Reklama

Nie zamieniłbym Piasta na Legię!

redakcja

Autor:redakcja

08 października 2019, 10:40 • 7 min czytania 0 komentarzy

Piotr Parzyszek często męczy się w tym sezonie. Bardzo długo nie mógł trafić w lidze, a gdy już w końcu strzelił w dwóch meczach z rzędu, to znów się zaciął. Napastnik Piasta Gliwice przełamał się dopiero w ostatniej kolejce z Legią Warszawa. – Do meczu z Legią nie strzeliłem gola przez trzy i pół spotkania i zabawa już się zaczęła. Liczenie minut bez zdobytej bramki, podbijanie bębenka. Nie robiłem z tego problemu. Wiedziałem, że jak będą podania, to w końcu trafię. Ale nie ukrywam, ulga jest – śmieje się w rozmowie z nami Parzyszek. 

Nie zamieniłbym Piasta na Legię!

Długo świętowaliście zwycięstwo nad Legią?

Chwilę posiedzieliśmy, zjedliśmy pizzę, wypiliśmy po piwku i do domu. Ze względu na przerwę reprezentacyjną, dostaliśmy dwa dni wolnego, więc każdy miał jakieś plany i nie zamierzał zbyt długo zostawać w klubie.

Pan miał podwójne powody do radości. Nie dość, że napoczął Legię, to przede wszystkim zakończył trwający 330 minut serial bez dobytego gola.

Najbardziej wkurzające jest, kiedy w meczu masz trzy, cztery setki, a nic nie chce wpaść. Ale żeby dojść do sytuacji strzeleckich, najpierw musisz mieć zagraną dobrą piłkę. A kiedy nie dostajesz podań, to z czego masz strzelać?! Tych podań trochę brakowało, dlatego nie denerwowałem się na siebie.

Reklama

Strzelecka abstynencja męczy napastnika? Przenosił pan problemy z boiska do domu?

Oczywiście! Proszę nie wierzyć tym, którzy mówią, że zamykając drzwi szatni, zostawiają w niej kłopoty. To siedzi człowiekowi w głowie. Sztuką jest skierować myśli na inne tory. Mam małą córeczkę, druga niedługo przyjdzie na świat. Starałem się koncentrować na dziecku i żonie. Poświęcać im maksimum czasu. A mimo to, małżonka i tak dostrzegała, że jestem jakiś nieswój. Tłumaczyłem sobie, że w domu nie da się odwrócić złej passy, że od tego jest boisko i najbliższy mecz. Zresztą, do starcia z Legią nie strzeliłem gola raptem w trzech meczach. To żaden dramat. Tym bardziej, że grałem w nich nieźle. Mocniej złościłem się na siebie na początku sezonu, w spotkaniach z Lechem i ze Śląskiem.

Obecność rodziny, to najlepszy lek na stres?

Dla mnie tak, ale nie tylko to. Kiedy moje panie już spały, odprężałem się grając w Darta. Nawet przez kilka godzin. W Holandii to bardzo popularna dyscyplina. W De Grafschaap zebraliśmy się w ośmiu i utworzyliśmy drużynę. Jeździliśmy nawet na turnieje, gdzie graliśmy czterech na czterech albo ośmiu na ośmiu. Mieliśmy sponsora, który specjalnie na te wyjazdy uszył nam garnitury. Pełna profeska.

parzyszek multi

Trener Fornalik nie kręcił nosem, że najlepszy strzelec drużyny z poprzedniego sezonu, zapomniał jak się zdobywa bramki?

Reklama

Dobrze żyję z trenerem (śmiech). Wiadomo, jak napastnik trafia do siatki, to wszystko jest w porządku, bo wywiązuje się z obowiązków. Kiedy mu nie idzie, to musi udowodnić swoją wartość dla drużyny w inny sposób. Walką na boisku, zaangażowaniem. Trener widział, że robiłem co mogłem, żeby pomóc chłopakom i doceniał to.

O Fornaliku mówi się „Smutny Waldemar”. W kontaktach z piłkarzami rzeczywiście jest… smutny?

A skąd! To normalny człowiek. Jak zawodnik zasłuży, to go opierdzieli, ale kiedy ktoś ma problem, chce pogadać, to jego drzwi są otwarte. Pan Fornalik ma dystans do piłkarzy. I dobrze. Miałem w przeszłości szkoleniowców, którzy tego dystansu nie potrafili zachować i były z tego tylko kłopoty. Rozluźnienie dyscypliny, plotki, że ma swoich ulubieńców, „synków”, których foruje. W Piaście panuje zdrowa relacja pomiędzy zawodnikami a trenerem. Waldemar Fornalik jest smutny? Jestem zdziwiony takimi opiniami oraz faktem, że wygłaszają je ludzie, którzy go nie znają. Gdyby znali naszego trenera, to wiedzieliby, że są sytuacje, kiedy lubi się pośmiać. A przede wszystkim to fachowiec. W każdym klubie, w którym pracował, zrobił coś dobrego. Owszem, ciągnie się za nim reprezentacja, ale wielu znakomitych szkoleniowców połamało sobie zęby na drużynach narodowych. O tym, że praca z kadrą, to bardzo ciężki kawałek chleba, coś może dziś powiedzieć Jerzy Brzęczek.

