Wygrane w najbliższych meczach z Łotwą i Macedonią Północną mogą wystarczyć do tego, by reprezentacja Polski już w niedzielę awansowała do mistrzostw Europy 2020. Mimo to, na trenera Jerzego Brzęczka spada lawina krytyki za marny styl prezentowany przez biało-czerwonych. – Dziś chce się trenera ukrzyżować, zlinczować, a ja pytam: za co?! Miał za zadanie wywalczyć awans do Euro i je wykona! Bo już nie ma opcji, by Polska nie zajęła jednego z dwóch pierwszych miejsc – broni opiekuna kadry Grzegorz Lato, król strzelców mistrzostw świata z 1974 roku i były prezes PZPN.
Mrozi pan już szampana na niedzielę? Jeśli Polska wygra w czwartek w Rydze z Łotwą i trzy dni później w Warszawie z Macedonią Północną, to, przy korzystnych innych wynikach, zapewni sobie awans na Euro 2020.
Grzegorz Lato: – Owszem. Jestem przekonany, że będzie okazja do toastu. Łotwa to najsłabsza drużyna naszej grupy. Każdy ją leje, jak chce. Nie wyobrażam sobie, byśmy się na takich przeciętniakach potknęli. Z Macedonią u siebie też sobie poradzimy. A nawet, jeśli w drugim meczu zdarzy się remis, to i tak na sto procent pojedziemy na Euro. Teraz mamy trzynaście punktów. Trzy z Rygi, to szesnaście. Dalej już nie liczę, bo nie ma możliwości, by w sytuacji, gdy awansuje dwie drużyny, w tym gronie zabrakło Polski.
Po tym jak we wrześniu przegraliśmy ze Słowenią i fartem zremisowaliśmy z Austrią, nie lekceważyłbym słabeuszy z którymi się zmierzymy i nie cieszył przedwcześnie jeszcze z awansu.
W Słowenii dostaliśmy solidne i niespodziewane, ale zasłużone bęcki. Fakt. Mnie bardziej od tamtej porażki, bo na wyjeździe można przegrać z każdym, zabolała postawa drużyny w meczu z Austrią na Narodowym. W swojej twierdzy pozwoliliśmy rywalom na zbyt wiele. Momentami można było odnieść wrażenie, że to Austriacy są gospodarzami. Patrząc na nasz zespół, miałem wrażenie, że coś w nim przestało działać. Zabrakło pomysłu i przede wszystkim wiary, że możemy ich ograć. Ale to już przeszłość. Powtarzam: na sto procent pojedziemy na mistrzostwa Europy.
Tylko po co? Żeby przegrać mecze grupowe i wrócić do domu?
Eliminacje i turniej finałowy, to dwie różne sprawy. Przed Euro trener będzie miał więcej czasu, żeby popracować z drużyną. Zabierze piłkarzy na kilkunastodniowe zgrupowanie. Będzie sposobność, żeby doszlifować taktykę, pobyć razem. Nie to, co teraz. W poniedziałek zbiórka, rozruch, wtorek trening, w środę wylot na mecz. Przy tak dużym natłoku meczów, selekcjoner nie ma czasu nie tylko na trening, ale nawet żeby bliżej poznać nowych zawodników. Poza tym, zachowajmy spokój. Nas też skreślono jeszcze przed wyjazdem na mistrzostwa świata w 1974 roku. Dwa pierwsze miejsca w grupie z góry zarezerwowano dla Argentyny i Włoch. My, zdaniem prześmiewców, mieliśmy powalczyć jedynie z Haiti. A wszyscy pamiętamy jak to się skończyło. Dlatego wstrzymałbym się z krytyką. Po Euro może się okazać, że ci, którzy dziś najbardziej nadają na Brzęczka, będą musieli z podkulonymi ogonami wycofywać się ze swoich słów.
W Brzęczka ostatnio wszyscy walą jak w bęben. Obrywa za to, że drużyna gra słabo, za powołania dla siostrzeńca Jakuba Błaszczykowskiego – choć teraz z powodu kontuzja w kadrze go nie ma – za niefortunne wypowiedzi. Słusznie?
