Cztery mecze, jedna puszczona bramka, trzy czyste konta, ale i trzy obronione karne w trzech kolejnych spotkaniach. To statystyki Adama Stachowiaka, który w sezonie 19/20 zapracował sobie na debiut w tureckiej Superlidze. Wygląda to wszystko naprawdę dobrze, tym bardziej że nie kojarzymy przecież tego bramkarza z jakimiś cudownymi paradami z polskich boisk. No, ale on obrał inną drogę kariery, najpierw pracował na nazwisko w Bułgarii, teraz robi to w Turcji. Idzie mu to tak dobrze, że wykręciliśmy jego numer i chwilę pogadaliśmy. Zapraszamy.
Można powiedziałeś, że znalazłeś swoje miejsce na ziemi? Jesteś od paru lat w Turcji, ale w końcu w Superlidze i początek możesz zaliczyć do bardzo udanych.
Zaczynam piąty sezon w Turcji. Czwarty zakończyłem wreszcie awansem z Denizlisporem. Już rok wcześniej myślałem, że uda się awansować z Gaziantepem, ale niestety przegraliśmy baraż pechowo w karnych.
Aż trudno uwierzyć, że twoja drużyna przegrała w karnych!
Zaczęliśmy dobrze. W dwóch pierwszych karnych oni nie strzelili, jeden był obok, drugi wyjąłem. Wyszliśmy na 3:1, zostały dwie jedenastki, ale nie trafiliśmy obu, oni tak i później już wiadomo, jak było: strzeli, nie strzeli. My nie daliśmy rady, ich golkiper bronił świetnie, wyjął w sumie cztery nasze próby. Odpadliśmy w sposób tragiczny. No, ale co los nam zabrał dwa lata temu, teraz oddał i cieszę się, że wreszcie udało się do tej Superligi awansować.
Jak ty w ogóle możesz wytłumaczyć te swoje interwencje? To jest wręcz niewiarygodne, że w trzech meczach z rzędu bramkarz broni karnego.
Najpierw do tych karnych musi dojść. O pierwszej jedenastce z Galatasaray można dyskutować. Jeśli karny był, to bardzo miękki. W drugim spotkaniu nie było dyskusji: ręka, karny. Ale w trzecim? Jak dla mnie przy strzale zawodnika piłka szła w aut, prawy obrońca podniósł rękę, że jest spokój, a zawodnik za nim wstawił mu głowę w jego rękę i dali rzut karny. Przy systemie VAR to była śmieszna sytuacja. Natomiast dlatego, że tej jedenastki nie powinno być, los to oddał i broniłem. Miałem dużo szczęścia, ale włożyłem też w to wszystko dużo pracy.
Ty się do tych karnych przygotowujesz w tygodniu, czy jest to naturalny talent?
Czasami mamy powiedziane, jak kto strzela karne u przeciwników, ale teraz jest początek sezonu i wielu zawodników zmieniało kluby, te kadry się rotowały. Na dzisiaj nie byłem więc mocno przygotowany, ale z biegiem czasu wrócimy do tego, co było w poprzednim roku. Cóż, łut szczęścia, dobre wyczucie i udawało się te karne bronić. To na przeciwniku jest presja, bramkarz nie ma żadnej, napastnik musi strzelić, skoro ma sytuację stuprocentową, w zasadzie najlepszą, jaką może mieć. Ja na spokoju czekam i w ostatnim momencie decyduję, w którą stronę się rzucić. Najważniejsze, że te obrony dawały punkty. To się liczy dla mnie bardziej niż gdybym bronił, ale mecze i tak byśmy przegrywali.
Który karny cię najbardziej cieszy? Ten przeciwko Galatasaray?
Jak najbardziej. Debiut w Superlidze, przyjechał mistrz Turcji naszpikowany gwiazdami. Strzelał facet, który na 33 karne 31 wcześniej strzelił. To na pewno mnie cieszyło, bo też wygrana nad takim rywalem dała nam kopa. Wszyscy byli zresztą zadowoleni z tych obron, ponieważ też one miały miejsce w kluczowych momentach meczu, różnie to się mogło potem toczyć. No, ale nic, spotkanie minęło, jedno, drugie, trzecie. Liczy się ostatnie, a je przegraliśmy z dobrze zorganizowanym Konyasporem. Jedziemy teraz do Kaiseri i walczymy dalej.
Rozdzwoniły się telefony od dziennikarzy?
Tak, tureccy dziennikarze przychodzą do naszej bazy, chcą rozmawiać, ale raczej staram się takie tematy omijać. Wolę, żeby w mediach mnie było mniej, skupiam się na robocie, nie mam parcia na szkło. Od czasu do czasu jakiś wywiad dam, żeby się przypomnieć, jak ktoś zadzwoni z Polski, bo kilka lat mnie nie było.
Jak warunki zastajesz w swoim klubie?
