Choć jeszcze nawet regularnie się nie goli, a rok temu o tej porze mógł tylko pomarzyć o debiucie w Ekstraklasie, to od poniedziałku na treningach będzie starał się obronić strzały Roberta Lewandowskiego, Kamila Grosickiego czy Krzysztofa Piątka. Przez ostanie 12 miesięcy życie Radosława Majeckiego nabrało niesamowitego przyspieszenia. Został pierwszym bramkarzem Legii Warszawa, a kilka dni temu otrzymał od Jerzego Brzęczka powołanie do reprezentacji Polski na mecze eliminacji mistrzostw Europy z Łotwą i Macedonią Północną. – To bardzo dobry ruch selekcjonera. Radek będzie mógł sprawdzić swoje umiejętności w konfrontacji z fachowcami tej klasy co Wojciech Szczęsny czy Łukasz Skorupski. Ma chłodną głowę. Na pewno się nie spali – uważa trener bramkarzy Zagłębia Lubin Grzegorz Szamotulski, który w przeszłości pracował z Majeckim w Legii.
Szamotulski trenował Majeckiego w juniorach i wprowadzał do pierwszej drużyny stołecznego klubu. – Pamiętam, że kiedy zaprowadziłem go na pierwszy trening do seniorów, to akurat trener Krzysztof Dowhań zaordynował ćwiczenie, w którym dwaj bramkarze skakali do wyrzuconej przez szkoleniowca piki i walcząc w powietrzu starali się ją złapać. W pierwszej parze Duszan Kuciak lekko trącając konkurenta łokciem, już nie pamiętam kto nim był, wybił go z uderzenia i złapał futbolówkę. Radek uważnie się temu przyglądał. I kiedy w kolejnej parze Majecki został wywołany do pojedynku z Kuciakiem, to uprzedził atak Słowaka i potraktował go „bodiczkiem”, po czym chwycił piłkę. Od początku nie miał kompleksów. Szanował starszych, ale się ich nie bał. Pewnego razu przestawialiśmy bramkę na kółkach. Pchaliśmy ją – ja z Radkiem z tyłu, a Arek Malarz i Radek Cierzniak z przodu. W pewnym momencie Malarz lekko zgubił krok i mało brakowało, by bramka wjechała mu w nogę. Majecki od razu rzucił do starszego kolegi – „Uważaj dziadek, bo achillesy porwiesz…”. Od pierwszego treningu był pewny swoich umiejętności i miał swoje zdanie. Radek to taka składanka najlepszych cech byłych bramkarzy Legii. Ma moją odrobinę wariactwa, wyszkolenie Fabiańskiego i pajacyki oraz kocie ruchy Boruca – opowiada nam „Szamo”.
Duszan Kuciak, przechodząc zimą 2016 roku do z Legii do Hull City, powiedział nam o Majeckim: – Legia będzie miała z niego pożytek. Ten chłopak ma dobrze poukładane w głowie. Wie czego chce i małymi kroczkami do tego dąży. Warszawski klub zrobi kiedyś na nim dobry interes.
W podobnie pochlebnym tonie wypowiadał się o „młodym” Arkadiusz Malarz: – Fajny chłopaczek. Ma talent i chęci do pracy. Umie słuchać rad trochę starszych kolegów. Tylko nie można go zagłaskać – mówił nam blisko dwa lata temu obecny bramkarz ŁKS-u.
Nie wiadomo, jak potoczyłyby się sportowe losy świeżo upieczonego kadrowicza, gdyby nie Kamil Koprowski. Pierwszy trener Majeckiego w Arce Pawłów. – Radek był moim sąsiadem. Mieszkał we wsi Modrzewie, a ja w Wawrzynczycach. W linii prostej nasze miejscowości dzieliło z półtora kilometra. Obie wioski leżą niedaleko Starachowic. Wcześniej w juniorach Arki trenował starszy brat Radka – Robert, który dziś jest zawodowym żołnierzem, wiec kiedy w 2009 roku utworzyliśmy grupę młodzików, to i młodszy Majecki zapisał się do klubu. Przyjeżdżał do mnie do domu rowerem, a potem razem, już samochodem, jeździliśmy na zajęcia. Ćwiczyliśmy wtedy w Kałkowie, gdzie mieści się Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Pani Świętokrzyskiej. Radek już na pierwszym treningu oznajmił, że chce być bramkarzem. Był niesamowicie zaangażowany. Rzucał się do każdej piłki. Widać było, że bardzo mu zależy, żeby dobrze wypaść. Od małego był spokojny, nie interesowały go zabawy, wygłupy. Koncentrował się wyłącznie na futbolu. To dobrze wychowany chłopak, pochodzi z rodziny, w której panuje kult pracy. Oprócz brata ma jeszcze dwie siostry – ujawnia w rozmowie z nami Koprowski.
To właśnie pierwszy trener zarekomendował Majeckiego ówczesnemu opiekunowi kadry województwa świętokrzyskiego do lat 12, Waldemarowi Rakowi.
– Dostałem telefon, że w Arce Pawłów mają jakiegoś wyjątkowo utalentowanego dzieciaka. Traf chciał, że właśnie trwało w Kielcach zgrupowanie naszej kadry przed wyjazdem na finały mistrzostw wojewódzkich do Łodzi. A co mi tam, pomyślałem i pojechałem na trening Arki do Kałkowa. Nie spodziewałem się cudów. No, bo jak? Dziecko z ulicy, które trenowało kilka miesięcy, miało nadawać się do kadry? Wystarczyło kilka minut wspólnych ćwiczeń, bym był Radziem totalnie zauroczony. Niesamowite warunki fizyczne i wrodzony talent bramkarski. To co ten chłopak wyprawiał w „klatce” było niewiarygodne – mówi nam Waldemar Rak, dziś prezes Akademii Piłkarskiej Star Starachowice.