– Drużyna kreuje trenera, a szkoleniowiec drużynę. Wiadomo, że jak zespół gra źle, to krytyka skupia się na selekcjonerze. Inna sprawa, że Jerzy Brzęczek sobie nie pomaga. Z doświadczenia wiem, że czasami lepiej ugryźć się w język, niż coś palnąć. Po co mówił, o tym poprzestawianiu się czegoś w głowie u Zielińskiego?! Jak coś do chłopaka miał, to od wyjaśnienia takich tematów jest szatnia, a nie konferencje prasowe. Albo to powołanie piłkarzy, którzy nie grają w klubach. Jak do niedawna Reca. Rozumiem, że znał go z Płocka, że mógł w nim od początku dostrzegać jakiś potencjał, ale w moich czasach, kiedy nie grałem w Lokeren, to mogłem tylko pomarzyć, że Antek Piechniczek wezwie mnie na kadrę. Mimo, że się szanowaliśmy i lubiliśmy. Jest jeszcze kwestia Kuby Błaszczykowskiego. Naprawdę nic do niego nie mam, ale uważam, że wzorem Łukasza Piszczka powinien podjąć męską decyzję i zakończyć piękną reprezentacyjną historię. Kuba jest potrzebny kadrze, ale Kuba odpowiednio przygotowany. A nie wymęczony przez kontuzje. Kiedy wychodzi na boisko nie w pełni sił, to kończy się to tak, jak w meczu z Austrią, kiedy po dziesięciu minutach musiał zejść z urazem. A wcześniej dwa miesiące nie grał w Wiśle, bo leczył złamany palec. W takich sytuacjach krzywdę sobie robią i zawodnik i trener. Na szkoleniowca spada krytyka, że powołuje nie w pełni zdrowego piłkarza, bo ten jest jego siostrzeńcem. Kuba za to co zrobił dla reprezentacji przez lata, zapracował na wielki szacunek. Kibice powinni go pamiętać, jako lidera, który strzelał ważne gole i pchał zespół do przodu, a nie jak z twarzą wykrzywioną bólem schodzi z boiska. Niestety, w piłce za zasługi to można dostać bilet na sektor VIP, a nie powołanie.
Brzęczek obrywa tak samo, jak za pana rządów w PZPN ówczesny selekcjoner Waldemar Fornalik. Który z nich jest lepszym trenerem?
Nie można ich porównywać, tak jak nie powinno się dyskutować kto był lepszy Kazimierz Górski czy Antoni Piechniczek. Obaj wywalczyli trzecie miejsce na świecie. Co do Waldka Fornalika to weryfikacją jego trenerskiego warsztatu było zdobycie mistrzostwa Polski z Piastem Gliwice. Życzę Jurkowi, by kiedyś osiągnął podobny sukces. No a teraz awansu na Euro.
To tak z ręką na sercu proszę powiedzieć, czy gdyby od pana zależało, to zatrudniłby pan Brzęczka, na stanowisku trenera reprezentacji? Czy ma wystarczające doświadczenie w pracy szkoleniowej i umiejętności, by prowadzić najważniejszą drużynę w kraju?
Na szczęście, ja nie jestem od oceniania trenera. Zbyszek Boniek podjął decyzję o nominowaniu Brzęczka selekcjonerem i jestem pewien, że była to decyzja przemyślana. Dziś chce się Brzęczka ukrzyżować, zlinczować, a ja pytam: za co?! Miał za zadanie wywalczyć awans do mistrzostw Europy i je wykona! Bo już nie ma opcji, by Polska nie zajęła jednego z dwóch pierwszych miejsc w grupie. Styl gry kadry nie powala na kolana, ale… co z tego?! Liczą się punkty! A te przemawiają za Brzęczkiem.
Dlaczego Robert Lewandowski w Bayernie strzela jak kałasznikow, a w reprezentacji zatracił skuteczność?
Robert niczego nie zatracił! W Bayernie pracują na niego jedni z najlepszych pomocników na świecie. Dostaje od nich kapitalne podania otwierające, koledzy odciążają go skupiając na sobie obrońców, a jak Robert jest szczelnie kryty, to sami strzelają gole. Natomiast w kadrze cała gra ofensywna zależy od Lewandowskiego. Z czego ma strzelać, jak nie dostaje podań?
Jak to nie? A choćby świetne dośrodkowanie Kamila Grosickiego z meczu z Austrią, po którym nieatakowany Lewandowski uderzając głową fatalnie spudłował?
