Reklama

Najpilniej strzeżony pojazd świata – autokar Boca Juniors…

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2019, 19:28 • 11 min czytania 0 komentarzy

Specjalna kampania reklamowa z udziałem Pablo Aimara, legendy River Plate, oraz Juana Romana Riquelme, idola La Bombonery. Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, oczywiście wykluczenie z udziału w meczu kibiców gości (jak przy każdych derbach od lat), ale i rekordowe siły policyjne – Yahoo Sports pisze o 2 tysiącach policjantów na całej trasie przejazdu piłkarzy Boca Juniors. Wszystko po to, by półfinał Copa Libertadores 2019 nie zakończył się tak jak finał Copa Libertadores 2018. Wszystko po to, by Buenos Aires tym razem nie zapłonęło.

Najpilniej strzeżony pojazd świata – autokar Boca Juniors…

Stolica Argentyny, gdy już pozbędziemy się z głowy wokalu Kory Jackowskiej, kojarzy się przede wszystkim z tym meczem. Od Maradony przez Caniggię, Crespo, Ortegę, Verona, Batistutę czy Riquelme, aż po Higuaina i Teveza – europejski kibic poznawał świat tamtejszego futbolu przez pryzmat legend obu klubów. Nazwy stadionów, barwy kibiców, nawet niektóre przyśpiewki – Buenos Aires eksportowało nie tylko znakomitych piłkarzy, ale i nieznane nigdzie indziej zasoby piłkarskiej kultury, nagromadzone wokół dwóch odwiecznych rywali i ich wielkiej wojny.

Wszyscy wiedzą, dlaczego Tevez po latach marzył o występach w niebiesko-złotej koszulce. Wszyscy wiedzą, który klub na białej koszulce trzyma czerwoną szarfę. Wszyscy wiedzą, gdzie leży La Bombonera, wszyscy wiedzą, jak monumentalny widok stanowi bryła stadionu El Monumental.

To ta bardziej romantyczna strona, te sterty epitetów: kultowy, klasyczny, niepowtarzalny, unikalny, realizowany z rozmachem. Tak, to wszystko derby Buenos Aires, nie da się zaprzeczyć.

Ale w ostatnich latach to również druga strona medalu. Tylko ostatnie osiem lat to między innymi nieudane zamachy bombowe na działaczy River Plate po spadku klubu z najwyższej ligi, atak gazem pieprzowym kibiców Boca Juniors na piłkarzy River Plate oraz srogi rewanż – wybicie szyb w autokarze zawodników Boca Juniors przez chuliganów z drugiej strony miasta. Perłą w tej koronie hańby był ostatni wielki mecz derbowy, wspomniany finał Copa Libertadores 2018.

Reklama

Finał, który do dziś jest jak drzazga w sercu każdego fanatyka argentyńskiego futbolu.

***

Zacznijmy może od tego, że Copa Libertadores de America to po prostu Puchar Wyzwolicieli Ameryki. Kogo wyzwalali? Od czego? Oczywiście Amerykę Południową, w tym Argentynę, od hiszpańskich okupantów. Wzbogaceni o tę prostą wiedzę, zastanówmy się, jak zwykli Argentyńczycy przyjęli wiadomość, że finał Pucharu Wyzwolicieli Ameryki (spod jarzma Królestwa Hiszpanii z siedzibą w Madrycie) odbędzie się w Hiszpanii, na stadionie “Królewskich” w Madrycie?

Ten policzek był bardziej bolesny niż jakiekolwiek zakazy i kary od federacji czy policji. To upokorzenie, z którym trudno było się pogodzić nawet samym piłkarzom, którzy nie gryźli się w język, nazywając decyzję CONMEBOL kuriozalną i krzywdzącą. Cofnijmy się do tej feralnej końcówki listopada 2018, by lepiej zrozumieć, o co będzie się toczyć gra dziś w nocy, gdy na stadionie El Monumental dojdzie do 250. starcia River Plate z Boca Juniors.

O tym, że będzie wyjątkowo gorąco świadczyła nie tylko historia kibiców obu klubów, ale też po prostu ich poprzedni mecz w rozgrywkach Copa Libertadores. W 2015 roku, we wcześniejszej fazie rozgrywek, rewanżowe starcie zostało przerwane przy bezbramkowym remisie. Jeden z fanów gospodarzy rzucił puszką gazu pieprzowego w piłkarzy River Plate, czterech zostało odwiezionych do szpitala.

