Zaczynał z 86. miejsca i od porażki z Ilją Iwaszką. Rok kończy niemal 50 lokat wyżej, a po drodze zaliczył kilka zwycięstw z zawodnikami z czołowej “10” rankingu. Na największych kortach świata grał z Federerem i Djokoviciem, do tego trenował z Nadalem. Zachwycał ekspertów i komentatorów, którzy zgodnie przyznawali, że ma potencjał na naprawdę wielkie granie. Stał się pierwszym Polakiem od czasów Wojciecha Fibaka, który wygrał turniej ATP. Tak, to zdecydowanie był dobry sezon Huberta Hurkacza.
Może i końcówka nie była najlepsza, bo po wygranej w Winston-Salem Hubert w tylko jednym turnieju przeszedł przez pierwszą rundę, ale nie dziwimy się temu. Zmęczenie, nie tylko fizyczne, ale i emocjonalne, musiało dać o sobie znać. O ile wśród kobiet osiągnięcia rozkładały się w tym sezonie w miarę równo pomiędzy Magdę Linette i Igę Świątek (a po drodze swoje, niespodziewanie, dodała też Katarzyna Kawa), o tyle wśród facetów niemal wszystko w naszym tenisie skupiało się na Hurkaczu. Jasne, jest też Kamil Majchrzak, ale on dopiero co wszedł do najlepszej setki. To nie ta skala.
Inna sprawa, że zainteresowania by nie było, gdyby nie same występy Huberta. A ten od początku roku prezentował się świetnie. No dobra, zaczął od falstartu – wspomnianej porażki z Iwaszką. Ale niedługo później zrewanżował się za to Białorusinowi, gdy ograł go w finale Challengera. Na Australian Open się nie powiodło? Trudno, Hubert odbił sobie wszystko w Dubaju (ćwierćfinał, po drodze wygrał z Nishikorim), Indian Wells (mecz z idolem, Rogerem Federerem w ćwierćfinale) czy Miami (ogranie Dominica Thiema, zwycięzcy z Indian Wells i czwartej rakiety świata). Przyznacie, że takie wyniki budzą już pewien respekt. A jego gra bardzo dobrze wyglądała też w Madrycie, gdzie wspaniale walczył z Saschą Zverevem, czy na Wimbledonie.
A właśnie, skoro o tym mowa, to Wielkie Szlemy są pewnie tymi turniejami, w których Hubert chciałby się poprawić. Tylko raz przeszedł w tym sezonie pierwszą rundę. Choć wiele zarzucić mu nie można. W Australii grał z weteranem, Ivo Karloviciem i przegrał z jego serwisową nawałnicą. Na Roland Garros już w pierwszej rundzie wylosował Novaka Djokovicia. W US Open za to wyraźnie było widać zmęczenie po wygranym turnieju w Winston-Salem. Udało się tylko na Wimbledonie, gdzie najpierw odprawił Dusana Lajovicia i Leonardo Mayera, a potem przegrał, ale grając fantastyczny mecz, z Djokoviciem.
Jasne, zdarzały się wpadki. Gdy pojawił się na kortach Poznań Open nie zdołał obronić tytułu sprzed roku. Nie licząc wspomnianych Wielkich Szlemów, aż w dwunastu turniejach odpadał w pierwszych rundach. Najboleśniej wspomina pewnie Hungarian Open, gdzie odprawił go Atilla Balazs. Nie znacie Węgra? Nic dziwnego. W dniu meczu był 246. na świecie. Serio, nikt przed meczem nie zakładał, że Polak może z nim przegrać. Z drugiej strony to w pewnym sensie… dobra wiadomość. Znaczy, że są rezerwy (zresztą już w tym sezonie Hubert bardzo się rozwinął). I to spore.
Bo skoro Hurkacz zdołał wspiąć się na 37. miejsce w rankingu (a przez chwilę był nawet wyżej), notując stosunkowo częste wpadki, to gdyby wyeliminować choć połowę z nich, śmiało można myśleć o czołowej “20”. Jasne, punktów do obrony jest naprawdę dużo. Z pewnością mało kto spodziewał się, że Polak aż tak wystrzeli z formą w swoim pierwszym “pełnoprawnym” sezonie w turniejach rangi ATP. Ale z drugiej strony mnóstwo jest też miejsc, gdzie oczka do rankingu można nabić, a w 2019 roku się to nie udało. Nie trzeba dochodzić – choć wierzymy, że Hubert jest w stanie tam powalczyć nawet o lepszy wynik – do ćwierćfinału w Indian Wells. Można walczyć w mniejszych turniejach.
Jeden taki mniejszy turniej, oczywiście, wygrał. O tym już wspominaliśmy. To była historyczna chwila, czekaliśmy na to przecież cholernie długo. Nie udało się Łukaszowi Kubotowi i Jerzemu Janowiczowi, którzy przez naprawdę długi czas ciągnęli nasz tenis za uszy (zwłaszcza ten pierwszy), a zrobił to właśnie Hubert. Trudno było sobie wymarzyć lepszą nagrodę za ciężką pracę dla tego gościa. Serio. Takie zwycięstwo to ogromny zastrzyk motywacji, nawet jeśli to po nim zaczęła się seria słabszych występów.
Teraz sam Hubert mówi, że potrzebne mu kilka dni odpoczynku, a potem rozpocznie się praca nad przygotowaniami do sezonu 2020. W dodatku olimpijskiego, a wszystko wskazuje na to, że Polak spokojnie na igrzyska się dostanie. I, jak mówił nam kilka miesięcy temu, najpewniej pogra tam nie tylko w singlu. Na odpoczynek jak najbardziej zasłużył, bo jeśli mielibyśmy wystawiać mu za ten rok ocenę, to spokojnie otrzymałby piątkę w szkolnej skali.
Ostrzegamy jednak: w przyszłym sezonie o taką ocenę będzie trudniej. Bo świat tenisa nie zwalnia, więc zwolnić nie może i Polak. Wierzymy, że nie tylko tego nie zrobi, ale i dociśnie pedał gazu do samej podłogi.
Fot. Newspix