Oj, nasłuchał się w ostatnich tygodniach Antonio Conte. Wprawdzie pod jego wodzą Inter Mediolan wygląda naprawdę dobrze. Mądrze wykonane transfery, skrojone pod nowe ustawienie i styl gry, przyniosły efekty w postaci fenomenalnego wejścia w ligę. Problem polegał na tym, że już w trzecim kolejnym klubie Włocha, kompletnie nieudane były mecze Ligi Mistrzów. Remis ze Slavią Praga, potem wypuszczone prowadzenie z Barceloną i nagle okazało się, że trzecia kolejka Ligi Mistrzów jest dla Interu meczem o wszystko.
Spójrzmy na to realnie: Inter w przypadku domowej porażki z Dortmundem, miałby na koncie 1 punkt, a w perspektywie dwa wyjazdy i arcytrudny mecz z Barcą na własnym terenie. Do tego 6 punktów straty do liderów grupy. Awans nie stałby się jeszcze niemożliwy, ale byłby bardzo, bardzo trudny do ugrania.
Dlatego dzisiaj nie było mowy o żadnych rotacjach czy oszczędzaniu kluczowych zawodników. Conte puścił do boju to, co miał najlepszego. Jeśli czymś zaskoczył, to zmianami.
Początek mijał w umiarkowanym tempie. Borussia wymieniała podania, Inter z kolei próbował wykorzystać przebojowość Candrevy. Efekt był taki, że Borussia po serii kilkunastu podań oddawała piłkę rywalom, Candreva z kolei tak zatracał się w dryblingach, że ze dwa razy zdarzyło mu się wyjechać za linię boczną. Odrobinę lepiej prezentowała się niby drużyna gości, ale “mięsa” żadnego z tego nie było. Kogo najbardziej irytował impas? Zdaje się że Stefana de Vrija, który tak mocno oburzył się na brak ostatniego podania u zawodników ofensywnych z obu stron, że postanowił samemu zaprezentować, jak to powinno wyglądać.
Czy to jedna z ładniejszych asyst wieczoru? Na pewno jedna z ważniejszych. Podcinka za obrońców, idealnie w tempo, wykorzystująca złamanie linii przez Schulza. Martinez musiał tylko to wykończyć. Od 22. minuty Inter prowadził i… tyle. W pierwszych 45 minutach już właściwie nic się nie wydarzyło, pierwszy raz emocje poczuliśmy dopiero w doliczonym czasie, gdy dobrze interweniował Handanović. To zresztą znamienne – Borussia miała naprawdę sporo miejsca nawet i na przedpolu Interu, ale gdy już próbowała uderzać – robiła to bardzo niecelnie. Znów świetnie spisywała się trójka stoperów, bezlitośnie kasując dortmundczyków.
Druga połowa wyglądała odrobinę lepiej, ale za sprawą kontrującego Interu, a nie dążącej do wyrównania Borussii. Klarowna okazja gości? Chyba tylko jedna, po stracie Brozovicia, którego od gniewu Conte uratowała murawa na San Siro. Sancho się poślizgnął i choć zdołał oddać strzał, nie było z tego nawet większego zagrożenia dla Handanovicia, piłkę opanowali do spółki Candreva i Brozović. Orzeźwiająco zadziałało wejście 17-letniego Esposito, który przedstawił się kibicom w najlepszy możliwy sposób. Zastępujesz Lukaku już w 62. minucie, trener pewnie mówi ci coś w stylu: “Seba, próbuj”. No i Esposito próbuje.
Wiadomo, największe wrażenie zrobił akcją przy karnym – sprint, wejście pomiędzy dwóch obrońców, wywalczenie jedenastki. 17-latek ośmieszający Hummelsa? Brzmi naprawdę efektownie. Ale już wcześniej miał choćby fantastyczne przyjęcie na lewej flance, gdy potem w bezczelny sposób próbował wjechać w pole karne. Trochę szkoda, że skiksował przy dobitce karnego, to trochę kładzie cień na jego występ, ale poza tym – Inter ma u siebie diamencik do oszlifowania. Na odrobinę krytyki zasłużył z kolei Lautaro. Nie dość, że zmarnował pracę młodzika, fatalnie uderzając z rzutu karnego, to chwilę później zmarnował wyborną piłkę za obrońców. To kolejny, po Brozoviciu, piłkarz Interu, który musi serdecznie uściskać Antonio Candrevę.
Wiele wskazywało, że Inter ma szansę “przyinterzyć”: Borussia po tym obronionym karnym na moment ruszyła do przodu. Wtedy jednak zrehabilitował się chorwacki pomocnik, który wypuścił skrzydłowego, a ten pewnie podwyższył na 2:0.
Inter jest więc znów w grze, ba, ma tyle samo punktów co Borussia i pozytywny wynik z dortmundczykami. Klucz do awansu? Nie wyłożyć się po raz drugi na Slavii i zremisować z Borussią. Powinno wystarczyć.
Inter Mediolan – Borussia Dortmund 2:0 (1:0)
Lautaro 22′, Candreva 89′
fot. NewsPix.pl