To było granie godne meczu dwóch zespołów otwierających przed tą kolejką tabelę PKO Bank Polski Ekstraklasy. Śląsk Wrocław stworzył naprawdę wciągające widowisko z Pogonią Szczecin. Szkoda tylko, że cały opis dotyczy niecałych trzydziestu minut pierwszej połowy. Gdybyśmy wiedzieli, jak będzie ono później wyglądało, wyłączylibyśmy telewizor, bo już nic byśmy nie stracili. Chcielibyśmy się łudzić, że chodziło głównie o wycieńczający upał, ale nie czarujmy się: zapewne najprędzej głównym powodem były takie a nie inne umiejętności.
W każdym razie kapitalnie się to spotkanie zaczęło. Krzysztof Mączyński zagrał na prawe skrzydło do Lubambo Musondy, który przeprowadził najlepszą akcję, odkąd zimą tego roku zawitał na polskie boiska. Bez problemu wyprzedził Benedikta Zecha i nie dał mu się dogonić, a potem przytomnie wycofał piłkę do Roberta Picha. Słowak skiksował w sposób tak bardzo ekstraklasowy, że bardziej się nie da, ale jakimś cudem ten sflaczały strzał zaskoczył lekko zdezorientowanego Dante Stipicę.
Pogoń szybko się otrząsnęła, przejęła inicjatywę, a na pierwszym planie znalazł się Adam Buksa. Już w 20. minucie trafił do siatki, gdy źle piłkę wybijał Matus Putnocky i napastnik Pogoni przelobował go po zgraniu Jakuba Bartkowskiego. Buksa znajdował się jednak na niewielkim acz wyraźnym spalonym, Piotr Lasyk anulował gola bez konieczności podchodzenia do monitora.
Taki obrót wydarzeń tylko Buksę dodatkowo pobudził i po chwili sprawił, że dłuższą chwilę zbieraliśmy szczękę z podłogi. Powalczył na trzydziestym metrze z rywalami, zrobił sobie miejsce i fantastycznie huknął tuż przy słupku. Jak byśmy się na naszą ligę nie wkurzali, tak tutaj mogliśmy oblizywać palce. Tak po same łokcie. Snajper “Portowców” świetnie zareklamował się skautom zachodnich klubów i jeszcze podbił cenę, ale czasu na ewentualny transfer jest już naprawdę malutko. Inna sprawa, że zawodnicy Śląska zachowali się przedziwnie. Jakub Łabojko po stracie odpuścił pressing, Mączyński zamiast doskoczyć do rywala, to się od niego odsunął… No ale mogli się przyzwyczaić, że z tego sektora przeważnie nic im nie grozi.
Szkoda, że po tej pięknej bramce skończyło się granie w piłkę i zaczęło nieznośne kopańsko. Jedyny przerywnik to zgranie głową Buksy do wbiegającego Santeriego Hostikki, jego mocny strzał odbił Putnocky. I tyle. Kibice całą drugą połowę mogliby przestać w kolejce po zimnego browara i byliby bardziej wygrani niż ci, którzy musieli obserwować boisko.
Zastanawia nas Erik Exposito. Gość coś w tej Hiszpanii pograł, nawet ma gola w Primera Division, a w Ekstraklasie na razie nie pokazuje niczego. Co prawda szybko trafił do siatki Piasta, to jednak był typowy fart w zamieszaniu po stałym fragmencie. W grze Exposito nie istnieje. Nic dziwnego, że Vitzeslav Lavicka podziękował mu już kilka minut po zmianie stron. Gorzej dla czeskiego trenera, że później ani Mateusz Cholewiak, ani Daniel Szczepan nic nie wnieśli jako “dziewiątki”. W praktyce WKS był bez napastnika.
Na razie to nie jest problem, bo patrząc ogólnie, wszystko się zgadza. Wrocławianie rozpoczną przerwę na kadrę w fotelu lidera, a licząc poprzedni sezon, w lidze są niepokonani od dwunastu kolejek. Pogoń punktem na takim terenie na pewno nie pogardzi, bo jakby nie było, jest to odbicie się po zaskakującym 1:2 z Wisłą Płock.
Fot. newspix.pl