Lada dzień w Chinach rozpoczną się koszykarskie mistrzostwa świata. Reprezentacja Polski wystąpi w nich po bardzo długiej przerwie. Polacy nie należą jednak do faworytów. Awans z grupy powinniśmy przyjąć z zadowoleniem. Kibice czekają jednak głównie na występ reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Być może jednak czekają najbardziej na to, czy jakiejkolwiek reprezentacji uda się amerykanów pokonać. Niedawno przykład kadry Australii pokazuje, że nie jest to zadanie niemożliwe.
Amerykanie zaczęli przygotowania w pierwszej kolejności od ułożenia listy graczy, którzy wogole rozważali wyjazd na wrześniową imprezę. Kluby NBA po rozstrzygnięciach okresu transferowego będą bardzo solidnie pracować na obozach nad zgraniem nowych zawodników. Większość dużych nazwisk dyscypliny zawczasu poinformowała, żeby nie brać ich pod uwagę w powołaniach reprezentacyjnych. Nowy sezon, w którym szanse na mistrzostwo ma kilka drużyn jest dużo ważniejszy dla zawodowców niż czempionat globu. W mediach decyzja zawodników została przyjęta ze zrozumieniem i z zaznaczeniem, że gdyby były to igrzyska olimpijskie, sytuacja byłaby inna.
Gregg Popovich, trener San Antonio Spurs, który jako zawodnik został w latach siedemdziesiątych pominięty przy wyborze zawodników na turniej mistrzowski, przystąpił najpierw do selekcji (z tych, którzy nie powiedzieli “nie”). Wybrał ciekawa grupę w większości młodych zawodników, z których część ma wszelkie podstawy ku temu, żeby stać się w przyszłości twarzami ligi zawodowej (Mitchell, Tatum chociażby). Następnie rozpoczął zgrupowanie, na którym twardą ręka traktował swoich podopiecznych. Czy powetuje sobie ten osobisty uraz jako trener? Wszystko wskazuje, że tak. Obowiązuje jednak zasada “bij mistrza” i amerykanie i ich sztab szkoleniowy musza bardzo uważnie przygotowywać się do spotkań w Chinach.
***
Do meczu pokazowego z australijskimi Boomers (w składzie nie ma np. Bena Simmons z Filadelfii czy Dante Exuma z Indiany) wszystko szło, wydawałoby się, zgodnie z planem. “Popp” przeczołgiwał podopiecznych na treningach. Wpajał nowy system gry i skupiał się na wytrenowaniu u graczy nawyków związanych z innym zestawem przepisów, które stosuje się na imprezach FIBA. Wbrew pozorom to bardzo ważne zadanie, dlatego że wielokrotnie amerykanie padali ofiarą własnego nieprzygotowania. Banalna różnica miedzy poprawnym rozpoczęciem dryblingu (w NBA można ruszyć stopy zaczynając kozłować, w przepisach FIBA nie) powodowała, że wielokrotnie trenerzy amerykańscy wściekali się po kolejnych gwizdkach skrupulatnych sędziów. Obowiązuje zasada pięciu fauli, inny jest czas gry czy odległość linii rzutów za trzy punkty. Nawet taki detal jak inna piłka niż ta używana w NBA na znaczenie.
Po dokonaniu selekcji drużyna zagrała dotychczas cztery mecze kontrolne. Na początku gładko pokonała reprezentacje Hiszpanii. W meczu tym przewaga w fizyczności i dynamice była na korzyść zespołu amerykańskiego aż nadto widoczna. Podobnie było w pierwszym spotkaniu przeciwko Australii. Szybcy obrońcy amerykańscy mieli przewagę w dynamice akcji. Bezlitośnie wykorzystywano wszystkie sytuacje typu miss-match, kiedy to mniejszy zawodnik przy zmianie krycia trafia na dużo wyższego rywala. Dobrze funkcjonowały rzuty dystansowe. Komentatorzy zachwycali się efektownymi wsadami Jalena Browna czy Donovana Mitchella.
