Reklama

Pięć zwycięstw z rzędu nie oznacza, że będziemy krzyczeć “bijemy się o awans!”

redakcja

Autor:redakcja

12 października 2019, 21:26 • 5 min czytania 0 komentarzy

Przed sezoniem nie oglądaliśmy zbyt ciekawego obrazu GKS-u Katowice. Całkowicie nowa drużyna, brak prezesa, problemy natury organizacyjnej. Nieciekawy krajobraz po spadku, który potęgowała przytłaczająca seria: ponad rok bez ligowego zwycięstwa. 

Pięć zwycięstw z rzędu nie oznacza, że będziemy krzyczeć “bijemy się o awans!”

Dziś GKS jest na zupełnie innym biegunie i dość niespodziewanie bryluje w drugiej lidze. Właśnie odniósł szóste zwycięstwo z rzędu (rywalem Elana Toruń) – licząc Puchar Polski – i plasuje się w czołówce ligowej tabeli. Jak doszło do takiej nagłego zwrotu? Rozmawiamy o tym z Arkadiuszem Woźniakiem, jednym z piłkarzy katowickiej Gieksy. 

***

Ponad rok bez wygranej, spadek z pierwszej ligi, drużyna w rozsypce, piętnastu piłkarzy pożegnanych, siedemnastu zakontraktowanych, klub boryka się z problemami organizacyjnymi, niejasne ruchy miasta i… akurat w tym momencie odpalacie. Jak, Arku, to wytłumaczyć? Jeśli chcemy szukać logiki, pewnie jej nie znajdziemy. 

Mówisz o braku organizacji przed sezonem – myślę, że nie było aż tak źle, jak pisały gazety. Jak to bywa po spadku, doszło do wymiany ludzi. Bardzo dużej, bo wymienione zostało trzy czwarte zespołu. Na początku nie było tak kolorowo. Wyniki nie przyszły od razu. Potrzeba było czasu, by ta drużyna się zazębiła. Chcę podkreślić, że to jeszcze nie wszystko, na co nas stać, bo to nie tak, że zamiatamy tę ligę. Trzeba twardo stąpać po ziemi i nie można powiedzieć, że potrafimy wszystko. Robimy swoje. Z tygodnia na tydzień staramy się poprawiać.

Reklama

Jakie cele stawialiście sobie przed sezonem? Wśród kibiców można było usłyszeć, że spokojne utrzymanie byłoby sukcesem, ale raczej ciężko było dostrzec wiarę na coś więcej. 

Jak sam mówiłeś – siedemnastu zawodników przyszło przed sezonem, więc nikt nie wiedział, na co Gieksę stać. Każdy mój kolega po fachu powiedziałby, że skoro szatnia jest tak mocno wymieniona, to nie wiesz, jak będzie wyglądał sezon. Każdy musiał się poznać, dotrzeć. Nasz cel? Trener zawsze trzyma szatnię twardą ręką i mówi, że nie ma celów. Cel to zwycięstwo w każdym spotkaniu. Na taki mental przyszła moda w drużynowym sporcie i my też nie patrzymy daleko na cele, a na każdy najbliższy mecz. Na tym się skupiamy i nieźle nam to wychodzi. 

W poprzednich latach GKS zawsze celował w awans i zawsze wychodziło wiadomo jak. Może to dobra droga.

Być może tak. Nie ma recepty na sukces, jak to mówią. Nie można też patrzeć wszystko krótkofalowo. To, że wygraliśmy pięć meczów z rzędu nie oznacza, że będziemy teraz krzyczeć “bijemy się o awans!”. Nie można zachwycać się wynikiem. Idziemy dobrą drogą, obyśmy cały czas się poprawiali, rozwijali. Indywidualności mamy, ale drużyna w moim mniemaniu zawsze górowała nad indywidualnościami.

Czujesz, że odbudowaliście zaufanie kibiców? Dziś na trybunach po długim czasie pojawił się komplet. 

