Kilku kibiców grywało wspólnie w piłkę w różnych turniejach. Po pewnym czasie stwierdzili, że fajnie byłoby się sprawdzić w rozgrywkach Pucharu Polski, skoro zgłoszenie się i wystawienie w tych rozgrywkach własnego zespołu właściwie nic nie kosztuje. Tak powstały zręby Drużyny Wiary Lecha, która dziś walczy o awans do IV ligi, rozwija ekipy młodzieżowe, a od niedawna ma również w strukturach sekcje koszykówki czy kolarstwa górskiego.
Początkowo to miała być zabawa dla tych kibiców Lecha Poznań, których poza wspólnym czasem spędzonym na trybunach, łączy też boisko. Eksperymentalny występ w Pucharze Polski w planach jawił się jako odskocznia od zwykłych turniejów kibicowskich i zmierzenie się z rolą prawdziwego piłkarza. Prawdziwego, czyli w jednolitych strojach, w obecności sędziego, z rywalem spoza kręgu znajomych, no i przede wszystkim: o konkretną stawkę. Puchar Tysiąca Drużyn potrafi inspirować, widać to po zespołach takich jak Kartofliska czy nawet nasz KTS Weszło.
Drużyna Wiary Lecha też powstała na mecz pucharowy i podobnie jak w wielu innych przypadkach – złapała bakcyla na tyle mocnego, że dziś poważnie walczy o miano trzeciej najsilniejszej drużyny miasta. I to nie tylko pod względem poziomu piłkarskiego, ale również liczby sekcji.
– Pierwszy mecz w Pucharze Polski rozgrywaliśmy z Bolą Poznań, to naprawdę niezapomniane emocje. Nikt z nas chyba nie wierzył, że z tego pojedynczego spotkania urodzi się coś tak trwałego – wspomina z uśmiechem Marcin Kawka, prezes Stowarzyszenia Kibiców „Kolejorz”. – Spotkanie okazało się pełnym sukcesem. Frekwencja na meczu to około 800-900 osób, wygraliśmy 6:0, więc pomyśleliśmy: kurczę, czemu nie zacząć bawić się w prawdziwy futbol?
Przy stowarzyszeniu kibiców, które powstało w 2004 roku, od początku funkcjonowała drużyna turniejowa złożona z kibiców – brała udział w imprezach czy meczach pokazowych organizowanych przez kiboli. Nigdy jednak nie miała żadnego oficjalnego statusu, pozostawała po prostu grupą gości, którzy czasami pojawiali się na boisku pod szyldem Drużyny Wiary Lecha. Pucharowa adrenalina zadziałała na tyle mocno, że wszystko zaczęto ubierać w formalne ramy.
– Musieliśmy wszystko bardzo dokładnie podliczyć. Gdzie będziemy grali? Skąd pieniądze na trenera? Boisko? Pierwsze kroki były bardzo delikatne, nie wiedzieliśmy jak to się robi, z czym to się je – przyznaje Kawka. – Podpatrywaliśmy inne kluby założone przez kibiców, ale stwierdziliśmy, że pójdziemy własną drogą. Mamy swoich stałych kibiców, awansowaliśmy do V ligi, czyli na szósty poziom rozgrywkowy i nadal dla każdego klubu mecz z nami to jest wydarzenie rundy. Nikt oczywiście nie mówi, że przyjeżdża Wiara Lecha, tylko zawsze: „przyjeżdża do nas Lech Poznań”.
Co wyróżnia Drużynę Wiary Lecha na tle innych klubów założonych przez kibiców? Cóż, nie ma co się oszukiwać – przede wszystkim konsekwencja w budowie własnej marki. Podczas gdy w wielu miejscach w Polsce podobne akcje stanowiły hobby na parę sezonów, Wiara Lecha nie tylko trwa, ale rośnie. Co więcej – nie tylko utrzymuje zestaw zasad z pierwszych miesięcy klubu, ale wręcz je zaostrza. O jakie zasady chodzi?
