Mecz Pogoni Szczecin z Górnikiem Zabrze niczego nam nie urwał, przy wczorajszych derbach Śląska z Zagłębiem momentami wyglądał tak, jak starcie “żonaci na kawalerów” rozegrane w czasie wiejskiego festynu, ale musimy odnotować, że w jego trakcie doszło do szalenie istotnego zdarzenia. Hubert Matynia w swoim 80. meczu w Ekstraklasie po raz pierwszy wpisał się na listę strzelców, a to oznacza, że nie może dalej być w ekskluzywnym Klubie Zero.
Zawodnik Pogoni dorobił się w nim statusu wiceprezesa. Łezka w oku się kręci, gdy wspominamy te jego wszystkie nieudane strzały, ale sorry – warunki członkostwa są jasne i klarowne, Klub zrzesza tylko piłkarskich pacyfistów. Tak więc szefem pozostaje Cezary Stefańczyk (już 103 mecze), nowym wice mianujemy Patryka Stępińskiego (78 występów), a na podium wskakuje – i tu już zaskoczenie, bo mowa o graczu ofensywnym – Marcin Listkowski. Klubowy kolega byłego wice zagrał dziś w lidze po raz 74.
Mógł 21-latek z Pogoni też wpisać się na listę strzelców, ale jego uderzenie obronił Chudy. Ale generalnie daleko mu było do poziomu, który prezentował Matynia, tak samo zresztą jak pozostałym graczom Portowców z pola. Trzeba jasno powiedzieć, że lewy obrońca wyróżnił się nie tylko golem. Roznosiła go dziś energia, biegał do przodu jak zły, być może nawet gdzieś dorwał te same gumy, które żują piłkarze PSG i amerykańscy żołnierze. W rezultacie stworzył Portowcom ze trzy kolejne groźne sytuacje strzeleckie.
Gdyby jeszcze ze dwóch piłkarzy zagrało na podobnym poziomie, Pogoń zapewne wygrałaby z Górnikiem i pewniej usadziłaby cztery litery na fotelu lidera Ekstraklasy.
A tak mamy tylko remisik, niespodziankę, bo przecież Górnik na wyjazdach jest cienki jak sik pająka. Brakowało Portowcom głównie skuteczności, inaczej mówiąc – umiejętności zabicia meczu. Być może piłkarze Runjaicia liczyli na to, że historia znów się powtórzy, bo przeciwko Wiśle Kraków, Koronie Kielce czy ŁKS-owi Łódź wbicie jednego gola wystarczyło. Defensywa robiła wtedy swoje. Za tak minimalne zwycięstwo też są przecież trzy punkty, więc niby nie ma co kręcić nosem, ale trzeba pamiętać, że to jednak ryzyko i niewielki margines błędu.
Dobitnie przekonała się o tym Pogoń tym razem. W formie był Stipica, który świetnie zatrzymał m. in. Angulo i Baidoo, więc wydawało się, że będzie spoko, ale gdy jakiegoś zaćmienia doznał Triantafyllopoulos, nawet Chorwat był bezradny. Grek próbował wybić piłkę ze swojego pola karnego, ale zrobił to tak niefortunnie, że trafił w Zecha, po czym Angulo pozostało tylko dostawienie głowy i trafienie z metra.
I – patrząc z perspektywy Portowców – dupa zbita. Jasne, ten wynik pozwoli utrzymać się na szczycie przynajmniej do zakończenia spotkania Cracovii z Legią, ale przecież w przypadku wygranej nie trzeba by się było w ogóle na ekipę Probierza oglądać.
Fot. FotoPyK