Reklama

– Puszka z gazem pieprzowym jest mała, nie wiem do końca jak działa, ale przemycić ją łatwo. Gdy wpuszczasz pięćdziesiąt tysięcy osób na stadion niemożliwe jest, by udało się temu zapobiec. To problem ze społecznością, nie z futbolem. Ci ludzie są chorzy – pieklił się Daniel Angelici, prezes Boca Juniors, świadomy konsekwencji, jakie spadną na jego klub. Derby rozstrzygnięte na korzyść rywala, dyskwalifikacja z turnieju, gigantyczny skandal, kary finansowe. O tyle bolesne, że River Plate po wymęczonym zwycięstwie nad rywalem, pozostałą część turnieju zagrało jak z nut, w finale pokonując 3:0 Tigres UANL i wznosząc do góry trofeum na swoim ukochanym El Monumental.

Kolejne trzy lata były w miarę spokojne. Superpuchar Argentyny dla pewności rozegrano w Mendozie, 1000 kilometrów od Buenos Aires, mecze ligowe stanowiły wewnętrzną imprezę obu klubów – gdy gospodarzem byli Boca Juniors, fani River Plate ograniczali się do wizyt na ostatnich treningach piłkarzy przed derbowym meczem, analogiczny spokój panował podczas meczów na El Monumental. Co innego jednak gdy stawką są tylko trzy ligowe punkty, w dodatku w przypadku, gdy bezpośredni mecz nie jest wcale starciem na szczycie tabeli, co innego Copa Libertadores.

Było jasne, że tak wyjątkowe spotkanie – w finale kontynentalnego turnieju, który śledzą nie tylko Argentyńczycy, ale cały świat – będzie miało zupełnie inny wydźwięk, zupełnie inną atmosferę. Nikt jednak nie spodziewał się, że zamiast 180 minut dostaniemy cały miesiąc twardej walki.

Pierwszy problem? Spór federacji południowoamerykańskiej z argentyńską w kwestii terminów obu meczów. Gdy już udało się wypracować kompromis, który zadowalał wszystkie strony, mecz 10 listopada został najpierw przesunięty o dwie godziny, a potem odwołany – “finał finałów” i “dwumecz wszech czasów” przegrał z deszczem. Zalana Bombonera ugościła piłkarzy dzień później i – o dziwo – obyło się w miarę bezboleśnie. Oczywiście, piłkarzy River Plate przy rzutach rożnych witał deszcz z trybun…

obrzucony

…a zanim mecz się rozpoczął, piłkarzom i sztabowi River Plate przeszukiwano torby w poszukiwaniu sprzętu, za pomocą którego mogliby się komunikować z zawieszonym na ten mecz trenerem Gallardo. Generalnie jednak, jak na standardy argentyńskie, wszystko było elegancko – kibice River Plate pożegnali swoich piłkarzy przed meczem i powitali tuż po na własnym obiekcie, kibice Boca Juniors stworzyli gorącą atmosferę na własnym.

W rewanżu miało być podobnie. W końcu bez kibiców gości. W końcu z całą armią służb na ulicach miasta. Kurczę, przecież to cywilizowane miasto, cywilizowany kraj, a to tylko mecz piłkarski. Ważny, może nawet najważniejszy, ale jednak mecz piłkarski.

***

Zdjęcia, które obiegły świat już kilkanaście minut po wyjeździe piłkarzy Boca Juniors ze swojego stadionu były przytłaczające. Na ulicach rzeka ludzi w biało-czerwonych barwach, a między nimi sunący powoli ciemny autokar. Z obu stron nadlatująca amunicja, kamienie, butelki, puszki, wszystko, co wpadło w ręce chuliganom River Plate.

Rozbite szkło poleciało na moją twarz. Straciłem panowanie nad autokarem, przestałem widzieć. Z siedzenia zrzucił mnie wiceprezydent Boca, który przejął kierownicę i zawiózł nas na stadion – wspominał kierowca autokaru, a wtórowali mu piłkarze. Pablo Perez wymagał hospitalizacji, kawałek szkła utkwił mu w okolicach oka, kilku innych zawodników fatalnie zniosło gaz pieprzowy, obficie rozpylany wokół autokaru, by odgonić od niego napastników. Carlos Tevez stał się wówczas adwokatem całej szatni. – Jesteśmy rozbici, mamy porozcinane ręce, część z nas wymiotuje. Nie jesteśmy w stanie grać!

Skandaliczne obrazki szybko rozniosły się po całym świecie, który od tej pory spoglądał na obecnego w Buenos Aires Gianniego Infantino z FIFA oraz jego kumpli z CONMEBOL.

