Reklama

Śląsk w lidze nie przegrywa? No to w ryj od Korony. Wiwat Ekstraklasa!

redakcja

Autor:redakcja

27 września 2019, 22:57 • 3 min czytania 0 komentarzy

Wyjdźmy może od anegdoty, którą uwielbiał opowiadać Paweł Zarzeczny. Otóż Pawełek kręcił się w przerwie pewnego meczu po stadionie i nagle wpadł na Ryszarda Tarasiewicza. Trochę zdziwiło go to spotkanie, bo szkoleniowiec przyjechał na mecz z drużyną, którą wtedy prowadził. Tymczasem gdy nie szło jej na boisku, trener palił fajkę, zamiast wykorzystać kwadrans przerwy na wskazówki i motywację. Gdy Zarzeczny zapytał o to Tarasiewicza, usłyszał tylko: “Pawełek, a co ja im będę teraz pierdolił?”. 

Śląsk w lidze nie przegrywa? No to w ryj od Korony. Wiwat Ekstraklasa!

Dlaczego o tym wspominamy? Dlatego, że oglądając mecz Korony ze Śląskiem, bardzo długo w głowie mieliśmy taką samą myśl – co my będziemy wam pierdolić?

To takie spotkanie, o którym się nie gada, bo nie ma o czym. Tylko zaczęło się fajnie, bo od ślicznego podania Łabojki do Płachety w drugiej minucie, ale skrzydłowy pieprznął wprost w wychodzącego Kozioła, czym niejako zapowiedział ekstraklasowy paździerz.

Mniej więcej do 70. minuty chcieliśmy kompletnie olać pomeczówkę – wystawilibyśmy noty i cześć, bo już wystarczająco dużo czasu kielczanie i wrocławianie nam ukradli. Jednak ci pierwsi nagle zaczęli grać tak, jakby przypomnieli sobie, że nie wygrali od 20 lipca, gdy na inaugurację puknęli zesrany Raków i wypadałoby ten stan rzeczy zmienić. Kompletnie się tego nie spodziewaliśmy, ale Korona momentalnie rzuciła się Śląskowi do gardła tak, jakby mowa było o sąsiedzie z ligowej tabeli, a nie wiceliderze po dziewięciu kolejkach i jedynej drużynie w Ekstraklasie, która do tej pory nie przegrała żadnego spotkania.

Pierwsza próba: Jukić pakuje piłkę do siatki, ale spalonego Papadopulosa dopatrzył się sędzia Gil.
Druga próba: Kovacević strzela, futbolówka mija Putnockiego, ale z linii wybija ją Puerto.
Trzecia próba: Pucko (podawał za każdym razem) korzysta z błędu w środku Łabojki, wykłada piłkę Radinowi, a ten lewą nogą pakuje ją pod poprzeczkę.

Reklama

Do trzech razy sztuka! Wszystko to w jakieś siedem-osiem minut meczu, który powinno się podawać na bezsenność. Śląsk był lekko w szoku, jeszcze w końcówce mógł wyszarpać remis, ale groźny wolej Chrapka odbił Kozioł. I tak pierwsza ligowa porażka wrocławian w tym sezonie stała się faktem. Już w środku tygodnia drużyna Lavicki straciła status niepokonanej za sprawą Widzewa w PP, ale znalazło się kilka osób, które powiedziało – może to i lepiej, bo będzie można skupić się na śrubowaniu bilansu w lidze.

No i dupa, typowa Ekstraklasa, według jej logiki Śląsk po prostu musiał wyrżnąć się na tak mizernej przeszkodzie. Korona kupiła sobie tym zwycięstwem trochę spokoju – osiem punktów już jakoś wygląda, tyle samo ma Arka, no i jest poczucie kontaktu z Rakowem czy Zagłębiem. Roboty przed tą drużyną ciągle masa (doceniamy szanse dla Szymusika czy Pierzchały!), ale przyjemniej będzie się ją wykonywało.

screencapture-207-154-235-120-mecz-376-2019-09-27-22_55_59

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...