W pewnym sensie tak właśnie to powinno wyglądać. Przyjeżdża rywal z jednej z niewielu lig, które jeszcze w rankingu UEFA wyprzedzamy, więc mistrz Polski strzela pięć goli. Problem zaczyna się wtedy, gdy wbija bramki sam sobie. Piast, z doprawdy niewielką pomocą Riga FC, zdołał zapakować sobie dwie sztuki.
Jeśli tak wygląda najlepsza defensywa w naszym kraju, to jak wygląda najgorsza? Takie pytanie miało pełne prawo paść dzisiejszego wieczora. Gliwiczanie imponowali w poprzednim sezonie organizacją, świetnymi interwencjami stoperów, niesamowitymi paradami bramkarzy. W czwartek można się było na przykład zastanawiać, skąd wytrzaśnięto tak pokracznie grające sobowtóry Marcina Pietrowskiego i Urosa Koruna.
Pierwszy zagrał fenomenalną piłkę pomiędzy linię obrony a bramkarza do wybiegającego napastnika – niestety, nie był to Piotr Parzyszek, tylko Roman Debelko. Ukrainiec delikatnie dziubnął futbolówkę obok Frantiska Placha i został sam z pustą bramką. Korun nie potrzebował zaś nawet rywala – chciał zgrać długą piłkę głową do Placha, by ten mógł ją chwycić. No i chwycił – gdy trzeba było odplątać piłkę z siatki. Na Śląsku sporo kopalni, dziś Europa przekonała się, że poza kopalniami węgla kamiennego, jest też kopalnia piłkarskiej beki.
Nie zapomnę tego meczu. Nie zapomnę tego gola Koruna. Europie potrzeba zespołu Polski jako elementu beki.@OEkstraklasa #PIARIG #WeszłoFM @Adam_Kotleszka @Polsport pic.twitter.com/btUnuthPFx
— Łukasz Kleszczewski (@KleszczRex) July 25, 2019
Dzięki Bogu drużyna z Rygi wcale nie zaprezentowała o wiele lepszej gry obronnej, która podobno miała być jej atutem. Piast długo nie powiedział głośno i wyraźnie „sprawdzam”. Ale gdy już to zrobił, okazało się, że w opiniach o świetnej obronie Rygi tyle prawdy, co w północnokoreańskim dzienniku. Czerwiński mógł więc do wrzutki Konczkowskiego wyskoczyć nieniepokojony zza pleców Laizansa, Felix przy dośrodkowaniu Hateleya miał jeszcze łatwiejszą robotę – bramkarz Ozols myślami był już w drodze powrotnej, prawdopodobnie w okolicach Kowna. Zamiast wyjść do dośrodkowania, zrobił krok w przód, krok w tył, a gdy połapał się, że to nie gra taneczna tylko mecz piłkarski, było już za późno.
Felixowi wciąż nie było dość – i chwała mu za to, bo jak się miało okazać minutę po jego drugim golu, zapas był Piastowi potrzebny. Trzecia bramka – jako bodaj jedyna w tym spotkaniu – nie wynikała jednak z błędu obrony, a z naprawdę znakomicie rozegranej akcji zespołowej, po której Hiszpanowi zostało tylko dobrze dołożyć nogę i skompletować dublet.
Chcielibyśmy po tym meczu dojść do pozytywnych wniosków – w końcu Piast wreszcie przypomniał sobie, w piątym meczu sezonu, że potrafi wygrywać. W końcu strzelił rywalowi trzy bramki, jego akcje nosiły znamiona składności. Zamiast tego trzeba się jednak martwić, że obrona gliwiczan znów – po błędach z Lechią czy BATE – rozjeżdża się jak karaibski surfer wrzucony omyłkowo do NHL.
Piast Gliwice – Riga FC 3:2
Czerwiński 66’, Felix 82’, 85’ – Debelko 22’, Korun 86’ (sam.)
fot. Michał Chwieduk, 400mm.pl