– Legia nie wygrała w lidze już piątego meczu z rzędu. Najpierw prosta strata na własnej połowie, a potem niezdecydowanie Williama Remy’ego dały zespołowi ze Szczecina zwycięstwo w Warszawie, choć z remisu Pogoń też byłaby zadowolona – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”. Zapraszamy na przegląd prasy.
GAZETA WYBORCZA
Korony Lecha i Piasta – marzą o nich na dwa sposoby, tyle że ten poznański na razie jest fantasmagorią.
W meczu obu tych drużyn na otwarcie nowego sezonu był remis 1:1. Piast Gliwice objął prowadzenie w szóstej minucie po bramce Jorge Félixa, Lech Poznań wyratował się w 82., po golu Pawła Tomczyka. Piast odpadł co prawda z walki o Ligę Mistrzów na rekordowo wczesnym etapie (żadna polska drużyna nie została wyrzucona z Pucharu Europy już 17 lipca), ale metoda gliwicka na zdobycie tytułu bez ogromnego budżetu jest skuteczna. Pomysł Lecha jeszcze nie wypalił i nie wiadomo, czy kiedykolwiek wypali.
SUPER EXPRESS
Dwie zabójcze kontry piłkarzy Pogoni wystarczyły, by wywieźć z Warszawy komplet punktów (1:2). Legia zagrała lepiej niż w dwumeczu eliminacji Ligi Europy z gibraltarską Europą FC, ale jednak nie na tyle dobrze, by choć zremisować.
– Cieszę się, że zaczynamy sezon od meczu z Legią. Moja drużyna jest dobrze przygotowana ina pewno nie pojedziemy do Warszawy tylko się bronić – odważnie zapowiadał trener Pogoni Kosta Runjaić. A szkoleniowiec Legii Alaksandar Vuković, pamiętając o remisie w starciu obu drużyn w końcówce poprzednich rozgrywek, wymyślił fortel, który miał zmylić rywali. Posadził na ławce Carlitosa, a zamiast Hiszpana delegował na boisko młodego Mateusza Praszelika.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Pogoń Szczecin bezlitośnie wykorzystała podwórkowe błędy Legii Warszawa.
Legia nie wygrała w lidze już piątego meczu z rzędu. Najpierw prosta strata na własnej połowie, a potem niezdecydowanie Williama Remy’ego dały zespołowi ze Szczecina zwycięstwo w Warszawie, choć z remisu Pogoń też byłaby zadowolona. Ale Legia sama prosiła się o porażkę. „Hej Mioduski, co zrobiłeś, naszą Legię sp…łeś” – zaśpiewali w końcówce spotkania kibice. Rozgrywki nowe, gra i wyniki Legii bez zmian. Gości pożegnało hasło: „Portowcy, gramy o mistrza”.
wygraną w ekstraklasie – od 27 kwietnia (3:1 z Lechią), a na pierwsze trzy punkty u siebie jeszcze o tydzień dłużej (1:0 z Cracovią). Poprzednie rozgrywki zakończyła, po raz pierwszy od 2010 roku, bez trofeum, z czterema kolejnymi spotkaniami bez wygranej i aż trzema meczami na swoim boisku bez kompletu punktów. Po letnich zmianach kadrowych miało być tylko lepiej – może i będzie, ale na razie nie jest.
5 wniosków po spotkaniu Legii z Pogonią.
1. NIE ŻYJE NAM REZERWA
„Niech żyje nam rezerwa, przez szereg długich lat” – brzmi popularna żołnierska piosenka. Choć Legia ma korzenie wojskowe, to w niedzielę raczej mało który z kibiców zanuciłby te słowa. Chyba że z własnym dodatkiem – niech rezerwiści trenera Aleksandara Vukovicia żyją długo, byle daleko od murawy. Nieprzypadkowo Tomasz Jodłowiec, Mateusz Praszelik i Paweł Stolarski w obecnym sezonie w najlepszym razie przesiadywali na ławce. W starciu z Pogonią zawiedli, szczególnie Jodłowiec. Doświadczony środkowy pomocnik w niczym nie przypominał zawodnika sprzed lat. Ba! Spisał się znacznie słabiej niż w trakcie poprzednich rozgrywek, spędzonych na wypożyczeniu w Piaście Gliwice. Goście wykorzystali ich słabszą postawę.
Słaby początek sezonu Piasta: cztery mecze, zero zwycięstw, a do tego kontuzje kilku zawodników.
