Kolejny raz z rzędu sezon Wisły Płock rozpoczął się od trenerskich zawirowań. Efekt? Oczywisty – „Nafciarze” fatalnie weszli w rozgrywki, lądując w strefie spadkowej. Jednak kryzys wygląda już na zażegnany – Wisła zaczęła punktować, a forma poszczególnych zawodników zauważalnie wzrosła. O kulisach szalonego startu sezonu opowiedział nam kapitan ekipy z Płocka, Dominik Furman. Przy okazji pomocnik wyjaśnił też sprawy dotyczące swojego kontraktu i transferowe pogłoski na temat ewentualnego powrotu do Legii Warszawa.
***
Spadł ci trochę kamień z serca po spotkaniu z Pogonią Szczecin?
Z grubej rury zaczynacie. Na pewno tak. Po czterech kolejkach mieliśmy na koncie jeden punkt, przed nami był mecz z liderem. Taka wygrana to z pewnością ulga i sygnał, że odbijamy się od dna. Zaczynamy coraz lepiej grać – z ŁKS-em nie było fajerwerków, ale to zwycięstwo stanowiło dobre dopełnienie zwycięstwa z Pogonią. Mamy sześć punktów w dwóch meczach i oby tak dalej.
Dawno nie widzieliśmy cię tak uśmiechniętego.
Kilka dni temu miałem wywiad w TVP Sport, gdzie pytano mnie o historię bramki z Pogonią. Ja po prostu nie miałem już siły wrócić na własną połowę po wcześniejszej akcji – kiedy zobaczyłem, że piłka leci w moim kierunku, to po prostu zacząłem się śmiać z własnego szczęścia, bo oczywiście nie naśmiewałem się z kiksu obrońcy. Wyszło na to, że czasami rzeczywiście lepiej mądrze stać, niż głupio biegać. Dowieźliśmy to zwycięstwo do końca i można było trochę wyluzować.
Dla Radosława Sobolewskiego to pierwsza tak ważna praca. Poznaliście go już jako szkoleniowca?
Jak się dowiedziałem o trenerze Sobolewskim, to wykonałem jeden telefon, ale nie powiem do kogo…
Do prezesa, z prośbą o transfer!
Nie, nie. Zadzwoniłem do kogoś, kto dobrze trenera Sobolewskiego zna. Dostałem bardzo pozytywną opinię. Ufam tej osobie, więc z czystym sumieniem… pozwoliłem trenerowi Sobolewskiemu przyjść do klubu! (śmiech) A mówiąc poważnie – byłem bardzo optymistycznie nastawiony do tej współpracy. Oczywiście to nie jest idealna sytuacja, że kolejny raz zmienia się u nas szkoleniowiec. W głowach piłkarzy przy tak częstych zmianach pojawiają się różne myśli. To my coś psujemy czy to wina trenerów? W końcu to już piąty trener Wisły w krótkim odstępie czasu.
Nie uważasz, że przydała wam się ta przerwa związana z przełożonym meczem z Legią?
Tak. Po tej informacji powiedzieliśmy sobie w szatni, że kiedy przychodzi nowy trener, to przyda się nam taki czas, żeby pod jego okiem mocniej popracować i lepiej się poznać. Trener Sobolewski trafił do zespołu kilka dni przed planowanym meczem z Legią. Zrobilibyśmy trzy, cztery treningi i od razu gralibyśmy mecz z wymagającym przeciwnikiem. A tak? Mogliśmy rozegrać sparing, mieliśmy kolejny tydzień na przygotowania. Zaczęło się od porażki z Piastem, ale teraz przyszły już zwycięstwa.
Leszek Ojrzyński zszokował was swoją decyzją? Wiadomo – są rzeczy ważniejsze od piłki nożnej. Ale w waszym przypadku to już kolejna sytuacja, gdy zaczyna się sezon, a wy tracicie trenera.
Ta informacja trafiła do nas po meczu z Lechem Poznań. Już w autokarze rozmawialiśmy o tym, że trenera z nami dalej nie będzie. Jeżeli chodzi o mnie, pierwszą myślą było po prostu współczucie dla trenera i jego rodziny. Na pewno żaden żal czy rozczarowanie. Na takie refleksje przyszedł czas później. W tym przypadku pierwszą reakcją było wielkie współczucie, a potem oczekiwanie na to, kto przyjdzie w zastępstwie za trenera Ojrzyńskiego. Musieliśmy wziąć się w garść i zacząć punktować. To był ciężki czas dla nas.
Zeszło z drużyny ciśnienie po pierwszym zwycięstwie?
