Reklama

Gdy derby Mediolanu decydowały o czymś więcej niż czwarte miejsce…

redakcja

Autor:redakcja

21 września 2019, 13:49 • 9 min czytania 0 komentarzy

Na siedemnaście ostatnich derbowych starć AC Milan zwyciężył tylko trzy razy, a obecne okienko transferowe jedynie potwierdziło, że dzisiaj to czarno-niebieska część Mediolanu ma więcej argumentów w starciu z najmocniejszymi klubami z Turynu i Neapolu. Ha, już tu powinno się pojawić drobne ukłucie w sercu każdego, kto pamięta wielkie czasy włoskiej stolicy mody. Czasy, w których na San Siro nie toczyła się walka o miejsce w czwórce najlepszych drużyn Serie A, ale o grę wśród czterech najlepszych na całym kontynencie. 

Gdy derby Mediolanu decydowały o czymś więcej niż czwarte miejsce…

Dziś? Co my będziemy się tutaj rozpisywać, wystarczą tabele za ostatnich kilka sezonów. Ostatnie podium dla Mediolanu wywalczył AC Milan w sezonie 2012/13 – potem przez sześć kolejnych sezonów oba kluby z Lombardii kończyły maksymalnie na czwartym miejscu. Plecy Juventusu ginęły na horyzoncie, a coraz mniejsze robiły się też postacie neapolitańczyków, uciekających Mediolanowi w wysokim tempie.

W ubiegłym sezonie Derby della Madonnina zadecydowały o tym, który z mediolańskich klubów dostanie szansę gry w Lidze Mistrzów. Kilkanaście lat temu – kto zagra w jej finale.

ZWYCIĘSTWO INTERU W DERBACH MEDIOLANU? KURS 2,30 W ETOTO! 

***

Reklama

APOGEUM

Na poziomie Ligi Mistrzów odbyły się jak dotąd cztery derbowe mecze w Mediolanie, z czego dwa moglibyśmy nazwać najbardziej prestiżowymi w historii miasta, a dwa… najbardziej pamiętnymi. Zacznijmy może od prestiżu, bo tutaj historia jest związana ściśle z boiskiem.

Inter Mediolan na początku XXI wieku trochę przypominał ten dzisiejszy. Gablota z ostatnich paru lat? Bez szału, poza Pucharem UEFA głównie trochę kurzu, ostatnie mistrzostwo to przecież jeszcze lata osiemdziesiąte. Potencjał piłkarski? Ogromny, przecież tylko w latach 2000-2002 przez Mediolan przewinęli się tacy ludzie jak Ronaldo, Seedorf czy Blanc. Ambicje? Sięgające gwiazd, rodzina Morattich już w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych biła światowe rekordy transferowe inwestując horrendalne kwoty w „Il Fenomeno” oraz Christiana Vieriego. Wyniki? Cóż…

Najprostszym wytłumaczeniem byłby pech. Kto mógł przewidzieć, że brazylijski magik będzie miał aż tak kruche kolana? Kto mógł przewidzieć, że Alvaro Recoba zmarnuje karnego z Helsingborgiem? Kto mógł przewidzieć, że w tym toksycznym mieście tak szybko kibice skonfliktują się z zarządem, zarząd z kolejnymi trenerami?

Efekt był taki, że Inter palił w piecu coraz więcej pieniędzy, a wyniki nie przychodziły. Przed sezonem 2002/03 podjęto kolejną próbę przebudowy – odeszli Ronaldo i Seedorf, ale do Mediolanu przeprowadzili się m.in. Hernan Crespo i Fabio Cannavaro. Zażarło. Inter wygrał siedem z pierwszych ośmiu spotkań sezonu, remisując jedynie z Juventusem, wygrał pierwszą fazę grupową Ligi Mistrzów, potem w drugiej skończył jedynie za Barceloną. W ćwierćfinale przeszedł Valencię i marzenia stały się rzeczywistością – od awansu do finału Ligi Mistrzów dzielił ich jedynie derbowy dwumecz z Milanem.

Reklama

AC Milan był budowany spokojniej, ale też startował z zupełnie innej pozycji. Pięciokrotny mistrz Włoch w latach dziewięćdziesiątych, triumfator Ligi Mistrzów z 1994 roku, do tego takie postacie jak Paolo Maldini, których nie trzeba było ściągać za dziesiątki milionów dolarów. W pamiętnym sezonie 2002/03 ta ekipa przeżywała chyba swój najlepszy czas: blok defensywny Costacurta, Nesta, Madlini i Kaładze do dzisiaj śni się po nocach większości włoskich napastników a atak Szewczenko-Inzaghi to klasyk jak albumy Molesty Ewenement.

W lidze? Do pewnego momentu nie było jednoznacznego faworyta. Po 20. kolejce liderem był Inter, AC Milan i Juventus również punktowały na bardzo wysokim poziomie. Wszystkie trzy ekipy pozostawały też w grze o finał Ligi Mistrzów. Złote lata włoskiej piłki – derby Mediolanu w jednym półfinale, pewne zwycięstwo Juve w drugim.

