To był pokaz siły półfinalistów Champions League z poprzedniej edycji. Siły oraz – a może przede wszystkim – wyrachowania. Fakt, Ajax Amsterdam stracił przed sezonem Matthijsa de Ligta i Frenkiego de Jonga – dwa filary, na których wcześniej opierała się cała drużyna. Ale wszystko wskazuje na to, że nie mamy do czynienia z jedną z tych ekip, która po niespodziewanym sukcesie w Champions League rozsypuje się w drobny mak. Mistrzowie Holandii nie grają już tak zachwycająco jak w dwumeczu z Realem Madryt czy Juventusem w rozgrywkach 2018/19. Lecz wciąż wygrywają. Dzisiaj spuścili tęgie lanie Valencii na Estadio Mestalla.
Trzeba zaznaczyć na wstępie – jeżeli spojrzeć na przebieg spotkania, to wynik 0:3 dla gości z Amsterdamu nie oddaje tego, co działo się na boisku. Można mówić, że Valencia to drużyna rozbita mentalnie, pokłócona, rozklekotana zawirowaniami na “górze” i dziwnymi decyzjami właściciela. Jednak na mecze Champions League piłkarze z Hiszpanii potrafią się spiąć. W pierwszej kolejce sensacyjnie zwyciężyli na Stamford Bridge, choć wszyscy wieszczyli im gładką porażkę.
Teraz – wbrew temu co pokazuje tablica wyników na Mestalla – było blisko kolejnych punktów.
Na pierwszą połowę goście schodzili z dwubramkowym prowadzeniem, choć byli zdecydowanie mniej aktywni w ofensywie od zawodników Valencii. Gospodarze nadawali ton grze, atakowali ciekawiej, dominowali. Ajax nie grał piłki, za jaką ten klub cenimy i z jakiej go znamy. Podopieczni Erika Ten Haga byli dość niechlujni w środkowej strefie boiska, głęboko wycofani. Nawet nie starali się o to, żeby przejąć inicjatywę. No ale punktowali Hiszpanów bez miłosierdzia. Już w ósmej minucie wynik otworzył Hakim Ziyech – uderzył kapitalnie, przepięknie, ale też trzeba zwrócić uwagę, że wykorzystał zatrważającą bylejakość Valencii przy szybkim powrocie z ataku do obrony. Drugie trafienie to już sprawka Quincy’ego Promesa. Znowu nie popisała się defensywa Los Ches. Niby obrońcy gospodarzy wielki wszelkie argumenty, żeby tę akcję zdusić, zdławić, skasować. A jednak zabrakło im zdecydowania i wszystko skończyło się wbiciem piłki niemalże do pustaka.
Po drodze Dani Parejo z Valencii zmarnował jedenastkę, wystrzeliwując piłkę w trybuny. Gdyby trafił, wyrównałby stan meczu. Ale Hiszpan postanowił jednak wytrącić jednemu z kibiców kubek z browarem z ręki. No jak się prezentuje taką swawolę w obronie przy jednoczesnym braku skuteczności, to trzeba ponieść tego konsekwencje. Efekt końcowy? Trójka do zera, Ajax żegna frajera. Wynik ustalił Donny van de Beek po fenomenalnej asyście Dusana Tadicia.
Aż trudno uwierzyć, że Andre Onana zakończył ten mecz z czystym kontem. Ale to zwycięstwo świadczy też o mocy samego Ajaksu – wygrywanie tak trudnych spotkań w tak przekonujący sposób to domena potężnych zespołów. Jeżeli jest jeszcze ktoś, kto na Holendrów patrzy z przymrużeniem oka, to najwyższa pora, żeby zmienić podejście. Oni w fazie pucharowej znowu będą niewygodnym rywalem dla każdego. Zmierzają w jej kierunku wielkimi krokami.
