Reklama

Cypryjczycy nas lubią. Według nich polski piłkarz gwarantuje jakość

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2019, 09:00 • 10 min czytania 0 komentarzy

Mateusz Szczepaniak ma za sobą słaby rok. Najpierw nie odnalazł się w Cracovii, potem spadł z ligi z Miedzią, a przy tym od dłuższego czasu nie potrafi nawiązać do wyczynów strzeleckich z sezonu 2015/16 w barwach Podbeskidzia Bielsko-Biała. Finalnie wszystkie te niepowodzenia pokierowały go na Cypr.

Cypryjczycy nas lubią. Według nich polski piłkarz gwarantuje jakość

– Jest tu dużo spokojniej. Z hotelu na treningi wożą nas różni kierowcy i jeszcze nie widziałem, żeby któryś w jakikolwiek sposób denerwował się na to, że musimy stać w korkach. A w Polsce cały czas latają ,,kurwy”. I potem ktoś dziwi się, że wszyscy chodzą tacy zdenerwowani, skoro frustracja wychodzi przy najprostszych czynnościach – opowiada nowy napastnik Énossisu Néon Paralimníou.

***

Interesuje mnie, czy jest jakakolwiek sytuacja, w której Mateusz Szczepaniak się nie uśmiecha.

Mówimy tylko o piłce?

Reklama

Wedle woli, ale raczej tak.

To pewnie po przegranej, ale też nie będzie przecież tak, że w ogóle przestanę się przez nią uśmiechać, bo to stan przejściowy i najpóźniej za tydzień można się zrehabilitować. Gorzej, jeśli absolutnie straciłbym radość z gry, ale takiego obrotu spraw nie jestem sobie w stanie wyobrazić.

Właśnie, czy Michał Probierz w Cracovii przypadkiem nie zabił w tobie tego entuzjazmu?

Podchwytliwie. Moją wielką życiową porażką byłaby sytuacja, w której jakiś trener, może być w tym wypadku Probierz, obrzydziłby mi futbol na tyle, że nie chciałbym dalej kontynuować kariery. Wydaje mi się to wręcz niemożliwe.

Ale w pasiastej części Krakowa całkowicie się nie sprawdziłeś i sam nazywasz ten okres nieudanym.

Czas spędzony w Cracovii był najgorszym w minionym roku i co do tego nie mam wątpliwości. Mało grałem, pojawiały się różnorakie kłopoty, nie mogłem się odnaleźć, współpraca z Probierzem mi się nie układała i wszystko to sumuje się w prosty fakt, że mi tam nie wyszło. Na każdym polu. Nie spełniłem oczekiwań. Ani swoich, ani klubu.

Reklama

W Miedzi grałeś już więcej, ale czy aby na pewno udało się odbudować?

Liczyłem na więcej. Spadliśmy z ligi, więc nie da się z pełną powagą powiedzieć, że komukolwiek udało się odbudować. Traktuję tę degradację jako personalną porażkę. Mając taki zespół, takich piłkarzy, zaufanie klubu dla trenera, wszystko funkcjonujące w miarę zdrowo, spadek należy traktować tylko w kategoriach klęski. Minęły dwa miesiące od zakończenia sezonu, a to dalej we mnie siedzi. Za mało czasu minęło, żeby łatwo pogodzić się z tym, że zawiodłem. Kurczę, myślę, że w każdym chłopaku, który włożył jakiś wkład w tę drużynę, będzie to się gnieździć jeszcze bardzo długo. Może nawet do końca kariery.

Naprawdę uważasz, że zawodnicy, którym udało się, mimo spadku, utrzymać na powierzchni, a nawet pójść wyżej, czy to ty, czy Juan Camara, czy Rafał Augustyniak, będą zamartwiać się spadkiem z Miedzią?

Co ma powiedzieć taki Petteri Forsell, który został w Miedzi? Że niby on nie myśli o tym, że liderował zespołowi, który spadł z ligi?

Rzutuje to na jego bezpośrednią sytuację, stąd jego sytuacja jest odmienna. On nie odszedł, ale innych wyróżniających się zawodników w Legnicy już nie ma.