Mediolan jako piłkarskie miasto chyba nigdy wcześniej i nigdy później nie był silniejszy.

KRZYSZTOF PIĄTEK Z GOLEM W DERBOWYM STARCIU? KURS 3,00 W ETOTO!

Same derbowe starcia? Cóż, wtedy jak na dłoni było widać niedoskonałości przepisu o golach wyjazdowych. Oba mecze na San Siro zakończyły się remisem, ale lepsi o tę „wyjazdową” bramkę byli piłkarze Milanu. Porażka dla Interu o tyle bolesna, że asystę przy jedynym golu zaliczył sprzedany przed sezonem Seedorf. W linii pomocy towarzyszył mu zaś Andrea Pirlo, oddany przez czarno-niebieskich bez większego żalu kilkanaście miesięcy wcześniej. 0:0 „na stadionie AC Milan”, 1:1 „na stadionie Interu”. Po golu Martinsa w końcówce Inter jeszcze na moment odżył, ale tego dnia musiał przełknąć jedną z dziesiątek gorzkich piguł w tamtym okresie.

Przegrał z ludźmi, którzy jeszcze niedawno zakładali koszulki w czarno-niebieskie pasy. Przegrał z sąsiadami, którzy chwilę później wznieśli uszaty puchar.

Najgorszy był jednak finisz sezonu. AC Milan wyraźnie odpuścił ligę, w której przegrał 5 z 8 ostatnich spotkań. Wygrał jednak derby, po których Inter spadł na trzecią pozycję w tabeli. Crespo i spółka nie dali już rady dogonić Juventusu i na koniec sezonu podział był jasny: Liga Mistrzów dla AC Milan, liga włoska dla Juventusu. Fani z Curva Nord mogli się pocieszać, że ich byłym piłkarzom nieźle idzie, a przecież i wicemistrzostwo to bardzo fajne osiągnięcie.

PO DRODZE DO PIEKŁA

Omówiliśmy derby najbardziej doniosłe, więc wypada zajrzeć i za kotarę tych najgłośniejszych, pewnie najważniejszych.

Minęły dwa lata, podczas których AC Milan dalej kolekcjonował trofea – do Ligi Mistrzów 2002/03 dołożył triumf w Serie A 2003/04, Superpuchar Europy oraz Superpuchar Włoch. Do sezonu 2004/05 przystępował zaś wzmocniony m.in. Jaapem Stamem oraz… Hernanem Crespo, czyli kolejnym piłkarzem z przeszłością po drugiej stronie miasta. Inter w tym czasie cały czas szukał recepty na sukces – miał go dać zatrudniony przed sezonem Roberto Mancini, który osiągał bardzo przyzwoite wyniki z posiadającym o wiele mniejsze możliwości finansowe Lazio. Mancini doprowadził stołeczny klub do półfinału Pucharu UEFA, wygrał też Coppa Italia. W Interze dostał czas, zaufanie oraz możliwości transferowe, o których w Rzymie mógłby tylko marzyć.

Po raz kolejny w Interze zaroiło się od nazwisk: Davids, Veron czy Cambiasso dawali nadzieję, że to TEN sezon.

PRZYNAJMNIEJ DWA GOLE INTERU NA SAN SIRO? KURS 2,35 W ETOTO!

Początek? Obiecujący po obu stronach miasta. AC Milan w Lidze Mistrzów skończył grupę nad Barceloną, w której czarował już wówczas Ronaldinho. Inter… Cóż, Inter przede wszystkim nie przegrywał. Po 20 kolejkach ligi miał oszałamiające 14 remisów i 6 zwycięstw. W Lidze Mistrzów jednak potrafił grywać efektownie: wygrał 5:1 w Walencji, opędzlował 4:1 Porto w dwumeczu 1/8 finału Ligi Mistrzów. W ćwierćfinale los znów skojarzył obie ekipy.

W pierwszym meczu – absolutnie bez historii. AC Milan wygrywa 2:0 po golach Stama i niezawodnego Szewczenki – dwukrotnie piłkę w pole karne dostarczał Andrea Pirlo, jeszcze raz przypomnijmy, w Interze totalnie niedoceniony. – Jesteśmy silniejsi niż dwa lata temu. Nabraliśmy doświadczenia i zgrania, to duża zaleta, zwłaszcza, że Inter w tym sezonie został mocno przebudowany – zapowiadał przed dwumeczem Carlo Ancelotti, a potem wraz piłkarzami potwierdził te słowa na murawie. Inna sprawa, że Inter jak zwykle mógł się zastanawiać: „gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka”. Co prawda obijania bramki Didy nie było, ale to miało bardzo konkretne przyczyny. Na jeden z najważniejszych meczów w sezonie rozsypał się Adriano, a Christian Vieri nie był jeszcze w pełni sił i pojawił się na boisku po godzinie gry. W pierwszym składzie wyszli Martins oraz Julio Cruz.