– Od początku w naszej drużynie grają tylko kibice, którzy chodzą na mecze przy Bułgarskiej oraz jeżdżą na wyjazdy Lecha Poznań – tłumaczy Paweł Piestrzyński, piłkarz a obecnie prezes klubu. – Działamy dwutorowo – z jednej strony wyławiamy z trybun kibiców, którzy potrafią dobrze grać w piłkę, a z drugiej zachęcamy tych młodszych, którzy trafiają do nas do klubu, by zaczęli regularnie wspierać Lech Poznań z trybun, u siebie i na wyjeździe. Początkowo mieliśmy granicę trzech wyjazdów rocznie, tak to wyglądało w B-klasie – żeby grać u nas, musisz przynajmniej trzykrotnie pojechać za „Kolejorzem” w Polskę. Po awansie do A-klasy podnieśliśmy poprzeczkę do czterech wyjazdów, obecnie, w V lidze, każdy senior musi pojechać na pięć wyjazdów w roku. Dla zawodników młodzieżowych limit jest niższy, wystarczą dwa wyjazdowe mecze w roku. Trzeba żyć Lechem, by grać w Drużynie Wiary Lecha, by być częścią naszej grupy. Obecnie potrafimy wraz z byłymi zawodnikami czy działaczami pojechać na wyjazd w ponad trzydzieści osób.
Ta rozrastająca się społeczność jest o tyle ważna, że stanowi bardzo cenny kapitał w momentach kryzysowych. „Piestrzyn” wspomina przede wszystkim o awansie do V ligi, gdy zupełnie zmieniły się realia finansowe.
– Koledzy z trybun, ich firmy i prywatne wsparcie, bardzo nam wtedy pomogli. To był moment, który dał nam wszystkim pozytywnego kopa, bo okazało się, że naprawdę to nie jest tylko nasza zabawa, ale dynamicznie rozwijający się projekt – przyznaje prezes sekcji piłkarskiej. – Stworzyliśmy sekcję młodzieżową, „Duszyczki Wiary Lecha”, początkowo po to, by spełnić wymóg licencyjny, teraz już bardziej z potrzeby zrobienia czegoś dla dzieciaków. W Poznaniu jest dużo szkółek, dlatego postawiliśmy na Robakowo, gdzie nasz trener prowadzi dwie drużyny dzieciaków.
Największe problemy sekcji piłkarskiej? Jak chyba w każdym większym mieście – boiska.
– W Poznaniu jest bardzo mało boisk, które mają certyfikaty uprawniające do gry na poziomie, w który mierzymy – ubolewa Marcin Kawka. – Wierzymy, że doczekamy się takiego ładnego stadionu na 1000 miejsc, gdzie będzie można zagrać również przy światłach, ale i ten obecny obiekt na „Śródce”, gdzie mieści się poznański ośrodek Kibice Razem, gromadzi na trybunach sporo osób, zwłaszcza latem. Wrośliśmy w panoramę sportowego Poznania, po początkowej nieufności każdy już wie, gdzie gramy, kiedy gramy i czego można się po naszych meczach spodziewać. Sami zresztą musieliśmy zainwestować w trybunę na obecnym obiekcie – okazało się, że jej certyfikaty wytrzymałości nie do końca oddają rzeczywistość i po jednym ze spotkań musieliśmy wyłożyć pieniądze na remont. Środki pochodziły w całości ze Stowarzyszenia Wiary Lecha, czyli tak jak to przyznaje OSiR – jesteśmy teraz właściwie współwłaścicielem tej trybuny.
– Po Bułgarskiej to jest dla nas drugie najważniejsze miejsce w Poznaniu. Nasz stadion, nasz klub, nasze miejsce, coś o co dbamy. Nasz dom.
Inna sprawa, że ten dom powoli naprawdę zaczyna się robić za ciasny. Wiara Lecha kolejny sezon startuje w czubie tabeli i zdaje się coraz bliższa włączenia w walkę o awans do IV ligi. I o ile organizacyjnie klub wydaje się na to gotowy, o tyle infrastruktura nadal nie gwarantuje licencji na piąty poziom rozgrywkowy. W Poznaniu problem braku boisk i stadionów odczuwa wiele klubów amatorskich. Świetne zaplecze ma Lech, nie narzeka Warta, rozbudowuje się IV-ligowy TPS Winogrady, swoje obiekty mają Polonia Poznań czy Lotnik, ale taka Olimpia, Poznań FC czy właśnie DWL muszą korzystać z obiektów miejskich, które są oblegane od rana do wieczora. Swego czasu przedstawiciele Olimpii znaleźli nawet potencjalnego inwestora na własne boisko, ale w miejskim magistracie był problem nawet z ustaleniem gdzie taki obiekt mógłby powstać. Wytypowano kilka miejsc, przedstawiciele klubu pojechali na jedno z nich i okazało się, że tuż nad boiskiem są zawieszone… przewody wysokiego napięcia.
