Piotr Parzyszek to zdecydowanie nie jest gość, którego na rogatkach Płocka witać będą przy każdej wizycie fanfary, szampan i placek z wiśniami. Na gola w tym sezonie czekał już od ponad dziesięciu godzin, ale z kim miał się odblokować – i zadecydować o wygranej Piasta – jeśli nie z Wisłą Płock?
Nafciarze Parzyszkowi leżą jak Taco Hemingway w piątek w wannie. Zawsze i wszędzie. Gliwice? Płock? Bez znaczenia. W każdym spotkaniu przeciwko nim strzelał, nie inaczej było i dziś – trzeci mecz z Wisłą i trzecia bramka na 1:0. Gol, w którym najmocniej maczali palce Bartosz Rymaniak i Giorgi Merebaszwili. Pierwszy pozbawił piłki drugiego, dograł w szesnastkę płoczczan, nie było co zbierać. Asystę grający na prawym wahadle Rymaniak mógł mieć i wcześniej, tylko że pierwszą wrzutkę Hateley skończył wolejem… ech, nawet nie w okolice chorągiewki, tylko z powrotem w okolice Rymaniaka.
Zaczęliśmy od pozytywu – gola – bo tak też póki co nastrajała nas trwająca kolejka. Ale tych w Gliwicach, poza tym, że nie skończyło się 0:0, było naprawdę mało. Emotka „pile of poo”, znana też jako „kupa kupy”, powstała prawdopodobnie po to, by opisywać podobne wydarzenia jak ten mecz, nie nadwyrężając przesadnie klawiatury – bo po prostu nie warto.
Gdyby za każde niecelne zagranie, za każdą piłkę dograną kilka metrów za plecy, każdy niekontrolowany wyjazd za linię boczną/końcową, widzom płacono po stówce, możliwe że po tym meczu przybyłoby nam w kraju milionerów. Pociąć wideo z meczu na dwudziestosekundowe filmiki i konto Out Of Context Ekstraklasa ma treści na pół roku do przodu.
Co działo się, gdy zawodnicy przypominali sobie, że grają o punkty w lidze, a nie w Maratonie Uśmiechu? Na pewno wyróżniał się Uros Korun, który często czyścił w stylu, z jakiego dumny byłby nawet Jakub Czerwiński. Wypychał, wybijał groźne dośrodkowania, wygrywał główki. Plusa dajemy też Bartoszowi Rymaniakowi – jak zwykle bardzo aktywnemu z przodu, doskonale odnajdującemu się w roli gracza pokrywającego całą prawą flankę. W Wiśle? No chcielibyśmy kogoś wyróżnić, ale cholera – nie bardzo jest kogo. Rasak wyglądał najlepiej w mizerii środka pola, Uryga na tle niepewnego Marcjanika wyglądał jak profesor. Niemniej prewencyjnie wszyscy powinni jutro za karę po treningu oglądać dzisiejszy mecz po kilka razy. Bez dostępu do kawy. Z pobudką wiadrem lodu za zmrużenie oczu.
Radosław Sobolewski przez długie lata kariery dał się poznać jako człowiek o niezłomnej wierze. Jeśli jego Wisła będzie tak grała tydzień w tydzień, 2019 może być rokiem, gdy po raz pierwszy „Sobol” tę wiarę utraci.
fot. Michał Chwieduk, 400mm.pl