Zaskakująco niewiele głosów oburzenia podniosło się po powołaniu Dominika Furmana do reprezentacji Polski. Zazwyczaj gdy wybrańcem selekcjonera zostaje zawodnik z ekstraklasowej drużyny, której raczej nie grożą regularne występy w europejskich pucharach (czyli w sumie każdej), opinia publiczna dopytuje gremialnie: a czy na pewno podoła? Czy występując w tak ogórkowej lidze udźwignie presję reprezentacyjną? Czy rywalizując na co dzień z takimi rywalami jak Arka czy Korona, można potem płynnie przejść do meczów międzynarodowych?
W przypadku Furmana takich głosów było niewiele, a dzisiejszy mecz z Arką jedynie potwierdził, że wybór akurat tego zawodnika, występującego w zespole do niedawna przebywającym w strefie spadkowej, jest po prostu wyjątkowo logiczny.
Napisaliśmy swego czasu – odejmij z Wisły Dominika Furmana i masz ŁKS Łódź, z jego szalonym dorobkiem punktowym i bramkowym. Naciągane? A skąd, Dominik odpowiada za jakieś 70% ofensywy w płockiej drużynie. I to nie jest liczba z kosmosu, rozbiliśmy to szczegółowo dwa tygodnie temu:
– gol z karnego z Górnikiem,
– gol z wolnego z Lechią,
– bez „bezpośredniego” udziału przy bramce Ricardinho z Pogonią,
– gol z akcji z Pogonią,
– po jego dośrodkowaniu z rożnego padła bramka Kuświka z ŁKS-em (dobitka strzału Michalskiego),
– bez „bezpośredniego” udziału przy bramce Merebaszwilego z ŁKS-em,
– to jego strzał w wolnego dobił Kuświk z Legią,
– gol z dystansu z Wisłą,
– po jego dośrodkowaniu i odbiciu piłki przez „Wasyla” padł gol Michalskiego z Wisłą.
„Formalnie” cztery bramki, 0 asyst, 0 kluczowych podań, ale w praktyce kapitan płocczan poważnie maczał palce przy aż siedmiu z dziewięciu trafień Wisły. Z tym brakiem udziału w dwóch pozostałych to też nie do końca tak – przy bramce Ricardinho to jego podanie nakręciło kontrę zespołu, a przy golu Merebaszwilego to on wykonał rzut rożny, po którym doszło do ostrzału bramki Kołby.
Z Rakowem co prawda nie miał większego udziału przy obu golach, ale dzisiaj z Arką raz jeszcze pokazał, że jest dla Wisły Płock piłkarzem absolutnie kluczowym. Jeszcze przed upływem trzydziestej minuty trzy razy piłka po jego kopnięciach robiła szum pod bramką Steinborsa – raz po nieprzyjemnym uderzeniu, bramkarz musiał piąstkować, dwukrotnie po centrach, które kończyły się strzałami głową. O ile pierwsze uderzenie Łotysz jeszcze zdołał wyjąć, o tyle przy bramce Ricardinho był już bezradny. Rozmawialiśmy z nim po powołaniu, zapytaliśmy o rzuty wolne.
Załóżmy, że już wszedłeś na boisko. Jest rzut wolny. Odważyłbyś się zabrać piłkę Lewandowskiemu?
Też o tym myślałem od wczoraj. Myślę, że się nie odważę. Pewnie nawet Grosik miałby ciężko, a też jest w gazie w tym względzie, szczególnie jeśli chodzi o pozycje do strzału. Trochę się na tym znam i miał mega ciężkie pozycje, super uderzał. Ale dziś po treningu zostanę i poćwiczę rzuty wolne, koło piętnastu strzelę.
Przed wykonaniem wolnego często 2-3 piłkarzy ustala między sobą wykonawcę. Byłbyś wśród nich?
Najpierw muszę się pojawić na boisku, a żeby tak się stało, trzeba wykonać dużo pracy. Dopiero potem możemy rozważać takie rzeczy. A jeszcze rzut wolny z dobrej odległości musi się trafić, a to się zdarza rzadko. Dużo rzeczy musiałoby się poskładać, bym znalazł się w takim położeniu.
Dziś Furman znalazł się w takim położeniu parę razy i było naprawdę nieźle.
Mniejsze czy większe zamieszanie po jego centrach oraz strzałach miało miejsce i po wolnych z okolic koła środkowego (balonik za obrońców, panika wśród arkowców), i po tych gdzieś koło 25-30 metra (uderzenie kilkadziesiąt centymetrów obok prawego słupka, bliźniaczo podobne do strzału, który w meczu z ŁKS-em zatrzymał się na słupku). Ktoś mógłby tutaj z przekąsem burknąć: ciekawe, czy gdyby piłka mu się toczyła, a nie stała w miejscu, to też byłby taki mądry. I wtedy Furman właśnie zarzucił takie ciasteczko do Tomasika, że nawet ten nieszczególnie uzdolniony technicznie zawodnik po prostu musiał zakończyć akcję golem.
Swoją drogą, ten mecz był też fantastyczny do udowodnienia tezy, że w przypadku Furmana liczby nie grają. Dzisiaj zaliczył przecież dopiero pierwszą asystę w sezonie. W jedenastej kolejce! Ale właśnie – tylko jedną, choć przecież to właśnie on wykonał ostatnie podanie przed bramką Tomasika i tylko dość nieudolne wykończenie tej akcji na raty pozbawiło go kolejnego wpisu do statystyk.
Czyli tak: Furman groźny ze stojącej piłki, potrafiący dograć dobre prostopadłe podane, dysponujący świetną centrą. A co najważniejsze – dzisiaj przecież robił te wszystkie niemiłe rzeczy Pavelsowi Steinborsowi, czyli bramkarzowi Łotwy.
Wyobrażamy sobie minę Steinborsa – ledwo połata jakoś głowę po tym dzisiejszym obtłukiwaniu i na rozgrzewce przed meczem z Polską znów zobaczy wiecznie oburzoną twarz Furmana.
Przecież on tego mentalnie nie uniesie.
Fot.FotoPyK