Wiadomo, że Polaków uderza to bardziej. Bo taki spadek każdy pamięta. Zostaje w CV. A zagraniczni, jak to zagraniczni. Jedni się angażują, zależy im, a inni mają to w poważaniu. Ale tak to zawsze będzie działać. Najlepszym przykładem z tej pierwszej grupy jest Gerard Badia. Wszyscy podziwiają go za to, ile daje od siebie dla zespołu w obcym kraju. Jest ulubieńcem kibiców Piasta i zarazem chyba dobrym wyjątkiem potwierdzającym regułę, że takich jak on liczy się na palcach jednej ręki.

Rafał Augustyniak długo pauzował przez kontuzję, ale to zdolny chłopak, który poradzi sobie w Rosji. Normalnym jest, że wyróżniający się zawodnicy, nawet z drużyn z piętnastej czy szesnastej pozycji w lidze, znajdują zatrudnienie w lepszych zespołach. Nie szukajmy długo – Juan Camara. Fajny, ambitny, nie przyjechał tutaj odcinać kuponów. Był w Barcelonie, umiejętności ma, w głowie poukładane, da radę wszędzie. Mimo to nie sądzę, żeby przeszedł sobie obok tego spadku.

Za to ty masz za sobą bardzo przeciętny sezon.

Nie da się ukryć. Osiemnaście meczów, marne trzy bramki i jedna asysta. Nie ma szału. Stać mnie na dużo więcej.
A jeszcze runda wiosenna… Zupełny dramat.

Od najlepszego sezonu w karierze, 2015/16, zmieniło się bardzo dużo.

Przede wszystkim wtedy grałem jako napastnik. Miałem niezłe statystyki, strzelałem gole, pełniłem ważną rolę w zespole, przeszedłem do Cracovii i też było solidnie. Występowałem regularnie, zdobyłem sześć bramek, choć zaczęto mnie przesuwać na skrzydło.

Skąd w ogóle ten pomysł?

Trenerzy zawsze uważali, że mam predyspozycje do biegania po skrzydle, ale miałem zupełnie inne zdanie na ten temat (śmiech). Inna sprawa, że na ,,9’’ nie brakowało rywalizacji. W tamtej Cracovii rozwijał się przecież Krzysiek Piątek. Generalnie duszę się na skrzydle, choć są systemy, w których potrafi to jakoś wyglądać. Przy odpowiednim 1-4-3-3 bywało przyzwoicie.

Ale mało, który klub w Polsce pozwala sobie na wprowadzenie tego systemu.

Niekoniecznie. I w Cracovii, i w Miedzi zdarzało się trenerom znaleźć pomysł na bardziej ofensywne ustawienia. Tak czy inaczej, jestem napastnikiem i tam zawsze będę prezentował się najlepiej. Oprócz tego, mnóstwo, ale to mnóstwo czynników złożyło się na to, że nie wyszło mi ostatnio w dwóch klubach, ale nie będę grzebał w trupach.

Potłumaczyć się można zawsze.

Nie ma sensu. Nie wyszło mi. Sam jestem zawiedziony swoją postawą i tyle.

Miałeś możliwość zastania w Polsce?

Dostałem kilka ofert z I ligi, słyszałem o zainteresowaniu z Ekstraklasy, ale nie chciałem czekać. Ludzie z Énossisu Néon Paralimníou przedstawili konkrety, dowiedziałem się kilku rzeczy o lidze cypryjskiej i podjąłem decyzję: jadę.

Mam wrażenie, że spóźniłeś się o dobre kilkanaście lat z modą na wyjeżdżanie na Cypr.

Coś w tym jest, ale to tylko na rynku polskich zawodników. Nie brakuje przecież w lidze cypryjskiej twarzy znanych z Ekstraklasy. Kiedy przyszła oferta, poszperałem i podzwoniłem. Gadałem z Sašą Živcem, Joanem Romanem, który przyszedł do Miedzi z Limassolu, Kevinem Lafrancem, będącym teraz w APOEL-u i każdy z nich polecał mi transfer. Interesował mnie przede wszystkim poziom piłkarski. Mówili, że wysoki, że się nie zawiodę i wszystko się potwierdza. Nie ma tu nikogo z przypadku. Naprawdę.

A pogoda nie doskwiera? Łukasz Sosin opowiadał, że pierwsze treningi, sparingi, mecze dla piłkarza z naszej strefy klimatycznej na Cyprze będą piekłem.