***
Trenerzy Boomersów wyciągneli jednak wnioski z pierwszego spotkania i w kolejnym postawili bardzo trudne warunki, z którymi faworyt sobie nie umiał poradzić. Ciekawe, kto wpadł na taki pomysł reorganizacji gry, który ewidentnie wykorzystywał wszystkie nawet pozorne słabości przeciwnika.
Patty Mills (wyłączony z gry przez dobra defensywę w pierwszym spotkaniu) przesunięty został na pozycję rzucającego obrońcy a pozostali gracze zaczęli wykorzystywać dokładnie wszystkie mankamenty amerykanów. Rozegraniem zajął się Matthew Dellavedova a koledzy mogli skupiać się na organizowaniu czystych pozycji w grze. Momentami można było się uśmiechnąć, jak rozgrywany raz po raz pick n roll sprawiał potentatom kłopoty. Obrońcy biegali bez ładu i składu, starając się odgadnąć, gdzie będzie piłka i który z graczy australijskich będzie ścinał do kosza. Dwu i czasami trzy stopniowe zasłony rozgrywane na kilka sposobów spowodowały, że otwierały się możliwości zarówno rzutów z dystansu (Patty Mills, Joe Ingles), jak i wejść podkoszowych (Bogut, Baynes). W obronie Boomersi starali się z kolei uwolnić do gry dwóch najsłabszych ofensywnie graczy w drużynie przeciwników Milesa Turnera i Masona Plumlee z doskonałym skutkiem. Wyciągani spod kosza zawodnicy niepotrzebnie generowali kontakty z piłką tam, gdzie nie powinni grac – 6 metrów od kosza. W obronie natomiast byli bezlitośnie wyciągani na dystans gdzie nie stanowili dla szybkich Australijczyków przeszkody. Zawiodł w ofensywie Jason Tautum, w ponad dwadzieścia minut na placu rzucił jedynie pięć punktów przy procencie rzutów za dwa i trzy punkty łącznie niecałe dwadzieścia procent. Efekt? Amerykanie prowadzili najwyżej dziesięcioma punktami i dali przeciwnikom odrobić stratę. Finałowy wynik to 98 do 94 dla koszykarzy z kraju kangurów. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że bohater spotkania Mills, jest zawodnikiem drużyny z San Antonio, którą kieruje szkoleniowiec Amerykanów.
Czy należy wyciągać daleko idące wnioski po tym zwycięstwie? Myślę, że nie. Zawodnik amerykański Kemba Walker (w meczu z Australia jedyny na swoim normalnym poziomie) powiedział całkiem słusznie, że zawodnicy z Antypodów “bardziej chcieli” tego zwycięstwa. To jedynie okres przygotowawczy. Turniej rządzi się zawsze swoimi prawami. Ciekawe natomiast jest to, jak uważnie taśmę z meczu na Antypodach będą studiowali trenerzy rywali Amerykanów. To doskonały materiał szkoleniowy na to, w jaki sposób można pokonać faworytów. Nic tego nie gwarantuje, ale odpowiedni system gry stwarza taką możliwość. Kolos pokazał, że da się go napocząć, nawet jeśli długa jest droga do tego, żeby Amerykanie przestali dominować w koszykówce. Da się czasami podstawić mu nogę, żeby chociaż na chwilę się zachwiał (przed spotkaniem z Australia amerykanie wygrali 78 spotkań z rzędu). Dwa dni po przegranym meczu zawodnicy trenera Popovicha spotkali się z drużyna Kanady. Tym razem nie było żadnych wątpliwości, kto jest lepszy i mecz został szybko roztrzygnięty na korzyść faworytów.
***
Polska rozpocznie swoje zmagania na koszykarskim mundialu meczem przeciwko reprezentacji Venezueli już w sobotnie popołudnie. Trzymam kciuki żeby nasi zawodnicy spełnili swoje marzenia i wyszli z grupy trafiając w fazie pucharowej na reprezentacje Stanów Zjednoczonych. Sami tak chcą.
***
PS. Stop zwolnieniom z WF’u!