Wracając do meczu z Legią. W pierwszej połowie to rywale naciskali. Taka była taktyka Piasta, mieliście dać się Legii wyszumieć i dopiero potem zaatakować?

Nie chcieliśmy iść do przodu na wariata, tak jak to miało miejsce w niektórych meczach na początku sezonu. Plan był taki – stworzyć blok, zagrać wysokim pressingiem i kontratakować. Przed przerwą świetnej sytuacji nie wykorzystał Novikovas. W drugiej połowie to my mieliśmy już więcej do powiedzenia i zasłużenie wygraliśmy.

Legia pana rozczarowała? Zagrała słabiej, niż w rundzie mistrzowskiej poprzedniego sezonu, kiedy też wygraliście, tyle że w Warszawie.

Legia ogólnie wygląda gorzej niż w zeszłym sezonie. Wtedy sprawiała wrażenie silniejszej, prezentowała większą jakość. Ale wstrzymałbym się z ocenami, bo tamten mecz w Warszawie był w końcówce rozgrywek. Teraz liga dopiero się rozkręca, może warszawianom potrzeba czasu, by osiągnęli przyzwoitą formę.

Przed startem tego sezonu nie brakowało opinii, że mistrzostwo Polski zdobyte przez Piasta, to jednorazowy wyskok, a w tych rozgrywkach wrócicie tam, gdzie wasze miejsce, czyli do walki o utrzymanie.

Jestem już półtora roku w Polsce i czasami nie da się słuchać tego co „życzliwi” mówią. Jaka jest pora roku, tak się ludzie zachowują… Jesienią, kiedy jest brzydko, szaro i deszczowo, ich opinie są takie jak pogoda. Po jedenastu kolejkach mamy trzy punkty straty do lidera i będziemy walczyć o utrzymanie?! Takich głosów nie należy traktować poważnie…

Nie ma Valencii, Sedlara, filar obrony Jakub Czerwiński jest kontuzjowany, a Tomasz Jodłowiec po powrocie z Legii to cień zawodnika z mistrzowskiego sezonu. Mimo to, macie na koncie najmniej straconych bramek w lidze. Czyli ten Piast nie jest taki słaby jak wam prorokowano.

Grałem w wielu klubach i jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem takiej szatni, jaką mamy w Gliwicach. Szacunek, sympatia, jeden za drugim pójdzie w ogień. Nie ma żadnych grupek, podziałów. Dotyczy to zresztą nie tylko zawodników i sztabu, ale wszystkich ludzi pracujących w klubie. Każdy z nich dołożył cegiełkę do mistrzostwa Polski.

Jak to w ogóle się stało, że zostawił pan Holandię i zdecydował się na polskiego średniaka? W sezonie 2016/2017 zdobył pan dla De Graafschap 25 goli i był wicekrólem strzelców drugiej ligi.

Jak strzeliłem te 25 goli, to pojawiło się mnóstwo ofert. Z wielu krajów. Z Polski też. Chcieli mnie sprowadzić do Śląska Wrocław i Zagłębia Lubin. Ja marzyłem, by sprawdzić się w Eredivisie i przeszedłem do Zwolle. W okresie przygotowawczym byłem najskuteczniejszym zawodnikiem, myślałem że tak będzie i w lidze. Niestety, wyglądało to nieco inaczej, niż sobie wyobrażałem. Stałem się napastnikiem od czarnej roboty. Wiązałem trzech obrońców, robiąc tym samym miejsce wchodzącym w pole karne skrzydłowym. A ci zamiast podawać, strzelali sami. Po kilku meczach usiadłem na ławce. Moim zmiennikom też nie szło najlepiej i ostatecznie wróciłem do składu. Zacząłem zdobywać gole. Aż pewnego razu trener, który dotąd na mnie stawiał, mówi: – „Dziś nie zagrasz. I nie chodzi o to, że dzień wcześniej zmarła twoja mama. Po prostu nie zagrasz i tyle”. Wtedy zrozumiałem, że chcę odejść, wyjechać z Holandii. Miałem oferty z Turcji i Danii, ale dostałem bardzo konkretny telefon z Piasta. Potem rozmawialiśmy jeszcze kilkakrotnie. Sprawdziłem w internecie – trzy lata temu byli wicemistrzami Polski, ale w sezonie 2017/2018 do ostatniej kolejki walczyli o utrzymanie. Biłem się z myślami… To, że jestem dziś w tym klubie, to zasługa dyrektora sportowego Bogdana Wilka, niepracującego już w Piaście szefa skautów Kamila Koguta i trenera Fornalika. Oni najbardziej o mnie walczyli.

Mała córeczka, druga w drodze. Gliwice to miejsce, w którym zostaniecie na dłużej?

Jesteśmy tu bardzo szczęśliwi. Dobrze nam się żyje. Kiedy rano wsiadam w samochód i jadę na trening, to co by się nie działo, mam na twarzy uśmiech. Zobaczymy, jak się to wszystko potoczy, ale dlaczego nie?

No a jak zadzwonią szefowie Legii i zaproponują transfer? Pan ratuje, panie Piotrze, bo u nas z napastnikami krucho – powiedzą…

Legia to największy polski klub. Takim firmom łatwo się nie odmawia, ale patrząc na to jaki teraz jest klimat wokół drużyny z Łazienkowskiej, to biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, dziś nie zamieniłbym Piasta na Legię!

rozmawiał PIOTR DOBROWOLSKI

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...