– Gdybyśmy w tej chwili awansowali, nie dostalibyśmy licencji. Stadion to bezsprzecznie jest największe wyzwanie, które będzie stało przed nami przed ewentualnym awansem do IV ligi – przyznaje Piestrzyński. – Drugim problemem będzie pewnie z czasem poziom sportowy. Dojdziemy w końcu do momentu, gdy z trybun już lepszych piłkarzy nie uda się znaleźć. Bierzemy pod uwagę, że wówczas, stanie się to pewnie w IV lidze, nawiążemy bliższe kontakty z byłymi zawodnikami Lecha i wciągniemy ich w kibicowanie. To doskonale pokazałoby całą naszą niebiesko-białą rodzinę. Do tego jednak daleka droga, mamy bardzo mocnych rywali w V lidze i na tym się skupiamy.
Czołówka V i dół IV ligi w Wielkopolsce to pół-profesjonalne kluby, które w najgorszym wypadku zwracają zawodnikom koszty dojazdów i sprzętu, dorzucając przy tym kieszonkowe. Część działa zupełnie zawodowo opłacając najlepszych piłkarzy, czasem symbolicznie, czasem dość daleko od „symbolicznie”. Wiara Lecha na tym tle się wyróżnia – nie tylko nie dostajesz pieniędzy, ale musisz je zainwestować – paliwo na mecz wyjazdowy Lecha samo się przecież nie zatankuje.
– Nie płacimy i nie będziemy płacić, chłopaki i tak zrzucają się po 30 złotych, żeby wspomóc budżet. I faktycznie, wychodzimy na mecze z ludźmi, którzy regularnie zarabiają na grze w piłkę. Ale szczerze? To też nam pomaga. My gramy z pasji, chcemy pokazać, że pewne rzeczy można przezwyciężyć, będąc po prostu kibolem ekstraklasowego klubu – przekonuje Piestrzyński.
A jak wygląda współpraca z tym ekstraklasowym klubem?
– Ostatnio dwóch zawodników z Wiary Lecha odbyło testy w II-ligowych rezerwach Lecha! Współpracujemy zresztą ze sobą blisko na wszystkich polach, Lech przekazuje nam sprzęt, boisko treningowe mamy dostępne praktycznie codziennie, na naszych meczach pojawiają się piłkarze „Kolejorza”, ostatnio choćby Puchacz, Moder, Skrzypczak czy Jóźwiak. My mamy w drużynie kilku wychowanków klubu, klub ma naszych ludzi choćby w sztabie szkoleniowym, nam przy treningach pomaga legenda Lecha, Jarosław Araszkiewicz. Sporo jest tych punktów wspólnych – wymienia „Piestrzyn”.
DWL trenuje bowiem na sztucznym boisku tuż obok stadionu przy Bułgarskiej. Zimą tak naprawdę wymienia się obecnością na nim z pierwszą drużyną Kolejorza, bo nad płytą rozstawiony jest specjalny balon umożliwiający treningi przy mrozie i śniegu. Gdy zajechaliśmy na trening kibiców, to akurat z boiska schodziły dzieci drużyn juniorskich Kolejorza. A na boisku obok trenował indywidualnie Mateusz Skrzypczak, zawodnik pierwszej drużyny. A w dresie Lecha obok zawodników DWL przechadza się Jarosław Araszkiewicz, legenda klubu.
– Jestem tu od czterech lat. Śmieję się, że jestem trenerem do wynajęcia, bo gdy pierwszego trenera nie ma, to ja wskakuję na ławkę. Czasami służę radą, ale nie chcę wchodzić komukolwiek w kompetencje. Chłopacy wiedzą, że mogą się do mnie zwrócić w każdej sprawie, a ja staram się być też takim dobrym duchem drużyny. Mamy środę, wieczorem Liga Mistrzów, ale nie chcę jej oglądać, widziałem już te drużyny tysiąc razy, z taką Barceloną to nawet sam grałem. Dzieci odchowane, więc mam czas, by przyjść na trening i spędzić ten czas z ludźmi, którzy kochają Kolejorza – wyjaśnia Araszkiewicz.