W drugim spotkaniu grupy H Chelsea odkuła się po wpadce z pierwszej kolejki i zdobyła trzy punkty w starciu z Lille. Czy było to przekonujące zwycięstwo londyńskiej ekipy, kolejny raz zestawionej przez Franka Lamparda w formacji 3-4-2-1, ze znaczną liczbą młodych piłkarzy w wyjściowej jedenastce? Niekoniecznie. The Blues dopiero w 77. minucie spotkania ustrzelili gola na 2:1, gdy Willian dość pokracznym, ale zarazem efektownym wolejem wpakował piłkę do siatki nad głową zdezorientowanego golkipera francuskiej ekipy. Mimo wszystko – zwycięstwo się Chelsea należało, bo Anglicy kreowali sobie jednak znacznie więcej dogodnych sytuacji pod bramką gospodarzy. Ale organizacja gry w defensywie, jeżeli chodzi o drużynę Lamparda, wciąż pozostawia sporo do życzenia. The Blues zbyt często odsłaniają przeciwnikowi miękkie podbrzusze, w które łatwo ugodzić.
VALENCIA CF 0:3 AJAX AMSTERDAM (H. Ziyech 8′, Q. Promes 34′, D. van de Beek 67′)
LILLE OSC 1:2 CHELSEA FC (V. Osimhen 35′ – T. Abraham 22′, Willian 77′)
Zwraca również uwagę kolejny niezły, choć tym razem przegrany, mecz Slavii Praga. Czesi przed własną publicznością postawili bardzo trudne warunku faworyzowanej Borussii Dortmund. Ostatecznie goście zwyciężyli 2:0, a dzień konia miał Achraf Hakimi, autor obu trafień dla niemieckiej drużyny. Jednak prażanie mieli mnóstwo sytuacji do zdobycia gola i gdyby tylko poprawili skuteczność, przebieg spotkania mógłby być całkiem inny. Obszernymi fragmentami to Slavia prezentowała wyższą kulturę gry niż BVB. Statystyki nie zawsze w takich okolicznościach są miarodajne, ale w tym przypadku jak najbardziej. Siedemnaście strzałów na bramkę oddali gospodarze. Goście tylko dziesięć. Slavia miała też mnóstwo stałych fragmentów gry, wymieniła masę (ponad 500) podań.
Oczywiście Borussia nie zaprezentowała się jakoś słabo, też zagrała fajny mecz, kąsając rywali kontratakami. To było po prostu dobre spotkanie w wykonaniu obu drużyn, mecz zdecydowanie na poziomie Ligi Mistrzów. Slavia czuje się w tych rozgrywkach jak u siebie w domu.
Zaskakiwać może porażka na własnym obiekcie zespołu RB Lipsk. Niemcy przyjęli dwa ciosy na szczękę ze strony Olympique’u Lyon i nie zdołali się już po tym pozbierać. Co tym bardziej musi ekipę z Lipska boleć, bo Francuzi summa summarum oddali… właśnie dwa celne strzały na bramkę. Każdy z nich odnalazł drogę do siatki. Zachowanie defensorów gospodarzy przy obu trafieniach – totalna katastrofa. Proste, indywidualne, wręcz szkolne błędy położyły Lipskowi ten mecz. Podopieczni Juliana Nagelsmanna próbowali niwelować straty, ale nic nie chciało wpaść do siatki strzeżonej przez Anthony’ego Lopesa.
Robi się zatem ciekawie w grupie G. Zenit pokonał dziś 3:1 Benfikę i ma na koncie cztery oczka, podobnie jak Lyon. Portugalczycy z zerem na koncie wyrastają pomału na autsajderów, a Lipsk z trzema oczkami będzie musiał się zatroszczyć o porządne punktowanie właśnie w nadchodzącym dwumeczu z Rosjanami.
SLAVIA PRAGA 0:2 BORUSSIA DORTMUND (A. Hakimi 35′ 89′)
RB LIPSK 0:2 OLYMPIQUE LYON (M. Depay 11′, M. Terrier 65′)
ZENIT PETERSBURG 3:1 SL BENFICA (A. Dziuba 20′, R. Dias (sam.) 70′, S. Azmun 78′ – R. de Tomas 85′)
Szerzej o meczu Liverpoolu możecie poczytać TUTAJ, o spotkaniu Napoli TUTAJ, a o Barcelonie TUTAJ.
fot. NewsPix.pl