I dodaje: – Zdecydowałem, że zabieram go na turniej do Łodzi. To była sobota, a pierwszy mecz graliśmy już w poniedziałek. Trochę się bałem, jak Majecki poradzi sobie w nieznanej grupie, z obcym trenerem, ale spisał kapitalnie. W trzech spotkaniach nie puścił bramki. On swoje zadanie wykonał, my jako drużyna nie, bo trzykrotnie zremisowaliśmy po 0:0 i nie wyszliśmy z grupy – śmieje się Rak.
Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. – Radek stał się liderem kadry województwa, w której grał u mnie w kolejnych rocznikach. Wraz z rodzicami chłopca uznaliśmy, że Arka jest już dla niego za ciasna. Miał do wyboru przenosiny do gimnazjum w Kielcach, albo do Ostrowca. Mama Radka, która od początku bardzo mocno go wspierała, zdecydowała, że syn będzie kontynuował edukację w Ostrowcu. Młody mieszkał w internacie i trenował w KSZO Junior Ostrowiec. Pewnego razu przestraszyłem się, że przestanie grać w piłkę. Tęsknił za domem, był gotów rzucić wszystko i wrócić do rodziny. Radek był takim trochę wycofanym dzieckiem. Dopóki kogoś dobrze nie poznał i się do niego nie przekonał, pozostawał nieufny. Trzeba było z nim bardzo delikatnie postępować. Martwiłem się o jego psychikę. Był niesamowicie wrażliwy. W kadrze województwa każdy mecz był starciem o stawkę. Zdarzało się, że w trakcie gry Radzio sygnalizował: – „Trenerze, boli mnie brzuch. Nie mogę dalej grać”. Cieszę się, że teraz jego siłą jest spokój i wyrósł z tych dziecięcych lęków – kończy Waldemar Rak.
Ostatecznie Majecki został w Ostrowcu, skończył trzyletnie gimnazjum i przyjął ofertę Legii. Do stolicy przeprowadził się mając 14 lat. A dwa lata później, po tym jak jego była sympatia wrzuciła do sieci zdjęcie Radka z butelką piwa w ręku, mógł z wymarzonej Legii z z hukiem wylecieć.
– Bałem się, że to mój koniec w Warszawie, że trener Magiera odeśle mnie do domu – wspominał bramkarz.
– Radek dostał wtedy twardą lekcję. Przy całej drużynie wyrzuciłem go z treningu. Obserwowałem potem w szatni, jak się zachowa. Zareagował bardzo dobrze. Zacisnął zęby i pracował jeszcze mocniej. Odbyliśmy rozmowę, wyciągnął z niej wnioski i dla mnie to temat zamknięty. Nie ma do czego wracać – opowiada Weszło Jacek Magiera. To właśnie on, kiedy został trenerem pierwszej drużyny z Łazienkowskiej, zdecydował, o wypożyczeniu Majeckiego do I ligi.
– Radek miał trzy kluby do wyboru. Zdecydował się na Stal Mielec. Miał naszą aprobatę, bo po wywiadzie środowiskowym jaki przeprowadziliśmy, uznaliśmy, że to dla niego dobre miejsce. Poszedł do I ligi, by zapoznać się z presją i nauczyć się jak walczyć o swoje – mówi Magiera.
W Mielcu Radek zagrał w 32. meczach. W dziesięciu z nich nie puścił gola i został uhonorowany tytułem najlepszego bramkarza I ligi w sezonie 2017/2018. – Szedłem do Stali z mocnym postanowieniem, że muszę pokazać, że jestem dobry, nie zawieść. Inaczej Legia mogłaby już mnie nie chcieć i trafiałbym z wypożyczenia na wypożyczenie – wyznał potem w „Przeglądzie Sportowym”.
– Miałem na niego pomysł. Planowałem włączyć go do pierwszej drużyny i stopniowo dawać mu szanse występów. Liczyłem, że docelowo zostanie następcą Arka Malarza i Radka Cierzniaka. Nie zdążył u mnie zadebiutować, bo 13 września 2017 roku zostałem zwolniony z Legii – opowiada Magiera.
Po raz pierwszy w seniorach Legii w oficjalnym meczu Majecki zagrał za kadencji Ricardo Sa Pinto – 30 października 2018 roku przeciwko Piastowi Gliwice w 1/16 finału Pucharu Polski. Spisał się świetnie. Po remisie 1:1 o awansie stołecznej drużyny zdecydowały rzuty karne. Młody obronił jedną z jedenastek i drużyna z Łazienkowskiej wygrała 4:2. Cztery dni później bramkarz zadebiutował w Ekstraklasie w wygranym meczu z Górnikiem Zabrze (4:0). Do tej pory ma na koncie 24 spotkania w lidze, w których dziesięciokrotnie zachował czyste konto.
– Radek to bardzo dobry człowiek. Ma otwartą głowę. Nie ulega emocjom. Jest skupiony na swoich celach. Ma kapitalny wpływ na zespół. Kiedy podczas tegorocznych mistrzostw świata do lat 20 w trakcie turnieju zrobiłem go kapitanem drużyny, przyjął to spokojnie, niemal w tej samej chwili stając się liderem ekipy. Jest dojrzały i odpowiedzialny. Ma predyspozycje mentalne, taktyczne i motoryczne, by stać się piłkarzem dużego formatu. Walka, praca, koncentracja na sobie. To go charakteryzuje. Dobrze reaguje na błędy, potrafi przyjąć krytykę i non-stop pracuje nad swoimi rezerwami – podsumowuje Jacek Magiera, dziś prowadzący Majeckiego w kadrze U-20.
PIOTR DOBROWOLSKI
Fot. FotoPyK