Nie przesadzajmy. To jedna zmarnowana okazja na dziesięć. Doceniajcie Roberta, bo jeszcze za nim zatęsknicie. To światowy top. Wystarczy mu pół okazji, żeby zdobyć gola.
Fakt. Lewy, przy partnerach z ataku reprezentacji, to klasa mistrzowska. Krzysztof Piątek w Milanie strzela ślepakami, a Arkadiusz Milik ostatniego gola dla Napoli zdobył w kwietniu.
Piątek to fajny, młody chłopak, który jeszcze będzie strzelał. Ale ostatnio w Milanie, nawet jak ma dwie, trzy „patelnie” w meczu, to i tak pudłuje. Zdarza się… Wyjdzie z tego. Martwię się natomiast o Milika. Przy tak dużej konkurencji jaką ma w Napoli, tak długi czas bez goli może sprawić, że na dłużej zapozna się z ławką rezerwowych. A to najgorsze co mogłoby go spotkać. Bo żeby przełamać kryzys, trzeba grać!
Co król strzelców MŚ ’74 poradziłby Milikowi i Piątkowi? Jak mają przełamać strzelecką impotencję?
Nie ma uniwersalnego sposobu. Najlepszym jest trening i nieprzejmowanie się krytyką. Nie czytać, nie słuchać, nie oglądać tego co się o tobie ukazuje. Tylko trenować. Zostawać po zajęciach i z rożnych pozycji tłuc na bramę.
Panu też zdarzały się takie serie bez goli, jak teraz asom z Serie A?
Kiedy byłem młody, miałem 19, 20 lat, to trafiały się mecze, w których miałem po trzy setki i nic nie chciało wejść. Zaciskałem wtedy zęby i dalej próbowałem. Strzelałem, kiedy tylko mogłem. Aż w końcu w jednym, drugim spotkaniu piłka odbijała się od wszystkich, spadła mi pod nogi i był gol. Nie bez przyczyny koledzy wołali na mnie „Szakal”, czy „Padliniarz”. Jak się trafi parę razy, to wraca pewność siebie i zdecydowanie łatwiej jest grać.
Kozłem ofiarnym porażki w Słowenii trener uznał Michała Pazdana, który w kolejnym meczu z Austrią usiadł na trybunach, a teraz nawet nie został powołany. Brak lubianego i zazwyczaj solidnego „Pazdiego” może mieć wpływ na atmosferę w kadrze?
To nie koledzy z szatni, ale trener powołuje zawodnika do kadry. Po Słowenii cała drużyna, z selekcjonerem na czele, powinna się uderzyć w piersi. Wszyscy pozwolili, żeby rywale nas stłukli. Dlatego zwalanie winy na Pazdana jest i nieeleganckie i niesprawiedliwe. Nie widziałem, żeby odstawał od innych. W Turcji gra bardzo dobrze, ale czy wciąż jest potrzebny reprezentacji i czy dostanie w niej jeszcze szansę? To pytanie do Jerzego Brzęczka.
Do drużyny narodowej wraca Dominik Furman, który ostatni mecz w biało – czerwonych barwach rozegrał w 2013 roku za kadencji Fornalika. Po co, na ławkę? O prawo gry na środku pomocy będzie rywalizował z Krystianem Bielikiem, Jackiem Góralskim i Mateuszem Klichem, bo pozycje Piotra Zielińskiego i Grzegorza Krychowiaka są niepodważalne. Ma jakiekolwiek szanse, by wygryźć ze składu, któregoś z konkurentów?
Po tym, co Furman ostatnio gra w lidze, to powołanie po prostu mu się należało. Lewa noga – super. Stałe fragmenty – perfekcyjne. W Wiśle dorósł do roli lidera. Brzęczek dobrze go zna ze wspólnej pracy w Płocku. Jeśli zdecydował, że widzi go w reprezentacji, to widocznie ma na Dominika jakiś pomysł.
Jeśli nie wygramy któregoś z dwóch najbliższych meczów, to Brzęczek powinien zostać zdymisjonowany?
Nie róbmy jaj! Jerzy Brzęczek ma ważny kontrakt i powinien go wypełnić. Tym bardziej, że wprowadzi Polskę na Euro!
Rozmawiał Piotr Dobrowolski
Fot. FotoPyK