Reklama

Liga, czyli smutny obowiązek między pucharami. Stąd i smutne 0:0

redakcja

Autor:redakcja

28 lipca 2019, 20:38 • 3 min czytania 0 komentarzy

Indonezja ma dziś swoje święto, kto wie, być może 28 lipca zostanie wręcz świętem narodowym, bo stała się rzecz wielka. Egy Maulana Vikiri zadebiutował w wyjściowym składzie Lechii przy okazji meczu ligowego. Indonezyjczycy czekali na to wydarzenie, ich cierpliwość była wystawiana na próbę, którą zresztą nie zawsze znosili, bo gdy tylko do internetu wlatywał skład bez Egy’ego, masakrowali rządzących klubem. Drodzy przyjaciele, jeśli wrzucacie ten tekst w translator, skończcie czytać po następnym zdaniu. Egy zagrał dzisiaj na poziomie Lechii.

Liga, czyli smutny obowiązek między pucharami. Stąd i smutne 0:0

Niestety sama Lechia zagrała bardzo słabo.

Trochę to przykre, że piłkarzy Ekstraklasy granie co trzy dni prześladuje w najgorszych koszmarach i na myśl o takim wysiłku mają omamy, ale cóż, taki mamy klimat. Między jednym a drugim meczem z Broendby Piotr Stokowiec cholernie mocno zarotował składem, ze starcia z Duńczykami ostał się tylko Nalepa. Mieliśmy więc okazję przejrzeć biało-zielone wojsko i niestety za ten przegląd nie możemy wystawić jakiegoś certyfikatu. No bo na przykład wspomniany Egy raz założył siatkę Sadlokowi, ale poza tym nie dawał drużynie nic konkretnego (a i siatkę z boku boiska trudno uznać za konkret). Z Indonezji było widać, że w tysięcznej akcji zejdzie na lewą nogę, więc widzieli to tym bardziej obrońcy Białej Gwiazdy.

Drugi rezerwowy skrzydłowy, Peszko, dużo lepiej od Egy’ego jednak nie grał. Naszym zdaniem nie byłoby widać dziś różnicy, gdyby podjechać na bieżnię lekkoatletyczną, ogarnąć kto szybko biega i wpuścić go do Lechii za Sławka. Gaz bowiem u pomocnika był, ale gdy w ten romans na trzeciego wtarabaniła się piłka… Wyglądało to wszystko bardzo słabo. Jeden wielki chaos, trudno było przewidzieć – i sam Peszko tego nie wiedział – od której części stopy tym razem odbije mu się futbolówka. Czasem z chaosu powstaje coś dobrego, ale nie tym razem.

Wśród zmienników Lechii zwrócilibyśmy jeszcze uwagę na bocznych obrońców – Chrzanowskiego i Kobrynia. Mówiąc krótko: do Mladenovicia i Fili mają daleko, może nie jak z Gdańska do wspomnianej Indonezji, ale trochę jest. Jeszcze o ile Chrzanowski po nerwowym początku się ogarnął, o tyle Michał Mak miewał na lewym skrzydle autostradę i tylko sobie znanym sposobem nie robił z niej użytku.

Reklama

Sami widzicie: skoro zmiennicy nie dali rady (a jeszcze nie wspomnieliśmy o apatycznym Wolskim), trudno było oczekiwać cudów na boisku w wykonaniu gdańszczan. I tych cudów nie było, jeśli Lechia miałaby wygrać ten mecz, chociaż 1:0, musiałoby się to stać za sprawą przebłysku solidnego dziś Gajosa. Niestety dla gospodarzy, Gajos najpierw trafił z wolnego w poprzeczkę, a w drugiej połowie jego próbę wyjął Buchalik. I w zasadzie tyle miała do zaoferowania tego popołudnia Lechia.

Wisła wywiozła więc remis, ale… tak naprawdę nie ma się z czego cieszyć. Jeśli z tak słabym przeciwnikiem Biała Gwiazda nie jest w stanie pokusić się o choćby wymęczone 1:0, to trudno wierzyć, że ten sezon będzie dla ekipy Stolarczyka specjalnie udany. Owszem, w drugiej połowie goście przycisnęli, to oni byli bliżej zwycięskiej bramki, ale my też czasem jesteśmy blisko Olivii Wilde, jak oglądamy powtórki Doktora House’a. Nie o to chodzi. Wiślacy najczęściej strzelali na wiwat, liczyli, że setna wrzutka przyniesie im powodzenie, ale nie pykło.

Doszło do tego, że najbliżej trafienia był Kamil Wojtkowski w pierwszej połowie, który walnął z dystansu w poprzeczkę. Ale też spójrzcie na tę akcję: Mak ma hektar miejsca z lewej strony, ale w ogóle z tego nie korzysta i podaje źle. Dopiero potem, trochę z przypadku, piłka trafia do Wojtkowskiego i ten po prostu uderza. Ta sytuacja mogła i powinna się skończyć dużo lepiej.

Nie ma na razie kim kąsać Wisła, a przecież jeszcze przyjdą kartki, kontuzje… Oj, ciężko będzie. A Lechii gratulujemy udanego odpoczynku, bo nie ma co ściemniać, że dziś grała jakiś ważny mecz, patrząc z jej perspektywy. Problem polega jednak na tym, że kibice za bilety zapłacili normalnie, więc może trzeba było ich uprzedzić?

screencapture-207-154-235-120-mecz-181-2019-07-28-21_15_20

Reklama

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
6
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Komentarze

0 komentarzy

Loading...