytykowano go, ostrzeliwano ze wszystkich stron, aż wreszcie stracił pracę. Co poszło nie tak?

Jak Niko Kovac nie podbił Bawarii

Sam zainteresowany nie zamierzał zbyt długo rozwodzić się nad swoim losem.

– Uważam, że nie mogłem podjąć lepszej decyzji. Zrobiłem to z myślą o dobrze klubu, bo brakowało nam bardzo dużo do formy godnej Bayernu. Nie przemawiały za nami ani wyniki, ani styl, jaki prezentowaliśmy. Pozostaje mi tylko podziękować za szansę, którą dostałem. Za mojej kadencji wygraliśmy Bundesligę, Puchar Niemiec, Superpuchar Niemiec i momentami nie było tak źle – stwierdził Kovac, zabierając swoje manatki z budynku mistrza Niemiec.

W podobnym tonie wypowiadał się zresztą Karl-Heinz Rummenige, ale on w swojej wypowiedzi ani razu nie zaznaczył, że kadencja 48-letniego szkoleniowca była dla klubu czasem udanym. Od początku nie był zwolennikiem zatrudniania go w klubie, jasno opowiadając się za wybraniem kogoś z dwójki Tuchel-Nagelsmann, ale takiej możliwości nie było, więc wybrano mniej atrakcyjną, ale broniącą się na papierze opcję.

Kovac spędził w Eintrachcie Frankfurt trzy sezony. W pierwszym utrzymał Bundesligę, w drugim doszedł do finału DFB-Pokal, a w trzecim wygrał Puchar Niemiec, pokonując w finale 3:1. W Niemczech chwalono go za konsekwentny styl gry, umiejętność dopasowania taktyki do konkretnego rywala i nie szukania złotych rozwiązań, które nie istnieją. Jego drużyna miała być w pierwszej kolejności efektywna, a w drugiej efektowna, ale przy tym jedno nie wykluczało drugiego i nie dało się Eintrachtowi zarzucić braku stylu.

Reklama

Zupełnie inaczej niż w Monachium. W Bayernie nikt specjalnie nie podniecał się jego nominacją, ale potraktowano go jako szkoleniowca z wizją i pomysłem. Miał wnieść świeżą krew, tchnąć w ten Bayern trochę nowej energii i zostać trenerem na lata. Zanim dowiedzieliśmy się jednak, że tak się nie stanie, on sam z miejsca przekonał się, że ten klub działa na innych zasadach niż wszystkie inne w Bundeslidze. Tutaj zwycięstwa były codziennością, normalnością wpisaną w genotyp, a nie powodem do dumy. Tu kilka jego triumfów nad Sttutgartem czy innym Schalke na nikim wrażenia nie robiły, dlatego nieistotne było to, że zaczął od siedmiu zwycięstw, bo spadła na niego ogromna lawina krytyki, kiedy jego podopieczni na przełomie września i października 2018 roku wpadli w dołek.

Od razu pojawiły się głosy, że:

1. Rozkapryszone gwiazdy Bayernu nie są w stanie zaakceptować niedoświadczonego szkoleniowca

2. Klub nie dał mu wystarczającego wsparcia na rynku transferowym

3. Sam szkoleniowiec nie potrafi odpowiednio zorganizować pracy na treningach

Gromy poleciały ze wszystkich stron. Zarzuty wobec niego były przeróżne. Od merytorycznych po totalnie wyssanych z palca. Tabloidy prawie codziennie miały pożywkę. Bild rozpisywał się o konflikcie trenera z Jamesem Rodriguezem, który pod nieobecność swojego przełożonego w szatni miał wykrzykiwać, że ten nie dorasta umiejętnościami do pracy w takim klubie jak Bayern, o mało wymagających treningach, o nadużywaniu języka chorwackiego wewnątrz sztabu szkoleniowy, a wreszcie o zbyt szerokiej rotacji i braku pogłębionych analiz meczowych.

Reklama

Nie przesądzamy o skali napięć w szatni Bayernu, ale ewidentnie jego drużynie na tamtym etapie brakowało tożsamości. Nie funkcjonował środek pola. James bezsensownie rzucany był między skrzydłem a rozegraniem, a Kovac nie potrafił znaleźć też miejsca dla Leona Groetzki, Renato Sanchesa i Thomasa Mueller. W konsekwencji Bayern miał kolosalne problemy w momencie, kiedy rywal sprawnie organizował się defensywnie i jednym rozwiązaniem na przełamanie ofensywnej monotonii byłaby nieszablonowość w rozegraniu. A tej brakowało. Bayern grał prosto.