Wydawało się, że w momencie wybicia pierwszej szyby, a najpóźniej w momencie udzielania pomocy medycznej Perezowi, decyzja może być tylko jedna – odwołanie spotkania i rozegranie go, gdy niebiesko-złoci dojdą do siebie po tym traumatycznym zdarzeniu. Jakież wówczas towarzyszyło nam wszystkim zdziwienie, gdy na początku zapowiedziano… przesunięcie godziny meczu. Najpierw na 22, potem na 23.15, potem na 23.45 naszego czasu. Jakby 30 minut mogło odmienić stan zdrowia piłkarzy, jakby nagle ten charakterystyczny smród gazu pieprzowego udało się wywietrzyć, jakby zwykły ludzki strach piłkarzy dało się przezwyciężyć – i jak gdyby nigdy nic, nakazać im grać przed tysiącami fanatyków, z których wielu przed momentem obrzucało ich kamieniami.

– Wstyd dla “Corrup-bol”. Infantino i jego dyrektor finansowy Dominguez przedkładają pieniądze ponad zdrowie zawodników Boca Juniors. Tak właśnie zabijają piłkę – grzmiał na Twitterze Jose Chilavert, legendarny paragwajski bramkarz. – To CONMEBOL i FIFA zmuszają nas do gry – mówił z kolei Fernando Gago, piłkarz pokrzywdzonego zespołu.

Reakcje z całego świata nie pozostawiały wątpliwości – to dzień, w którym klęskę poniosła Argentyna jako państwo, które nie potrafi zabezpieczyć meczu, argentyńscy kibice jako ludzie, którzy nie potrafią się podczas tego święta zachować, ale i międzynarodowe federacje, które chciały w imię utrzymania transmisji i zysków zagrać spotkanie, przeciw któremu buntowali się nawet piłkarze River Plate. Działacze i szatnia “Los Millonarios” od początku sprawiali sprawę jasno – jeśli przeciwnicy nie chcą grać, my też nie wychodzimy na murawę. Oczywiście, ich empatię i zrozumienie można tłumaczyć strachem przed walkowerem na korzyść Boca Juniors, ale i tak warto docenić gest.

Ostatecznie zdecydowano się przełożyć mecz, 70 tysięcy fanów ze stadionu ruszyło do domu, część oczywiście ścierając się dalej z policją.

Konsekwencje? Do ogródka CONMEBOL został wrzucony ogromny wizerunkowy głaz – została zgodnie uznana za organizację, która w imię zysków jest w stanie ryzykować zdrowiem piłkarzy. Kibice z Argentyny stali się grabarzami największego święta w ich państwie. Kluby były zdezorientowane. Grać jeszcze raz na El Monumental? I jak uchronić się przed powtórnym atakiem, skoro atakowane kamieniami były nawet samochody wyjeżdżające ze stadionu w stronę szpitali? Grać na Bombonerze? A skąd pewność, że fani Boca Juniors nie będą chcieli dokonać natychmiastowej zemsty?

Gdzieś w tle znajdowały się nadchodzące wielkimi krokami Klubowe Mistrzostwa Świata, na które przecież Ameryka Południowa musiała wysłać swojego przedstawiciela. Ale jak go wyłonić?

***

Puchar Wyzwolicieli spod władzy Madrytu w Madrycie. CONMEBOL i FIFA podjęły decyzję w trosce o triumfatora, który za moment i tak miał grać w KMŚ, podjęły decyzję w trosce o bezpieczeństwo, a kompletnie nieumyślnie – podjęły też decyzję, która wreszcie dała argentyńskim fanatykom do myślenia. Pierwsze reakcje były jednoznaczne. Wiemy, że cytowanie Diego Maradony od pewnego czasu nie ma sensu, ale ten populista w tym wypadku dobrze reprezentuje tok myślenia tamtejszego środowiska piłkarskiego.

– Do tego Alejandro Domingueza mam jedno pytanie: co muszę zrobić, jeśli moja rodzina chce zobaczyć River – Boca? Wszyscy mamy lecieć do Madrytu? Wiesz ile to kosztuje? Weź, kurwa, synku, stwórz plan bezpieczeństwa i pozwól grze się odbyć, choćby i na stadionie Velez. To wy jesteście problemem futbolu, nie mogę znieść waszej pracy, to jest szaleństwo – grzmiał w radiu, nie przebierając w słowach. Ale sfrustrowani byli i bardziej stonowani goście – władze River Plate początkowo wydały oświadczenie, że nie mają zamiaru ruszać się z Argentyny i po prostu zbojkotują mecz w stolicy Hiszpanii.

Mecz naturalnie się odbył. River Plate wygrało 3:1 po świetnym meczu, na trybunach zresztą zasiadło mnóstwo fanów z obu stron, kibicując w tradycyjnym argentyńskim stylu. Ale wszyscy wiedzieli, że coś bezpowrotnie umarło. Że jakaś szansa została bezpowrotnie stracona.