Poza tym ostatnim rokiem, kiedy zrobiliśmy awans, klub walczył o pozostanie w drugiej lidze. Nie wyglądał więc za dobrze, jeśli chodzi o finanse i tak dalej, ale teraz baza jest fajnie odnowiona. Może nie jest to jedna z lepszych baz w Turcji, ponieważ niektórzy mają je jak hotele pięciogwiazdkowe, ale jest lepiej. Mamy dwa boiska tylko dla nas do dyspozycji, nie jest to super standard, ale wystarcza. Ponadto odnowiono też stadion.
Kibice są fanatyczni?
Jak byliśmy liderem na zapleczu, to na każdym meczu było po 15 tysięcy. Teraz na Galacie był full, 19 tysięcy. Z Konyasporem z kolei 13-14 tysięcy. Troszkę nas zarząd podniósł ceny biletów i to chyba jest problem, bo nie wszystkich stać. Natomiast ci kibice nie są fanatyczni, są spokojniejsi. Przychodzą na mecze, ale bez szaleństw jak w Stambule. To miasto nie jest typowo piłkarskie.
Pomogłeś Radkowi Murawskiemu w aklimatyzacji?
To już trzeba jego pytać, ale bardzo się cieszę, że do nas dołączył. Przez siedem i pół roku gdy byłem za granicą, nie miałem Polaka w jednej drużynie. Radek gra w pierwszym składzie i bardzo nam pomaga. Z jego wiekiem może trafić do lepszego klubu w Turcji.
Ty też masz nadzieję wybić się do lepszego klubu w Turcji?
Zobaczymy. Nie jestem pierwszej młodości. Teraz chcę zagrać dobry sezon, a potem zobaczymy. Nie mam wielkiej napinki.
A masz takie wrażenie, że jesteś bardziej doceniany za granicą niż u nas?
Tak. W Bułgarii byli ze mnie bardzo zadowoleni, odszedłem z klubu przez problemy finansowe. Miałem już wcześniej ofertę z tureckiej ekstraklasy, ale nie wyszło z różnych przyczyn ode mnie niezależnych. Po dobrym roku w Gaziantep miałem ofertę z Rizesporu, ale klub nie zgodził się, bym odszedł, ponieważ chciał walczyć o awans. Musiałem zostać, ale trudno. Czuję się w Turcji bardzo doceniany. A w Polsce? Cóż, chciałem wrócić w swoje rodzinne strony do klubu z Poznania, ale dwie strony musiałyby tego chcieć. Druga nie chciała, więc nie było tematu. Lech się nie zgłosił, a my przecież mieliśmy ten awans, więc w sumie nie po to tyle lat o niego walczyłem, by teraz wracać.
Czyli twój menadżer sondował taki ruch, ale nie było odzewu?
Tak, mówiło się przecież, że Lech szuka golkipera. Zdecydowali się na innego. Trudno, tak wyszło, teraz też mogę się sprawdzić przeciwko fajnym przeciwnikom.
Nie wiem, czy wiesz, ale nowy bramkarz Lecha na razie niezbyt przekonuje.
Jak tylko czas pozwala, to oglądam mecze. Spokojnie: każdy potrzebuje czasu. Jeden więcej, drugi mniej. Kibicuję, by Lech wygrywał, ale to już nie moja sprawa, co tam się dzieje w środku.
Czujesz, że musisz coś udowodnić w Polsce? Pamiętamy cię, ale ze słabszych klubów.
Nie mam nikomu nic do udowodnienia. Nie grałem tylko na Cyprze, wszędzie indziej już tak. Ale owszem: gdybym miał zmieniać państwo, to już tylko na Polskę. Chyba że pojawiłaby się jakaś lukratywna oferta, jednak nie wydaje mi się, by taka miała nadejść.
Z czego to wynika, że przebiłeś się za granicą, a u nas niespecjalnie?
Poszedłem do Górnika, był fajny zespół, ale nie dogadałem się z trenerem Nawałką. Z mojej winy. Poszedłem na Cypr, wróciłem do Bełchatowa, nie czułem się tam jednak za dobrze, przyszła oferta z Bułgarii, więc nie zastanawiałem się długo. Spróbowałem, po Bułgarii była Turcja i nic tylko się cieszyć. Natomiast w Ekstraklasie chciałbym jeszcze kiedyś zagrać.
Co nabroiłeś z Adamem Nawałką?
Niepotrzebnie się odezwałem w szatni. Trener nie lubił sprzeciwu i przesunął mnie do rezerw. Tyle. Musiałem odejść na wypożyczenie.
Masz wrażenie, że gdybyś nie powiedział tego jednego słowa za dużo, mógłbyś coś osiągnąć w Polsce?
Nie mam pojęcia, jakby się to potoczyło. Możliwe, że zostałbym w Polsce, ale grał w średnich klubach i nigdy nie wyjechał. Trochę świata zobaczyłem. Gram w lepszej lidze. Jestem zadowolony ze swojej kariery.
PP