Punktem krytycznym była porażka z Borussią Dortmund 2:3, która wyeksponowała wszystkie słabości Bayernu i pokazała, że pierwszy raz od wielu lat dortmundczycy mogą realnie zagrozić swoim bardziej utytułowanym rywalom w bezpośredniej walce o mistrzostwo Niemiec. Na tym etapie Bayern wyglądał, jakby nie było możliwości, żeby z tym trenerem na ławce i z tym składem był w stanie dalej wieść prym nie tylko w Europie, ale też nawet na swoim krajowym podwórku.

W osiemnastu kolejnych meczach mistrz Niemiec przegrał tylko raz i czarne chmury nad Kovacem zostały odegnane. Przynajmniej pojawił się jakiś pomysł. Przez zimę wypracował się zalążek stylu, opierający się na dynamicznych atakach skrzydłami i wielu prostopadłych podaniach z głębi pola. W końcu Bayern grał jak Bayern. Strzelał dużo goli, dominował i wygrywał, aż wszystko zweryfikował dwumecz z Liverpoolem w 1/8 Ligi Mistrzów.

To był drugi moment, kiedy wydawało się, że 48-latek może stracić pracę. Krytykowano go za zbyt zachowawczą taktykę i sromotną porażkę trenerską z Jurgenem Kloppem, który na każdym poziomie ograł swojego mniej doświadczonego kolegę.

– Przegraliśmy z Liverpoolem, tak, oczywiście, ale to pokazał ten zespół w kolejnych meczach, to jak pokonał Tottenham wystarczająco dobitnie udowadnia, że zasłużyli na wygraną w Lidze Mistrzów. Nie byliśmy w stanie się im przeciwstawić. Ktoś może zarzucić nam, że zagraliśmy zbyt defensywnie, że baliśmy się zaatakować, ale przy tym musi pamiętać, że do tego potrzeba odpowiednich zawodników do gry w ciągłym pressingu. Musimy pogodzić się z tym, czym dysponujemy. Nie możesz pędzić z prędkością dwustu kilometrów na godzinę na autostradzie, gdy twój samochód jest w stanie osiągnąć maksymalnie sto – narzekał szkoleniowiec.

Takie słowa mogą brzmieć jak absurd, ale jeśli przeanalizujemy jedenastki, które Kovac mógł wystawić w tamtych spotkaniach, to naprawdę nie rzucają one na kolana. Na tamtym etapie właściwie tylko o Robercie Lewandowskim spokojnie można powiedzieć było, że jest zawodnikiem klasy światowej. James Rodriguez w Monachium nigdy tak naprawdę nie zagrał na miarę swojego potencjału, gwiazda Serge Gnabry’ego jeszcze nie rozbłysnęła, Francka Ribery’ego coraz szybciej gasła, a Kingsley Coman, choć miał lepsze momenty, to było to stanowczo za mało na świetnie dysponowaną obronę Liverpoolu. I nieprzypadkowo zwracamy uwagę tylko na indywidualności, bo innego zespołowego pomysłu, jak nie było, tak nie było.

To był wielki kryzys. Znowu na głowę sztabu szkoleniowego spadły gromy. Że się nie nadaje, że jest zbyt strachliwy i za mały na tak wielki klub, ale Niko Kovac dostał kredyt zaufania. Miał dokończyć sezon i wygrać dublet. Wygrał. Obronił się przyzwoitą końcówkę i miał zbudować drużynę na przyszły sezon.

– Słyszę głosy, że mój Bayern zweryfikował mecz z Liverpoolem. Że nigdy nie będziemy grać nawet w minimalnym stopniu tak, jak oni. O czym my w ogóle mówimy? O ciągłości, o czasie, które najwyraźniej nie istnieją już w futbolu. Jurgen Klopp pracuje tam wiele lat. Potrzebuję czasu, żeby tu zbudować twór, który będzie imponował – zapowiadał na jeden z konferencji prasowych.

Oprócz czasu dostał jeszcze naprawdę solidne wzmocnienia. Dokładnie takie, jakich potrzebował. Lucas Herandez i Benajamin Pavard wzmocnili defensywę, a Ivan Perisić i Philippe Coutinho pomoc. Każdy z nich mający swoje atuty. Francuzi wszechstronni, ograni, zdolni, Chorwat doświadczony i przebojowy, a Brazylijczyk kreatywny. Przy tym zespół opuścił doświadczony tercet Hummels-Robben-Ribery i można było zaczynać od nowa. Na nowych zasadach.

Miało być naprawdę pięknie, ale… zwyczajnie nie było.

Bayern w słabym stylu przegrał mecz o Superpuchar Niemiec z Borussią Dortmund, w Bundeslidze na dziesięć meczów wygrał tylko pięć, przy tym dwukrotnie przegrywając i trzykrotnie remisując. Wyniki niegodne ligowego hegemona. A oprócz tego kompletnie brakowało temu zespołowi jakiekolwiek stylu.

