Podobno tyle nas dzieli od Łotyszy – bo oni dostają w cymbał w tych eliminacjach od każdego, nie potrafią nawet strzelić bramki, ta jedyna jest samobójcza, grają na stadionie tylko trochę ładniejszym od Marymontu. No właśnie: „podobno”. Wczoraj ta różnica się zatarła i została sprowadzona do ledwie jednego człowieka. Gdybyśmy na loterii nie wygrali talentu Roberta Lewandowskiego, przecież nie jest on efektem naszego zajebistego szkolenia, nie wygralibyśmy i meczu na Łotwie.
Niby mamy piłkarzy, którzy coś tam w Europie znaczą, ale jak przychodzi do meczu z ogórkami, to bawić się potrafi właściwie tylko Lewandowski. Sieknął trzy bramki, a mam wrażenie, że w takim spotkaniu bilans powinno poprawić sobie jeszcze trzech-czterech piłkarzy, bo naprawdę Łotysze nie stoją dzisiaj wyżej niż San Marino. Więcej finezji ma drwal rąbiący drewno po pijaku. I po tych 15 minutach, gdy nasza gra wyglądała naprawdę w porządku, trzeba było pójść za ciosem. Dać choć ciut radości kibicom, którzy ostatnio mają odruch wymiotny, myśląc o reprezentacji.
No, ale nie. Nie da się. Lepiej odpuścić i myśleć, co wjeżdża na kolację. Na szczęście mamy tego Lewandowskiego. Nie mam przekonania, że bramkę na 2:0 wsadziłby ktoś jeszcze – trzeba było w końcu kopnąć celnie z odległości większej niż pięć metrów. Piątek w obecnej formie mógłby pieprznąć w kierunku Wilna, Grosicki się zakiwać, Szymański szukać podania, żeby oddać starszym kolegom szacunek. A Zieliński… Nie wiem, cholera, co by zrobił Zieliński.
Od dłuższego czasu zresztą nie mam pojęcia, co on robi na boisku. Myślałem sobie: już dobra, z Łotwą to nawet i on błyśnie, da asystę, strzeli gola, pokaże jakąkolwiek klasę. Niestety pomyliłem się i już brakuje mi pomysłów, na kogo mógłby zagrać Zieliński, by wyglądać na te mityczne 80 milionów euro. Ostatnio trudno nie mieć wrażenia, że i jakby został sam na boisku, bez przeciwnika, to zremisowałby 0:0.
Podobno napędził trzy akcje! W takim razie trzeba oddać też Szczęsnemu, że jedną również napędził, skoro wszyscy nasi piłkarze dotknęli piłkę. Słuchajcie, chwaląc Zielińskiego za takie pierdoły nigdzie nie zajedziemy. Widzę, że mecz jest słaby w jego wykonaniu, ale potem i tak słyszę: tutaj dobrze przesunął, tam okiwał rywala dwa kilometry od bramki, wcześniej elegancko postawił stopę i zakręcił bioderkiem. Dajcie sobie spokój z tą sektą.
A wracając do Lewandowskiego – teraz jeszcze nas wyciągnął za uszy, natomiast mam nadzieję, że wszyscy mamy świadomość tego, co się stanie na turnieju. Tam już Robert nie będzie nam tak wyraźnie pomagał. Nie dał rady na naszym Euro, nie dał rady na kolejnych mistrzostwach Europy, poległ z kretesem na mundialu. Nie wiem, na jakich przesłankach miałbym opierać myśl, że tym razem będzie inaczej. Lewandowski bez wsparcia drużyny nie pierdnie.
Tymczasem drużyny nie ma. Nie wiem, czy Krychowiak z Glikiem przebierają się w dwóch różnych szatniach, ale ich słowa są zatrważające. Jeden mówi, że jest super, zajebiście i golimy frajerów, drugi przeciwnie. Dostrzega nasze słabości i przekazuje dziennikarzom, że wyraził swoje zdanie w szatni. No a Krychowiak stwierdza na to: nic nie słyszałem! Przecież to jest parodia i wyraźny sygnał. Reprezentacja Polski nie jest jednością.
Co gorsza, jeśli pójdzie w stronę myślenia Krychowiaka, będzie zgubiona.
Fot. FotoPyk