– Zabrali nam naszą imprezę. Zabrali nam nasz finał. To będzie najdroższy mecz towarzyski w historii i to naprawdę smutne – przekonywał Juan Roman Riquelme przed meczem. Dziewięć miesięcy później to właśnie on reprezentował Boca Juniors w reklamie firmy Quilmes, która próbuje załagodzić nastroje. River Plate wystawiło Pablo Aimara, obaj panowie mówią jednym głosem: możemy żyć razem, rywalizujmy, ale nie na śmierć i życie.

Co ciekawe – piłkarze, którzy masowo oglądali Superclascio na Bernabeu, wypowiadali się o kibicach w samych superlatywach, chwalili ich choćby Cesc Fabregas czy Juanfran.

***

W lidze oba zespoły zmierzyły się we wrześniu, mecz skończył się bezbramkowym remisem, na stadionie River Plate było całkiem spokojnie. To o tyle dziwne, że wbrew pozorom ubiegłoroczny skandal nie miał jakichś wyjątkowych konsekwencji. Aresztowano dziesięciu ważnych kibiców River Plate, ale nie było ujemnych punktów, dyskwalifikacji, zawieszeń. Co prawda prezydent Boca Juniors, Daniel Angelici, dalej prowadzi batalie prawne, ale na razie z namacalnych skutków skandalu sprzed roku można wymienić jedynie przeniesienie meczu do Madrytu.

I w sumie – czy to nie była czasem największa kara?

Teraz atmosfera zdaje się nieco spokojniejsza właśnie przez wzgląd na madryckie upokorzenie. Jednak pamiętajmy, że w chwili, gdy Aimar i Riquelme przytulają się w akcji zasypywania topora wojennego, inna legenda futbolu z tamtego miasta, Ariel Ortega, mówi wprost: jak przejdziecie dalej, jak znów ich wyeliminujecie, to tym samym zabijecie kibiców Boca Juniors. Oni umrą po czymś takim. Rozmawiałem z dzieciakami, fanatykami, oni nie będą już chcieli grać w piłkę, wy ich pogrzebiecie. 

Oryginalne zagrzewanie do boju, zwłaszcza w kontekście temperamentu kibiców, ale też stanowiące przypomnienie dla służb: miejcie się na baczności, skoro nawet Ortega uderza w taką retorykę.

Jak poradzono sobie we wrześniu? Yahoo opisuje, że 1400 policjantów utworzyło trzy pierścienie wokół stadionu, by trzymać w ryzach fanów River Plate. Boca Juniors podróżowali autokarem z kuloodpornym szkłem, względy bezpieczeństwa zachwalał m.in. prezydent River Plate, Rodolfo D’Onofrio. – Wtedy ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo w mieście podali się dzień później do dymisji. Dziś wszystko było idealnie zorganizowane – komplementował służby Buenos Aires. Wydaje się, że te rozwiązania zostały skopiowane dziś – bo mecz już za kilka godzin, a Twitter nie szaleje od filmów ze stolicy Argentyny. Jak sugerują angielskie media – m.in. Yahoo i goal.com – nie bez wpływu jest tu polityczne zaangażowanie części chuliganów. Pod koniec miesiąca w Argentynie odbywają się wybory, a kryzys wizerunkowy nikomu nie jest na rękę. Poza tym – to już informacja Daily Mail – na trasie autokaru Boca Juniors pozamykano ulice w taki sposób, że żaden kibic nie może się pokazać w odległości mniejszej niż 150 metrów.

Poza tym… To pierwszy mecz. W finale Copa Libertadores przed pierwszym spotkaniem też było relatywnie spokojnie, cała agresja, przemoc i zło rozlały się przed decydującym rewanżem. Dlatego ogłaszanie triumfu już dziś, gdy w perspektywie jest jeszcze rewanżowe starcie na Bombonerze, wydaje się zdecydowanie przedwczesne.

– To 180 minut gry. Naszym pomysłem jest pozostać w grze w momencie, gdy zabierzemy starcie na stadion Boca Juniors – mówił na konferencji trener Gustavo Alfaro. O dziwo głównym tematem przedmeczowych wypowiedzi są urazy, kontuzje i domniemane nieobecności – według wielu kibiców zwykłe przedmeczowe “mind games”.

– Jesteśmy niebezpieczni i na swoim stadionie, i daleko od domu – ripostował Marcelo Gallardo, trener River Plate.

I oby tym razem niebezpieczni pozostali jedynie piłkarze, a nie kibice River Plate.

Fot.Newspix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...