Reklama

Jedni grali, drudzy biegali. Tak samo zapunktowali

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2019, 20:24 • 3 min czytania 0 komentarzy

Rzadko w PKO Bank Polski Ekstraklasie zdarza się, żeby jedni od drugich tak bardzo odstawali kulturą gry, jak w pierwszej połowie Górnik Zabrze od Śląska Wrocław. Mogło się wydawać, że gospodarze to nasz typowy przedstawiciel w pucharach, a goście są jakąś drużyną z – dajmy na to – Belgii, gdzie jednak w piłkę kopie się znacznie poważniej niż u nas. Chwilami różnica klas. To też jednak żadna nowość na naszych boiskach, że znacznie ładniejsze kopanie nie zostaje zamienione na konkrety. 

Jedni grali, drudzy biegali. Tak samo zapunktowali

Śląsk od początku ułożył sobie granie i naprawdę przyjemnie dla oka konstruował ataki pozycyjne. Akcje z różnych stref boiska, dużą liczbą zawodników, ze sporą liczbą celnych i szybkich podań, dobrym poruszaniem się bez piłki. Nie mogło się to nie podobać, nawet jeśli nie było finalizowane.

Od początku najwięcej problemów zabrzańskim obrońcom sprawiał wszędobylski Przemysław Płacheta. I tak zostaje u nas piłkarzem meczu, ale do pełni szczęścia i pewności, że znajdzie się dla niego miejsca w kozakach, zabrakło mu gola z samej końcówki pierwszej połowy. To była najlepsza sytuacja WKS-u w całym spotkaniu. Wypracowana – o ironio – po kontrze. Erik Exposito dobrze podał do wbiegającego Płachety, ten minął Martina Chudego, ale miał już dość ostry kąt i zamiast poczekać z decyzją, strzelił z nieprzygotowanej pozycji obok bramki.

Exposito żałował pewnie równie mocno co młodzieżowy reprezentant Polski, bo zapisałby na swoje konto ładną asystę. Nadal w grze Hiszpana widzieliśmy wiele mankamentów, zwłaszcza w fizycznych starciach, ale jakiś postęp jest. Wreszcie udało mu się oddać strzał, mógł mieć asystę, czasami potrafił przetrzymać i rozegrać piłkę. Za niego po godzinie wszedł Daniel Szczepan i w końcówce dwukrotnie główkował tuż obok słupka. O ile przy wrzutce Dino Stigleca mógł otrzymać brawa za samo dojście do uderzenia, o tyle po dośrodkowaniu Płachety powinien trafić do siatki. Wcześniej Płacheta zmusił do interwencji meczu Chudego. Słowacki bramkarz naprawdę efektownie obronił jego strzał zmierzający pod poprzeczkę.

Mecz w drugiej połowie się wyrównał, ale w złym kierunku. Po prostu Śląsk trochę spuścił z tonu i nieco skapcaniał. Tak czy siak prezentował się jednak lepiej od kompletnie bezradnego z przodu Górnika. Igor Angulo mógł się czuć samotnym w tłumie, został wyłączony z grania. Mamy nadzieję, że Wojciech Golla z Israelem Puerto nie są złośliwcami i wyjęli już Baska z czapki, którą go nakryli. Jedynym zawodnikiem z ekipy Marcina Brosza, którego stać było na coś ciekawszego i niekonwencjonalnego okazał się Łukasz Wolsztyński. Z czasem jednak dostosował się do poziomu kolegów i jako pierwszy został zmieniony.

Reklama

Rozbroił nas Ishmael Baidoo, który podobno wreszcie jest gotowy, by grać na miarę oczekiwań. Wygląda na gościa silnego fizycznie, z niskim “zawieszeniem”, tymczasem przegrał w zasadzie wszystkie fizyczne starcia, zawsze ktoś go przepchnął i zabrał piłkę. O jakimś udanym zagraniu, strzale czy dośrodkowaniu rzecz jasna nie było mowy. Na razie skrzydłowy z Ghany bardzo skutecznie maskuje swoje atuty, choć zaczynamy mieć wątpliwości, czy faktycznie jakieś posiada – nie licząc szybkości. Niech się Baidoo cieszy, że wszedł na tyle późno, by nie dostać noty.

Górnik po takim graniu powinien świętować remis i zmykać czym prędzej. W Śląsku muszą odczuwać duży niedosyt, zwłaszcza że strata dwóch punktów oznacza też utratę pozycji lidera na rzecz Pogoni Szczecin.

gornik slask grafa meczowa

Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl

 

Najnowsze

Anglia

City zdemolowane przez Tottenham. Guardiola wyrównał niechlubny rekord z 2006 roku

Paweł Marszałkowski
1
City zdemolowane przez Tottenham. Guardiola wyrównał niechlubny rekord z 2006 roku

Komentarze

0 komentarzy

Loading...