Dla Hiszpana Gerarda Badii był to 150. mecz ligowy w Piaście. Już w 6. minucie miał asystę przy golu Jorge Feliksa. – Po łacinie Felix znaczy szczęśliwy – krzyczał do mikrofonu spiker Andrzej Sługocki. Kiedy napisałem na Twitterze, że gola zdobył strzałem głową mierzący ledwie 172 cm wzrostu Hiszpan, Felix odpisał pod postem: „Proszę, nie zmniejszaj mnie o trzy centymetry. I tak jestem dosyć niski”. Podobnie jak z BATE mistrzowie Polski prowadzili, a w końcówce spotkania pogubili się. Debiutant Tomaš Huk podciął wychodzącego na czystą pozycję Kamila Jóźwiaka i sędzia słusznie usunął Słowaka z boiska. – Gdyby Huk zareagował inaczej, rywal byłby sam na sam z bramkarzem. Może byśmy stracili gola, ale wciąż gralibyśmy w jedenastu. To są decyzje, które podejmuje się w ułamku sekundy – usprawiedliwiał zawodnika trener Waldemar Fornalik.
Pomijamy pozostałe podsumowania ligowe i lecimy dalej. Czas na cykl “Po kolejce”.
ŁKS na razie przypomina Górnika Zabrze sprzed dwóch lat. Też beniaminek po przejściach, też zacna piłkarska fi rma, też zbudowany na polskich zawodnikach i też naładowany ożywczym dla całej ekstraklasy entuzjazmem. Tamten Górnik zaczął od zwycięstwa nad Legią (3:1). ŁKS tylko zremisował z Lechią (0:0), ale czuć było tę krzepiącą energię. Zespół walczył bez kompleksów, z olbrzymią werwą, no i pokazał sporo piłkarskiej jakości. Oczywiście po pierwszym meczu żadnych daleko idących wniosków nie należy wyciągać, ale jednego nie przemilczajmy – pozbawiony zblazowanych gwiazdek ŁKS pokazał atrakcyjny futbol i rozbudził zaciekawienie.
Trzech z czterech napastników Wisły Płock narzeka na kontuzje. Poza tym i tak są nieskuteczni.
Najlepszym strzelcem Wisły poprzedniej kampanii był Ricardinho. Przeciwko zespołowi z Zabrza Brazylijczyk jednak nie zagra, ponieważ narzeka na uraz barku. Jest szansa, że będzie gotowy na drugą kolejkę, ale na razie duży problem sprawia mu podniesienie prawej ręki. Zresztą 29-latek od dawna szuka formy, bo zdecydowaną większość bramek w poprzednim sezonie zdobył w pierwszej części rozgrywek.
W Zabrzu liczą, że ilość przełoży się na jakość. Pierwsza drużyna trenuje z rezerwami. Korzysta na tym piłkarska młodzież.
Kadra Górnika liczy aż 29 piłkarzy, wśród nich jest wielu młodych zawodników. – Ktoś spojrzy na naszych piłkarzy i pomyśli, że mamy najmłodszych w ekstraklasie, ale wielu z tych graczy występować będzie w drugim zespole. Nasza drużyna jest połączona z rezerwami.
Prześwietlenie Łukasza Olkowicza.
Był czas, gdy piłkarz z Hiszpanii kojarzył się w Polsce z Mikelem Arruabarreną. Bohaterem może i przypadkowym, ale jednak to jego nazwisko pojawia się w opowieści o największej pomyłce w historii Legii. Przy Łazienkowskiej wybrano Arruabarrenę zamiast strzelającego dla Znicza Pruszków gołowąsa Roberta Lewandowskiego, gdy debatowano nad wzmocnieniem ataku. Bogu ducha winny Hiszpan rozagrał sześć meczów w lidze, nie strzelił gola, a po pół roku wrócił do ojczyzny. A Lewandowski? Cóż, jego kariera potoczyła się nieco inaczej.
Dziś Hiszpanie mają już u nas inną markę. Wystarczy spojrzeć na klasyfikację najlepszych strzelców z dwóch ostatnich sezonów, którą wygrywali Carlitos i trzy miesiące temu Igor Angulo. Oczy ekstraklasowych skautów są zwrócone na Hiszpanię, nasze kluby ochoczo korzystają z dobrodziejstw tamtejszego futbolu, gdzie nawet w IV lidze można znaleźć wzmocnienie. W jedenastu z szesnastu zespołów naszej piłkarskiej awangardy znajdziemy przedstawicieli kraju tiki-taki. Sześciu z nich osiedliło się nad Wisłą tego lata, korzystając z koniunktury i dobrego wrażenia, jakie wywarli wspomniani Carlitos (Cracovia ściągnęła jego młodszego brata, Rubio), Angulo czy Jesus Imaz.
