Reklama

Jarosław Legię zbaw. Vuković już wyleczony z Kulenovicia?

redakcja

Autor:redakcja

29 sierpnia 2019, 23:46 • 3 min czytania 0 komentarzy

Gdybyśmy dostawali piątaka przy okazji każdej dyskusji dotyczącej Sandro Kulenovicia, Carlitosa i Aleksandara Vukovicia, który wybierał pomiędzy tymi napastnikami, wozilibyśmy dupy Bentleyami, a wakacje spędzalibyśmy na Malediwach. Można było mieć tego tematu po dziurki w nosie, ale trudno było go olać, skoro trener warszawskiego zespołu cały czas dokładał do pieca, za wszelką cenę faworyzując – pod płaszczykiem wymyślnych teorii – piłkarza w tej chwili przeciętnego, a odstawiając od gry gwiazdę ligi. Dziś, po przegranym dwumeczu z Rangersami, trzeba powiedzieć wprost, bo to już najwyższa pora – “Vuko” na własne życzenie poszedł na wojnę i na niej poległ. 

Jarosław Legię zbaw. Vuković już wyleczony z Kulenovicia?

Kulenović znów, po raz dziewiąty w tym sezonie, wyszedł w pierwszym składzie i znów był najsłabszym piłkarzem na boisku. Możemy się oczywiście czarować, że walczył, że realizował założenia taktyczne, że dzięki niemu cała drużyna lepiej broniła, że żeby go docenić, trzeba się trochę znać na piłce i może nawet jest w tym trochę prawdy, co nie zmienia faktu, że Legia odpadła z dalszej gry, choć odpaść nie musiała, bo rywale byli w zasięgu. I chyba nie pieprzniemy żadnej głupoty, gdy stwierdzimy, że trochę łatwiej byłoby jej wtedy, gdyby w drużynie występował napastnik.

Bo, wybaczcie, Kulenović to ciągle ledwie kandydat na napastnika.

Przydałby się możliwie jak najlepszy napastnik i tu siłą rzeczy przychodzi do głowy Carlitos, bo to facet, którego umiejętności – i strzelenia, i kreowania – nie podlegają dyskusji. Ale już nawet pal licho tego Hiszpana, nie drążmy. Wszystko wskazuje bowiem również na to, że Vuković miał pod ręką innego napastnika w lepszej formie, a i tak jak osioł upierał się przy Kulenoviciu. Jarosław Niezgoda, bo o nim rzecz jasna mowa, wszedł na boisko w 56. minucie dzisiejszego meczu na Ibrox i potrzebował około czterech minut, by zrobić na nim więcej niż 19-letni Chorwat przez niemal godzinę.

Nie został bohaterem Legii. To znaczy tym razem nie został, bo w meczu z ŁKS-em kilka dni temu to głównie dzięki jego bramkom udało się wygrać. Ale to była dobra, bardzo obiecująca zmiana, występ zdecydowanie na plus – Niezgoda kilka razy ścigał się ze Szkotami, ci mieli z tym ogromne problemy, wprowadził pozytywny zamęt pod bramką Rangersów. Skoro mówimy o meczu, w którym legioniści nie kreowali, to całkiem sporo. Szkoda, że nie dostał więcej czasu. A gdy dodamy do tego wspominany mecz z ŁKS-em, wyjdzie nam, że ewidentnie jest w formie.

Reklama

Dlatego należy zadać pytanie – czy był w niej również wtedy, gdy Legia grała dwumecz z Grekami, rywalizowała w lidze z Zagłębiem i mierzyła się z Rangersami przed tygodniem? Wszystkie te spotkania Niezgoda przesiedział na ławce rezerwowych, nie otrzymując od trenera ani minuty, gdy podstawowy napastnik zawodził na całej linii, a potencjalnie najlepszy otwierał czarną listę szkoleniowca. Mamy nadzieję, że Vuković przynajmniej zna odpowiedź na to pytanie.

Nie da się ukryć, że wcześniej kilka ważnych decyzji podjął za niego los. Ot, choćby kontuzje zawodzącego Novikovasa i Antolicia, dzięki którym do składu na rewanż z Grekami wskoczyli Vesović i Cafu, obaj – jak się okazało – bardzo dobrzy. W przypadku napastnika los już nie pomógł, zostawił trenerowi wolną rękę. Efekty wszyscy widzieliśmy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...