Odbudowaliśmy. Nawet po pierwszym przegranym meczu ze Zniczem Pruszków widziałem w kibicach taką wiarę. Należy oddać im szacunek. Niejeden by się zraził. I wielu na pewno się zraziło, ja nie mogę mieć o to pretensji, tak musiało być. Oby kibice nie zwątpili nigdy. Myślę, że każdy kibic doceni, gdy zespół daje z siebie maksa. I ja czuję, że ten zespół daje maksa. Czasami nie wyjdzie, tak bywa. Mamy wielu młodych chłopaków, którzy mają iskrę w ich oczach. Chcą dawać z siebie wszystko za Gieksę. Wynik jest pierwszorzędną sprawą, ale kibice widzą też żar w oczach, zapierdzielanie, nawet po przegranej nas doceniają. A my staramy się oddawać im wszystko, co mamy.

Reklama

Czujesz, że masz coś do udowodnienia w tym sezonie? W poprzednim, mówiąc bardzo delikatnie, zbyt dobrze się nie zaprezentowałeś. Tylko dwie bramki w pierwszej lidze, a przecież schodziłeś jako etatowy piłkarz Ekstraklasy, można było się spodziewać, że się odbudujesz.

Udowadnianie… To ciężkie pytanie. Najważniejsze, by znać swoją wartość. Ja ją znam. W ostatnim sezonie w Ekstraklasie nie strzeliłem bramki, a we wcześniejszych dwóch czternaście, w pierwszej lidze – dziewięć. W Zagłębiu nie miałem możliwości grania, a że jestem ambitny, chciałem odejść grać, czułem wyzwanie. Jak przychodzi zawodnik z Ekstraklasy, zawsze są wymagania. Nie przeczę temu, że im nie sprostałem. Cała Gieksa nie sprostała. Nie ma co zakłamywać rzeczywistości. Udowadniam coś przede wszystkim swojej rodzinie, bo dla niej gram. Pokazuję, że jestem wartościowy nie w kwestii indywidualnych osiągnięć, ale że mogę podnieść drużynę. Chciałbym by każdy mnie tak odbierał – chcę dać coś drużynie, a nie pokazywać, że nazwisko Woźniak to wielka firma.

Z czego wynikał ten słaby sezon indywidualnie w twoim wykonaniu?

Usiadłem po sezonie i sam się zastanawiałem, co było nie tak. Gdybym znał tę odpowiedź… Po faktach można wszystko mówić, więc nie ma co. To była jedna, wielka kropka, uwierz mi. Wymazałem ją. Po sezonie powiedziałem sobie: była klapa, po prostu, ale nie ma co do tego wracać. Życie piłkarza jest na to za krótkie. Wyciągnąć wnioski i iść dalej. Jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Słabo grałem i tyle, biorę to na klatę. Chcę robić to lepiej.

Jaka jest największa różnica pomiędzy trenerami Dudkiem i Górakiem?

Dam przykład – ostatnio Dawid Rogalski grał przez pięć meczów z rzędu w pierwszym składzie, strzelił trzy bramki, potem w Polkowicach nie wszedł nawet na minutę, a dziś rozpoczął z Elaną od początku. Trener potrafi zarządzać zawodnikami, którzy mogą czuć się, w cudzysłowie, na piętnastym, szesnastym miejscu w hierarchii. Nawet, ten który nie jest w meczowej dwudziestce, może nagle wskoczyć. Trener dba o to, by każdy czuł się ważny. To wielki plus. Chce mieć 20-kilku gości, którzy będą gotowi. Dawid nie zagrał na Polkowicach, a dzisiaj wyszedł, dał drużynie dużo i to go podbudowało. Trener szanuje nas jako piłkarzy, całą szatnię.

To na koniec – patrzysz w tabelę? Mówisz sobie, że awans może się udać?

Który piłkarz nie patrzy w tabelę? Oczywiście, że każdy patrzy. Ale nie myślimy górnolotnie. O awansie nie myślę, na tym etapie nie można. Spokojnie do tego podchodzimy. To banał, ale każde kolejne spotkanie chcemy traktować jako finał.

W waszej sytuacji lepiej, żeby kibice usłyszeli coś takiego, aniżeli kolejne deklaracje o walce o awans.

Dokładnie tak, potem może się to obrócić przeciwko nam. Trzeba podchodzić do tego wszystkiego spokojnie. Z chłodną głową.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...