Rewanż to chyba najbardziej „fotogeniczny” mecz w najnowszej historii futbolu.

Pamiętne zdjęcie Marco Materazziego i Rui Costy wygląda ujmująco, ale na murawie nikomu nie było wówczas do śmiechu. Inter potrzebował trzech goli, ale zamiast gonić wynik, od 30. minuty przegrywał 0:1. Na dwadzieścia minut przed końcem wreszcie pokonuje dobrze dysponowanego Didę. Cambiasso uderza głową do pustej bramki, wydaje się, że brazylijski golkiper po prostu źle oszacował lot piłki. Ale sędzia Markus Merk dopatruje się faulu. Gol nie zostaje uznany, Argentyńczyk za kłótnie z arbitrem otrzymuje żółty kartonik.

Na sektorach kibiców Interu literalnie dochodzi do eksplozji. Cała frustracja związana z regularnymi rozczarowaniami, z oklepywaniem przez lokalnego rywala oraz ze zwyczajnym pechem – bo tak trzeba nazwać kontuzje kluczowych zawodników czy pomyłkę sędziowską w takim momencie – znajduje ujście na murawie. Agresja, brutalność, furia – różnie opisywała zachowanie bywalców Curva Nord światowa prasa, efekty były jednak widoczne na murawie. Deszcz z rac, butelek i innych przedmiotów, które mogły posłużyć za amunicję. Niesamowite z dzisiejszej perspektywy jest zachowanie piłkarzy oraz sędziego. Bramkarz Milanu musiał zostać zmieniony, pojawił się za niego na murawie Abbiati. Przez dziesięć minut strażacy sprzątali pole karne Milanu, zresztą oni również byli obrzucani całym sprzętem zgromadzonym przez mediolańczyków.

Piłkarze początkowo obserwowali w zamyśleniu te obrazki (a fotografowie złapali wtedy ten genialny kadr z Materazzim), potem zeszli z murawy, próbowali też negocjować z ludźmi z trybun. Po kilkunastu minutach zawodnicy powrócili na boisko, oczywiście bez Didy, za to z Abbiatim.

Nie minęło 60 sekund, a kolejna partia rac wylądowała w okolicach bramkarza Milanu. Merk dopiero wtedy zdecydował się przerwać spotkanie. Wynik był już jasny: 2:0 w pierwszym meczu, walkower w rewanżu, AC Milan w półfinale Ligi Mistrzów.

Kto mógł wówczas przewidzieć, że to piekło na San Siro to nic, w porównaniu z tym co przeżyje Milan w finale w Stambule?

Zadymy oczywiście przeniosły się na miasto, fani Interu wiedzieli, że teraz już naprawdę nie mają nic do stracenia. Zamknięty stadion na cztery mecze to ta najbardziej namacalna kara, ale biorąc pod uwagę, że już wcześniej w tamtym sezonie we Włoszech przerwano mecz Ligi Mistrzów – gdy jeden z fanów Romy trafił sędziego Friska monetą – wizerunek całej tamtejszej piłki został mocno nadszarpnięty.

– To najwyższa kara w historii UEFA. Cztery domowe mecze bez udziału kibiców to strata ponad 5 milionów funtów – komentował William Gaillard, dyrektor ds. komunikacji w europejskiej federacji.

– Rząd włoski, cały kraj, musi zrozumieć, że coś z tym trzeba zrobić – apelował Clarence Seedorf.

Jakże uroczo to brzmi w świetle ostatnich wydarzeń wokół Romelu Lukaku…

***

Jak zapowiadają się dzisiejsze derby? Chyba już dawno nie było aż tak wyraźnego faworyta. Inter Mediolan pod wodzą Antonio Conte wygląda naprawdę solidnie i nie zmienia tego nawet wtopa w Lidze Mistrzów ze Slavią Praga. Wreszcie logiczne wzmocnienia, wreszcie spójny system gry, w którym wykorzystuje się w pełni atuty stoperów z Mediolanu. AC Milan, wyeliminowany z pucharów ze względów finansowo-organizacyjnych od lat jest w głębokiej przebudowie i w tym sezonie raczej nie nawiąże walki z trójką włoskich mocarzy. To smutny wyraz kondycji mediolańskiej piłki, ale chyba też kondycji włoskiego futbolu.

W głowach siedzi nie tylko remis Interu ze Slavią, ale i 0:4 Atalanty w Zagrzebiu.

A przecież ten pamiętny mediolański półfinał Ligi Mistrzów był tak niedawno…

***
„Był sobie mecz” to cykl na Weszło, w którym wraz z ETOTO wspominamy pamiętne mecze z historii futbolu. Czasami ze szczegółami opisujemy starcia, o których mówił cały świat. Czasami zaglądamy na polskie podwórko i przypominamy spotkania, o których wielu kibiców już zdążyło zapomnieć. Niemniej gwarantujemy, że zawsze jest ciekawie.

etoto

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...