– Ja podziwiam tych chłopaków. To chyba jedyny klub z aspiracjami do gry w IV lidze, w którym zawodnicy dopłacają do grania. Paliwo, czas, składki – to może nie są wielkie pieniądze, ale chodzi o sam fakt. Ale to są kibice, oni to kochają. Ta pasja ich nakręca. Cały czas im powtarzam, że nasi rywale nie grają z Wiarą Lecha. Oni grają z Lechem. Każdy się na nas napina, bywa trudno, ale podoba mi się to, że nasze plany są pozytywnie weryfikowane. Miała być zabawa i beztroska, a im większa liga, tym większa presja i stresik. Ale to dobrze. Chłopacy pracują osiem godzin, w weekend jadą na mecz, a w niedzielę rano pakują się i grają mecz. Pamiętam, że w zeszłym roku mówiliśmy „gramy o utrzymanie”. Później wraz z dobrymi wynikami, że „środek tabeli będzie w zasięgu”. A w pewnym momencie bardzo poważnie włączyliśmy się do walki o awans – opisuje pięciokrotny mistrz Polski z Kolejorzem.
– W pełni zgadzam się z Jarkiem. Tych chłopaków trzeba szanować za to, że im się chce i że robią takie wyniki. Przypuszczam, że wielu z nich mogłoby spokojnie znaleźć klub w tej lidze lub wyższej i dostawać za granie tam jakieś kieszonkowe. Ale oni chcą grać z Lechem na piersi. Zdarza się, że przychodzą na trening i mówią „trenerze, trudny dzień w robocie, zajechany jestem, dzisiaj może trochę luzu?”. Ale na takim poziomie trzeba już trenować, organizować swoją grę, przygotowywać się. I oni to wiedzą, a wiarę w ten kierunek budują też wyniki, bo jesteśmy czołową drużyną V ligi – mówi Jarosław Wróblewski, trener sekcji piłkarskiej.
Zespół jest zbudowany dość zróżnicowanie. Część drużyny stanowią wychowankowie Lecha, którzy gdzieś po drodze z różnych względów – czy to kontuzje, czy brak odpowiedniego potencjału – opuścili akademię. Są tacy zawodnicy, którzy grali nawet na poziomie centralny. Maciej Smuniewski jest specjalistą ds. suplementacji przy pierwszej drużynie Kolejorza od kilku dobrych lat, a prawie dekadę temu zaliczył epizod w pierwszoligowej Warcie Poznań. Siedem lat temu w Pucharze Polski próbował zatrzymywać Cwetana Genkowa, Rafała Boguskiego czy Maora Meliksona, gdy jego Luboński KS grał z Wisłą Kraków. Niektórzy zawodnicy DWL grali na poziomie V ligi, ale uznali, że wolą być bliżej Kolejorza i zagajeni na trybunach przenieśli się do Wiary Lecha. – To jest taka rodzina, zgrana paczka. Nie ma problemu, by nią w jakiś sposób zarządzać, bo mówimy o zespole niezwykle zgranym, dla których przyjazd na trening czy mecz to nie jest obowiązek. Jeden drugiego podrzuci na trening, a później będą siedzieć w jednym przedziale na wyjazd do Gdyni czy Zabrza – tłumaczy Wróblewski.
***
– Od marca 2013 roku działa sekcja rowerowa, właśnie otworzyliśmy sekcję koszykarską, w planach są kolejne dwie, odpowiadające potrzebom samych kibiców, którzy startują w maratonach czy zawodach triathlonowych i chcieliby to robić jako reprezentanci Drużyny Wiary Lecha – opowiada Kawka. Siedzimy w biurze, w którym cały czas trwa praca nad sekcją koszykarską – Radosław Majchrzak wpada z najnowszymi wiadomościami dotyczącymi wynajmu hali, pozostali również wiszą na telefonach. Czuć, że to już nie jest tylko hobby realizowane w niedzielę po południu, ale klub zarządzający kilkoma drużynami występującymi w kilku dyscyplinach i kategoriach wiekowych. – Walczymy o możliwość stworzenia warunków do treningu pływakom, również pod kątem triathlonu. Przyświeca nam zresztą jedno hasło: spotykamy się na meczach Lecha przy Bułgarskiej, a dzień później lub dzień wcześniej startujemy w zawodach sportowych, niezależnie czy to piłka nożna, koszykówka, biegi, pływanie czy kolarstwo górskie.