Nasze problemy zaczęły się tak naprawdę już podczas obozu. Wypadali kolejni zawodnicy z powodu kontuzji, pięć-sześć drobnych urazów. Potem kiepski start, zmiana trenera, sprawa z Alenem Stevanoviciem. Nie ukrywam – ja się z Alenem dość blisko trzymam, byłem pośrednikiem w tym, żeby go przywrócić do drużyny. A on wywinął kolejny numer, co było dla mnie trudne, bo wcześniej stawałem w jego obronie. Trudno nawet powiedzieć, żeby Alen nas wszystkich oszukał – on ma po prostu bardzo poważne problemy osobiste. Jak to wszystko zsumować, nagle okazało się, że kolejne małe problemy zaczęły się robić coraz większe, na czym finalnie straciła drużyna.
Niedługo trzeba będzie ten przełożony mecz rozegrać. Legia ma chyba trochę bardziej komfortową sytuację, jeżeli chodzi o rotację składem. Nie boicie się tego dodatkowego spotkania?
Z tego co słyszałem w kuluarach, mecz z Legią może się odbyć nie w poniedziałek, ale we wtorek bądź środę. A jeżeli padnie jednak na poniedziałek? Cóż, my gramy w piątek o 18:00, Legia o 20:30. Mamy dwie godziny przewagi.
Zamykają się okienka transferowe. Nie oczekiwałeś na inny telefon niż ten od nas? Była propozycja z Legii Warszawa?
Z tego co wiem od swojego agenta – była rozmowa z trenerem Vukoviciem, ale on poprosił nas o czas, a za chwilę pojawił się w klubie Gwilia. Kolejnych rozmów na temat mojego transferu nie było.
Czy się marnuję w Wiśle Płock? Byłoby nie fair wobec moich kolegów, gdybym coś takiego stwierdził. Nasza kiepska pozycja wynika z tych kolejnych perturbacji trenerskich. Przy trenerze Brzęczku niemal weszliśmy do europejskich pucharów. Gdyby trener nie odszedł, kto wie, jak to by się potoczyło? Pewnie można powiedzieć, że jestem już w tym Płocku za długo, ale ja nauczyłem się nie myśleć o swojej karierze w ten sposób. Jest kolejny sezon, trzeba dać z siebie wszystko w Wiśle.
Miałeś latem jakieś poważne propozycje transferu?
Słyszałem o telefonach z klubów zagranicznych, ale nie wiem, czy mogę zdradzić nazwy.
Możesz. Nikomu nie powiemy.
Dinamo Zagrzeb, APOEL Nikozja – te tematy się pojawiły. Trener Bjelica jeszcze za czasów Lecha Poznań stwierdził po jednym z meczów z nami: „szkoda, że jesteś legionistą”, bo chciał mnie ściągnąć do Poznania. Czemu te ruchy z Dinamem i APOEL-em nie doszły do skutku? Nie mam pojęcia. Do konkretów nie doszło. W tej chwili w moim kontrakcie są dwie kwoty odstępnego. Dla klubów z Ekstraklasy – 350 tysięcy euro. Dla zagranicznych – dwukrotnie wyższa.
Wierzysz jeszcze w transfer poza Ekstraklasę?
Przede mną ostatni rok kontraktu w Wiśle, wciąż nie ma rozmów o przedłużeniu umowy. Pojawiają się różne myśli. Gdybym miał troszkę więcej szczęścia, w tym sezonie miałbym nie trzy, a pięć albo i sześć bramek i kilka asyst. To byłyby świetne statystyki i punkt wyjścia w tym sezonie. Na tym się skupiam. Nie na transferach, nie na przyszłości, tylko na kolejnych spotkaniach.
Byłeś wkurzony, że twój strzał z wolnego wylądował na słupku.
Tak, trochę tak. Choć mogę jedną rzecz wyjaśnić – często słyszę, że Furman ciągle trenuje te rzuty wolne. A ja w ostatnich tygodniach podczas treningów prawie w ogóle stałych fragmentów gry nie wykonywałem. Mam trochę problemów z Achillesem, więc sobie te strzały odpuszczam. Dzień przed meczem dośrodkowania z rzutów rożnych wychodziły mi beznadziejnie. Dopiero w trakcie spotkania było lepiej.
Ile jest prawdy w tym, że Czarek Stefańczyk świetnie bije rzuty wolne, a jego pech polega na tym, że jest z tobą w drużynie? Setny mecz w Ekstraklasie, a on wciąż bez gola.
Jak uderzamy na treningach i jest nas pięciu czy sześciu, to – powiem szczerze – Czarek rzeczywiście pokazuje niezłe uderzenie. Ale koledzy, którzy pamiętają go jeszcze z pierwszoligowych czasów, śmieją się, że lepiej strzela na treningach niż w meczach.
rozmawiali WESZŁOPOLSCY
***
Cała audycja do odsłuchania tutaj:
fot. FotoPyk