Ciężko jest, ale organizacyjnie robi się wszystko, aby uniknąć kulminacyjnych temperatur. Pierwszy trening mamy o siódmej rano, o szóstej zbiórka i bywa znośnie. Gorzej, kiedy popołudniowe zajęcia ustalane są na osiemnastą. Piekło. Temperatura wynosi wtedy trzydzieści pięć stopni Celsjusza przy wilgotności osiemdziesięciu procent. Nie da się uniknąć zadyszki, ale można się przyzwyczaić. Każdy klimat ma swoje warunki. W Polsce gra się przecież w śniegu i obcokrajowcy ze śródziemnomorskich krajów często przeżywają szok. Wszystko zależy od specyfiki kraju.

Wycisnąłeś od sztabu szkoleniowego gwarancję gry na szpicy?

Rozmawiałem z trenerem przed podpisaniem kontraktu i zapowiadał gry system 1-4-4-2 ze mną jako napastnikiem. Oczywiście, wszystko może się zmienić, jestem przygotowany do gry na skrzydle, nie zamykam się na żadną opcję. Problemów nie będę robił. Jestem przyzwyczajony (śmiech).

Przenosiny na Cypr traktujesz jako krok do tyłu, do przodu, czy w bok?

Zobaczymy. W Polsce otoczka Ekstraklasy jest kapitalna. Stadiony, kibice, transmisja, zainteresowanie mediów. Wszystko to dodaje nam atrakcyjności. Aż chce się oglądać. Dodaje to dużo barwy i kolorytu. Na Cyprze tego nie ma. Ale liczy się też poziom piłkarski i nim się kierowałem.

Liga cypryjska to bardzo porównywalny poziom do polskiej elity.

Tak, ale odrzuciłem sporo propozycji z dużo słabszych krajów i to miałem na myśli. Wybierając Cypr, chciałem się zwyczajnie sprawdzić na innym rynku.

Złośliwi powiedzą, że to klub usytuowany jest blisko morza i będziesz miał dużo okazji do opalania.

Dlaczego złośliwi? Bardziej zazdrośni.

Opinii, że to kierunek wypoczynkowy i turystyczny nie da się uniknąć.

Nie obchodzi mnie zdanie innych. Mam wyselekcjonowane grono najbliższych osób, na których zdaniu mi zależy, a reszta, póki boi mi się to powiedzieć prosto w twarz, nie ma dla mnie znaczenia. Jak ktoś krytykuje, to zapraszam, może przyjechać, zobaczyć, jak wygląda tutaj mecz, wyrobić sobie zdanie na podstawie faktów, a nie przypuszczeń. Wtedy możemy rozmawiać. Ale wiesz, plaża, według mnie, nie jest symbolem próżności, a raczej miłym dodatkiem. W Gdyni też przecież jest (śmiech).

Jakim klubem jest Énossis Néon Paralimníou?

Ułożonym, poważnym, profesjonalnym. Poznałem kierownika, który zajmuje się nowymi zawodnikami, pomaga mi się odnaleźć w nowym miejscu, nowym klimacie, wszyscy są bardzo otwarci, pomocni, w szatni panuje dobra atmosfera. Nie mam na co narzekać. Pomagają mi w aklimatyzacji, która zależy od bardzo wielu czynników i nie każdy jej potrzebuje. Wszystko zależy od indywidualności, ale zawsze pomaga, jeśli w obcym kraju nie jesteś sam i możesz liczyć na czyjeś wsparcie.

Wracając, w poprzednim sezonie twój nowy klub zajął dziesiąte miejsce w lidze i jest raczej ligowym średniakiem.

Nie ma co się oszukiwać. Kilka topowych drużyn walczy o puchary, a reszta o byt. My zaliczamy się do tej drugiej grupy. Celem jest utrzymanie. Wiadomo, liczy się początek, jeśli wygramy kilka pierwszych spotkań, to zawsze możemy włączyć się do walki o europejskie puchary, więc wszystko pod to jest budowane. W poprzednim sezonie, na pięć kolejek przed końcem sezonu, przyszedł nowy cypryjski trener i wygrał wszystkie mecze. Został na stałe i od razu zapowiedział, że nie miałby nic przeciwko, jeśli kontynuowalibyśmy tę serię.

Sprawdzałeś, ile bramek zdobywali, przed tobą, w cypryjskiej lidze polscy napastnicy?