Sekcja rowerowa łączy zresztą treningi z… wyjazdami na mecze Lecha Poznań.
– Wszystko zaczęło się od finału Pucharu Polski, na który czterech śmiałków wybrało się rowerami. 300 kilometrów, Poznań – Warszawa – uśmiecha się prezes klubu. – Kilka razy w tym sezonie nasi kibice pojechali też na inne mecze wyjazdowe, co pokazuje, jaka to pasja. Ostatnio byliśmy na ŁKS-ie. To też fajny sposób na to, by trochę pozwiedzać szlaki rowerowe. Wyjazd na mecz można połączyć z zabraniem ze sobą roweru i spędzeniu chociażby tego jednego dnia na nieznanych dotąd trasach.
Sekcję rowerową spotykamy podczas treningu. Dojeżdżamy do pozpoznańskiego Radojewa, gdy na miejscu trwają przygotowania sprzętu. Faceci w niebiesko-białych koszulkach wskakują na kolarzówki i rowery dostosowane do jazdy po lesie, dwie grupy ruszają w różne strony. Trenują razem z kilku względów. Przede wszystkim tych społecznych – mogą pogadać o zbliżających się zawodach, ale i o meczach Lecha czy DWL. Dla nich koszulka z herbem sekcji to też dodatkowa motywacja do tego, by na ostatnich kilometrach wyczerpujących zawodów wykrzesać z siebie te dodatkowe siły. – Każdy może założyć zwykłą koszulkę i jeździć czy to amatorsko, czy w zawodach. Ale koszulka klubu, z którym się utożsamiasz i za którym jeździsz po Polsce, to coś więcej. Startuję w zawodach właściwie od morza po góry, więc możliwość założenia koszulki z tym herbem to coś naprawdę świetnego – Mateusz Danielski, zawodnik sekcji rowerowej.
Niedawno do życia powołana została sekcja koszykarska. Pierwszy mecz ma już za sobą, udało się znaleźć halą, w której kibice Lecha mogliby rozgrywać swoje spotkania. Siłą rzeczy – podobnie jak przy sekcji rowerowej – trudno wyławiać z trybun koszykarzy zdolnych do sukcesywnego podnoszenia poziomu zespołu, więc w tym przypadku ten cenzus liczby wyjazdów nie będzie odgrywał tak ważnej roli. – Wielu z nas, starszych kibiców Kolejorza, doskonale pamięta te czasy, gdy jednego dnia chodziliśmy na Bułgarską i emocjonowaliśmy się meczem futbolowym, a następnego dnia kibicowaliśmy koszykarzom Kolejorza. Oczywiście nasz zespół nie będzie tak silny, jak ówczesna ekipa Lecha, która zdobywała mistrzostwa kraju i była potentatem. Ale cieszymy się, że w jakiś sposób możemy nawiązać do tej wspaniałej historii – mówi Radosław Majchrzak, prezes sekcji koszykarskiej i były prezes Lecha Poznań.
Każda sekcja ma swój własny budżet, każda odpowiada za siebie. Marcin Kawka odpowiada za sekcję kolarską, Radosław Majchrzak za koszykówkę, Paweł Piestrzyński za piłkę nożną. Jeśli dojdą kolejne dwie sekcje – Drużyna Wiary Lecha będzie jednym z największych wielosekcyjnych klubów w Poznaniu.
– Ale nie chodzi o to, żebyśmy byli najwięksi, chodzi o to, żebyśmy byli najlepsi! A tak naprawdę, żebyśmy dali możliwość naszym kibicom treningi i występy z kolejowym herbem na piersi – twierdzi Kawka.
– Gdyby ktoś 8 lat temu powiedział mi, że wylądujemy w walce o IV ligę? Nie uwierzyłbym! – puentuje Paweł Piestrzyński. – Ale to ciężka praca i konsekwencja. Trwamy w tym, co sobie założyliśmy, to jest absolutnie najważniejsze.
TEKST: DAMIAN SMYK, JAKUB OLKIEWICZ
WIDEO: MATEUSZ STELMASZCZYK