Znów w genialnej formie był Robert Lewandowski, który strzelał na wszystkie możliwe sposoby, ale w tym wszystkim był bardzo osamotniony. Swoje momenty miał Coutinho, ale nie wynikały one raczej z jakiegoś szczególnego pomysłu Kovaca, a raczej z naturalnej zdolności piłkarza wypożyczonego z Barcelony do gry kombinacyjnej na małej przestrzeni. Zresztą cała kreacja szwankowała. Kiedy w środku pola prym wiódł Javi Martinez brakowało inwencji, a kiedy Thiago powstała wielka dziura w środku pola. Swojej roli w systemie Kovaca nie odnalazł też Thomas Mueller, który coraz częściej zwyczajnie wyglądał, jakby nie był przystosowany do współczesnej piłki.

Naprawdę pozytywne mecze rozgrywać za to potrafił duet Gnabry-Coman, ale też znowu powstaje pytanie retoryczne, na ile była to zasługa idei trenera, a na ile własna przebojowość skrzydłowych.

Nie w ofensywie jednak leżał największy problem jesiennego Bayernu, a w obronie. Tylko w dwóch meczach tegorocznej kampanii mistrz Niemiec był w stanie zachować czyste konto. Tylko w dwóch! Wszyscy wiemy, że Manuel Neuer nie jest już sobą sprzed pięciu lat, ale akurat w nim jest najmniejsza wina. Nie zrzucalibyśmy też wszystkie na karb kontuzji lidera defensywy, czyli Nicolasa Sule, który na dłuższy czas wypadł z gry. Mistrz Niemiec zwyczajnie nie potrafił organizować całej gry defensywnej. Bywały mecze, kiedy zakładał wysoki, dobry, agresywny pressing, ale zazwyczaj pary wystarczało na pierwsze kilkanaście minut.

Tak było z Herthą (2:2), tak było Lipskiem (1:1), tak było z Unionem (2:1) i stąd pochodziły problemy w każdym innym meczu. Najpierw wysoka intensywność, spektakularny atak, chęć i żądza gry, a potem z każdą minutą było tylko coraz słabiej. Wiele razy dochodziło do absolutnie nieznanej w Bawarii sytuacji, kiedy Bayern do końca musiał drżeć o wynik. I to wcale nie w starciach z europejskimi gigantami, a ze zwykłymi niemieckimi średniakami.

– Za kadencji Kovaca ani razu nie oglądałem Bayernu, który wcześniej znałem. Nie był już tak zimnokrwisty jak kiedyś. Jego piłkarze zaczęli popełniać lekkomyślne błędy, które wcześniej im się nie przydarzały. Szczerze powiedziawszy to wszystko to zaczęło wyglądać zwyczajnie bardzo marnie. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale czasami wygląda to tak, że mam wrażenie, iż piłkarze grają przeciwko trenerowi – sugerował w wywiadzie dla niemieckiej telewizji były piłkarz Bayernu Markus Babbel.

Oczywistym stało się, że ten zespół dłużej już tak nie pociągnie. I nie pociągnął.

Za swojej kadencji w Bayernie Kovac osiągał naprawdę przyzwoity bilans 2,26 punktu na mecz, a największa gwiazda jego zespołu, Robert Lewandowski, wzbiła się na życiowy poziom, strzelając w każdej możliwej konfiguracji. A i tak mu się nie powiodło. Nie wytrzymał presji wielkiego klubu, którego progi okazały się być znacznie za wysokie dla jego nóg. Wywrócił się, może nie spektakularnie, może nie z hukiem, ale jednak.

Nikt nie będzie po nim w Monachium płakał. To na pewno. Zresztą to już kolejny szkoleniowiec, który po sukcesach w mniejszych klubach, dostaje szansę poprowadzenia giganta i nie wychodzi na tym dobrze. Może czasami lepiej zachować się jak Julian Nagelsmann i obrać wolniejszą drogę na szczyt?

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY

Paweł Paczul
0
KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY
Anglia

Fabiański: Wierzę, że możemy powalczyć i wyjść z grupy

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Wierzę, że możemy powalczyć i wyjść z grupy
Niższe ligi

55-latek zatrzymany. Ukrywał się jako bramkarka pierwszoligowego klubu kobiecego

Bartosz Lodko
9
55-latek zatrzymany. Ukrywał się jako bramkarka pierwszoligowego klubu kobiecego

Niemcy

Niemcy

Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?

0
Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?
Niemcy

Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów

Piotr Rzepecki
0
Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów
Niemcy

Dyrektor sportowy Bayeru: Planujemy naszą przyszłość z Grimaldo w składzie

Bartek Wylęgała
0
Dyrektor sportowy Bayeru: Planujemy naszą przyszłość z Grimaldo w składzie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...