Tym, czym prezesi nasi klubów mogą skusić Hiszpanów, są zarobki.
Michał Kucharczyk przechodzi do Uralu Jekaterynburg. Odrzucił wielkie pieniądze z Iranu z powodu sytuacji w tym kraju.
W sobotni wieczór najpierw wsiadł w samolot lecący do Moskwy, a następnie do Jekaterynburga. – Czas na nową przygodę – napisał na Instagramie. Jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy w historii Legii Warszawa, Michał Kucharczyk, znalazł nowy klub. Skrzydłowy zagra w zespole ligi rosyjskiej, Uralu. Jeśli w poniedziałek pozytywnie przejdzie testy medyczne, podpisze roczny kontrakt z opcją przedłużenia o rok.
Felieton Przemysława Rudzkiego.
Hiszpańscy piłkarze od lat robią furorę w Premier League. David Silva, a wcześniej Xabi Alonso czy Fernando Torres pokazywali Anglikom, że w piłkę można grać inaczej, po prostu lepiej. Ich wpływ na całe rozgrywki jest nieoceniony, gdyby nie nuta hiszpańskiej fantazji, z pewnością nie oglądalibyśmy czterech drużyn znad Tamizy w dwóch finałach europejskich pucharów w poprzednim sezonie. Popchnęli tę ligę mocno do przodu. Natomiast transfery w drugą stronę należały od dekad do rzadkości. I niewiele spośród nich kończyło się powodzeniem. Dlatego przejście Kierana Trippiera z Tottenhamu do Atletico Madryt może mocno zaskakiwać.
SPORT
Rozmowa z Patrykiem Sokołowskim, pomocnikiem Piasta.
Mecz miał kilka faz; raz przewagę mieliście wy, raz Lech. Jakie uczucie panu towarzyszy po remisie 1:1?
Zdecydowanie niedosyt. W pierwszej połowie sytuacji nie brakowało, na początku drugiej także mogliśmy strzelić więcej niż jednego gola, ale tak się nie stało. Gdybyśmy prowadzili 2:0 lub 3:0, nikt nie powinien się temu dziwić, a taki wynik łatwiej byłoby dowieźć do końca. Wtedy też ta czerwona kartka nic by nie zmieniła.
Rozmowa z Kamilem Jóźwiakiem, skrzydłowym Lecha.
Jak pan ocenia wasz mecz w Gliwicach?
Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była bardzo słaba. W drugiej wyszliśmy na boisko odmienieni; mieliśmy przewagę i kontrolowaliśmy wydarzenia. Efektem tego była m.in. czerwona kartka dla obrońcy rywali. Szkoda, bo gdyby nie to, byłbym sam na sam z bramkarzem… Potem jeszcze bardziej przycisnęliśmy Piasta. Super, że Paweł Tomczyk wszedł na murawę i strzelił wyrównującego gola. Niewiele zresztą brakowało, a zdobylibyśmy drugą bramkę. Z tego, co działo się w pierwszej połowie, na pewno trzeba wyciągnąć wnioski. Wywozimy punkt, ale mogło być lepiej.
Zawód, rozczarowanie, żal – takie słowa cisnęły się na usta wszystkim sympatykom Rakowa, który w spotkaniu z Koroną poległ 0:1. Poległ, bo gdyby nie bramkarz Michał Gliwa, częstochowianie mogliby zainkasować znacznie więcej trafień…
Gospodarze na boisku w Bełchatowie przypominali zespół, który wybrał się do nowopowstałego aquaparku, a taki właśnie budowany jest w Częstochowie, i bał się wejść do wody, a jak już wszedł, to z umiejętnościami pływackimi było kiepsko. Podobnie jak ze zjazdami z rur. Przed tymi „szaleństwami” pojawiał się strach i obawa. Co innego kielczanie. Pływali, zjeżdżali i choć nie czynili tego w jakiś wirtuozerski sposób, to byli i skuteczniejsi i efektywniejsi. Teraz wypada mieć nadzieję, że gracze Rakowa szybko przywykną do nowej pływalni (czytaj: stadionu w Bełchatowie), a i styl poprawią, bo… w lidze może być krucho…
Fot. FotoPyk