Mecz KTS-u w Rząśniku budził emocje nie tylko przez względy czysto piłkarskie. Piłkarzy czekał bowiem najdalszy, 80-kilometrowy, wyjazd w historii klubu, a w piłce nie każdy klub radzi sobie przecież z odpowiednią organizacją podróży w sposób, który nie przeszkodzi w rywalizacji w wyjazdowym meczu. W tym przypadku nie było jednak mowy o żadnych trudnościach. Wszystko odbyło się sprawnie, skutecznie i profesjonalnie. Żadnych większych problemów ani w drodze, ani na boisku. Veni, vedi, vici.
W pokonaniu dystansu dzielącego Rząśnik od Warszawy wydatnie pomogła Grupa Auto Forum, która udostępniła naszym piłkarzom pięć samochodów. Pozostało skupić się na grze.
Boisko lokalnego WKS-u usytuowany jest naprawdę malowniczo. Dużo zieleni, równo przystrzyżona trawa, zadbana murawa i klimatyczny wzgórek, na którym mieszczą się klubowe obiekty. Naprawdę przyjemny dla oka widać. Nie można narzekać, choć o folklorze piłki na tym poziomie przypomniała nam sytuacja sprzed rozgrzewki, kiedy jeden z miejscowych oddawał mocz za stadionem na płot sąsiadującego domostwa. Czynność tą bowiem nagle przerwał okrzyk z drugiej strony stadionu, po której usadowili się najzagorzalsi fani z Rząśnika: – Ej, uważaj, gdzie lejesz, bo tam mieszka wikary i jak przyuważy, to strach będzie do kościoła chodzić!
Nie wnikamy, czy wikary dowie się o tym obcesowym akcie, ale bardziej prawdopodobne, że niedługo usłyszy o przebiegu meczu, który rozpoczął się kilkadziesiąt minut później, bo w całym miasteczku spotkanie budziło naprawdę spore poruszenie.
KTS wyszedł w ustawieniu: Wysocki – Kokosiński, Fogler, Joczys, Boji – Boruń, Kominiak – Ciechański, Fundambu, Kropiewnicki – Madej.
Mecz na ławce zaczęli: Byczewski, Korona, Strzelcki, Rałowiec, Otoka, Grzesiak, Januszewski.
Mocny skład, pozytywne nastawienie, pompka. I po kilku minutach gry… było już 0:1. Fatalny błąd popełnił bowiem Wysocki i trzeba było gonić wynik.
Na szczęście, KTS miał wszystkie argumenty po swojej stronie. Na przestrzeni całego spotkania był drużyną stanowczo lepiej zorganizowaną, bardziej doświadczoną, zdolniejszą indywidualnie, posiadającą więcej argumentów fizycznych i technicznych, więc mimo stosunkowo długiego prowadzania rywali zwycięstwo nie było raczej zagrożone. A to Fundambu sprawdził wysokość koron pobliskich drzew, a to pozazdrościł mu Ciechański, a to z rajdem po skrzydle ruszył Kropiewnicki, a to Kominiak przymierzył z dystansu, a to Kokosiński trafił w boczną siatkę, a to Madej w sytuacji sam na sam wpakował futbolówkę w golkipera. Bramki zwyczajnie wisiały w powietrzu.
KTS przyspieszał, przyspieszał i przyspieszał, aż w końcu odpalił na dobre. Ostatnie pięć minut pierwszej połowy i następne czterdzieści pięć kolejnej należały tylko i wyłącznie do zawodników ekipy Kamila Pawlaka. Rywale stanowili – kolorowe tylko przez wzgląd na swoje koszulki – boiskowe tło.
Wynik po dwójkowej akcji z Danielem Ciechańskim, który w ładny sposób nawinął sobie obrońców z Rząśnika, otworzył Marville Fundambu. Zresztą gra Kongijczyka stanowiła pewien symbol gry całego zespołu. Na początku nieco jakby rozkojarzony, trochę wycofany, nieco niedokładny, ale z każdą chwilą spędzoną na boisku coraz częściej pokazywał swoje niebagatelne umiejętności mądrego operowania piłką. Im lepiej sobie radził, tym efektywniej prezentował się cały KTS.
Bramkę do szatni wpakował zaś najbardziej doświadczony na boisku Daniel Kokosiński, który podczas wyjazdu do Rząśnika otrzymał nową ksywkę – Kowal. Nomen omen wyjątkowo snajperską.
Już wtedy oczywistym było, że WKS za wiele zdziałać nie może, a kiedy na dobre rozkręcił się Ciechański, który zapakował golkiperowi rywali przeciwnych dwie bramki, można było już powoli pakować manatki, myśleć o powrocie do Warszawy i kolejnych ligowych meczach, przybliżających KTS do wiosennego awansu.
Skończyło się spektakularnym 5:1. A i tak był to najniższy wymiar kary dla gospodarzy.
Zawodnicy KTS-u pokazali klasę. Od początku do końca byli drużyną przeważającą i aktywniejszą. Nie szukali prostych rozwiązań, utrzymywali się przy piłce, starali się konstruować akcje wieloma podaniami i punktować wszystkie błędy wyraźnie słabszego rywala. Z każdym miesiącem ten zespół wygląda lepiej. Delikatny kryzys wydaje się zażegnany na dobre. Bilans ostatnich czterech wygranych z rzędy meczów to dwadzieścia dwa gole zdobyte i raptem dwa stracone. A może być tylko lepiej.
WKS Rząśnik 1:5 KTS Weszło
Daniel Ciechański x2
Gerard Boruń
Daniel Kokosiński