Nie mam żadnego startu do Sosina czy Kowalczyka. Legendy. Do tej pory gadają tutaj, że Polacy zawsze sobie tu radzą. Cypryjczycy po prostu nas lubią. Wiedzą, że jak przyjeżdża polski piłkarz, to gwarantuje jakość. Szkoda tylko, że tych rodaków jest już w ich ligach coraz mniej. Został chyba tylko Bruno Żołądź i Mateusz Tadul, ale oni występują w drugiej lidze.

W poprzednim sezonie królem strzelców był Fin, Berat Sadik, który strzelił zaledwie dwanaście goli. Sprawdzałem i trochę nie mogłem początkowo uwierzyć, bo mówią przecież, że to ofensywna liga. Ale to tylko pokazuje, że nie będzie łatwo o gole.

Dziesięć bramek brałbyś w ciemno?

Oczywiście. Dziesięć to dobra liczba. Zawsze zakładam, że jeśli strzelę gola w każdym meczu, to będzie fantastycznie (śmiech). Zdroworozsądkowe myślenie. Będę miał dużo okazji do strzelania goli. Bardzo prestiżowy jest Puchar Cypru, sponsorowany przez Coca-Colę i każdemu klubowi bardzo zależy na wygraniu go, bo nagrodą jest spora suma pieniędzy. Wiadomo. W poprzednim sezonie Énossis doszedł do półfinału i przegrał dopiero z APOEL-em 1:2. Może w nowej kampanii uda się nam ten wynik poprawić?

Tego można tylko sobie życzyć. Podpisałeś kontrakt na rok. Dlaczego?

Zawarliśmy kompromis. Pojawiła się możliwość dłuższej umowy, ale zrobiłem wszystko, żeby skończyło się tylko na jednorocznym kontrakcie. Jestem dosyć daleko od domu dla kontrastu do poprzedniego roku, kiedy mieszkałem właściwie w rodzinnym mieście. Tęsknota doskwiera, ale… jak się rano wstaje i widzi się słońce, uśmiechniętych ludzi, plażę, to od razu łatwiej to wszystko przeżyć. Co innego, jak jesteś daleko od domu, budzisz się, a za oknem deszcz i szaruga.

Cypryjczycy mają zupełnie inną mentalność.

Uwielbiają się spóźniać. Jak z kimś umawiasz się na piętnastą, to oczywistym jest, że przyjdzie o pół godziny później, jeśli w ogóle, bo może przysłać ci sms-a, że jeszcze dziesięć minut i dopiero wpadnie. Wszystko jest: ,,jutro”. Polak, dla kontrastu, wszystko chce tu i teraz, więc szokuje to, że większość rzeczy na Cyprze odbywa się w swoim tempie. Na spokojnie, bez pośpiechu, najpierw kawka czy gadka-szmatka.

Tak było na testach medycznych. Czekałem w kolejce. Wyszedł doktor i od razu podszedł do pani z portierni. Dołączył do nich kierownik. I gadają sobie. Jedna, druga, trzecia bajerka. Dwadzieścia minut, a ja czekam. Dopiero po tym czasie wziął mnie do gabinetu, a tam… dwadzieścia minut ze mną gadał i dopiero potem mnie zbadał. Tak to wygląda i jest tak wszędzie.

I jest dużo spokojniej. Z hotelu na treningi wożą nas różni kierowcy i jeszcze nie widziałem, żeby któryś w jakikolwiek sposób denerwował się na to, że musimy stać w korkach. A w Polsce cały czas latają ,,kurwy”. I potem ktoś dziwi się, że wszyscy tacy zdenerwowani chodzą, skoro frustracja wychodzi przy najprostszych czynnościach.

Czyli żyje się wolniej, leniwiej…

Siesta, chodzenia spać o dwunastej i tego typu rzeczy. Ale w sumie nie dziwię się temu. W południe to jest życie pod rozżarzoną lampą. Jadąc samochodem przez Cypr schudłem dwa i pół kilo.

Ale za to wrócił uśmiech.

Oczywiście. Nie mam się, czym martwić. Rodzina też, jeśli będzie chciała, to łatwo może tu przyjechać, bo przecież do przyjechania w takie miejsce nie trzeba nikogo namawiać.

ROZMAWIAŁ: JAN MAZUREK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...