Reklama

Po tak fatalnym okresie nie możemy napinać się, że od razu stać nas na tytuł

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

19 lipca 2019, 08:22 • 15 min czytania 0 komentarzy

– Oczywiście, że piłkarze chcą grać o pełną pulę, ale my przez lata widzieliśmy swoje. Sukces wymaga czasu. Po tak fatalnym okresie nie możemy powtarzać i napinać się, że od razu stać nas na tytuł – mówi w “Przeglądzie Sportowym” wiceprezes Lecha Poznań, Piotr Rutkowski. Zapraszamy na przegląd prasy, która żyje dziś przede wszystkim powrotem Ekstraklasy!

Po tak fatalnym okresie nie możemy napinać się, że od razu stać nas na tytuł

GAZETA WYBORCZA

Asif Kapadia nakręcił film sportowo-gangsterski i okazało się, że żaden łotr ze świata kultury isztuki nie miał tyle wdzięku co Diego Maradona.

– Charyzmy ma na pęczki nawet dziś jako pulchny sześćdziesięciolatek. Nie trzeba oglądać naszego filmu, by wiedzieć, jak ten mierzący 165 cm facet działał na kobiety. (…) Przesiedziałem nasze wywiady, płaszcząc się przed Maradoną i patrząc na jego nogi. Niesamowite, legendarne nogi z pięknie wyrzeźbionymi łydkami. Musiałem się powstrzymywać, żeby ich nie dotknąć – wspomina w rozmowie z Onetem Kapadia (zdobywca Oscara za film o życiu Amy Winehouse).

4

Reklama

SUPER EXPRESS

Rozmówka z Michałem Kołbą.

W meczach kontrolnych pokonaliście Wisłę Płock 4:0 i Koronę Kielce 3:0. ŁKS będzie czarnym koniem ekstraklasy?

Sparingi to co innego niż liga. W spotkaniach o punktu już tak łatwo nie będzie. Każdemu z nas gdzieś z tyłu głowy siedzi pytanie: “Na co tak naprawdę nas stać?”.

4

Reklama

PRZEGLĄD SPORTOWY

Cel w pucharach się nie zmienia. Pierwsza wygrana i awans – mówi dyrektor sportowy Piasta.

Jak wytłumaczyć to, co stało się w ostatnich dziesięciu minutach z BATE Borysów? Już widzieliśmy Piasta w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów.

O awansie zaważyły indywidualne błędy. Wielka szkoda, bo nie byliśmy słabsi w dwumeczu. Wręcz w obu spotkaniach prowadziliśmy grę i mieliśmy więcej sytuacji. Tym większy żal, bo nie byliśmy faworytem, a pokazaliśmy, że potrafi my grać w piłkę. Ale głowa do góry, bo startuje ekstraklasa i niedługo gramy dwumecz z Riga FC w Lidze Europy.

Tyle mówiło się o doświadczeniu i… tego zabrakło w końcówce.

Rzeczywiście doświadczenie było po stronie BATE. Do 80. minuty rywale nie zrobili nic wielkiego. Pierwszy strzał oddali dopiero w 60. minucie i to niecelny. Mieli jeden stały fragment gry i to wszystko do czasu  sytuacji bramkowych. František Plach nie miał nic do roboty przez cały mecz, a w końcówce źle obliczył wyjście do piłki i dostali karnego. My upieramy się, że w pierwszej połowie należała nam się jedenastka po faulu na Martinie Konczkowskim. W trakcie tego dwumeczu zmieniła się nieco optyka, bo mieliśmy gładko przegrać, a w ogóle nie byliśmy gorsi.

Da się pozbierać szatnię po czymś takim? Piłkarze byli załamani.

Nie ma czasu, by rozpaczać. W sobotę gramy z Lechem, a najlepsze, co może być, to podnieść się z trudnym rywalem. Gramy co trzy dni i nie można przespać tego okresu. Co najważniejsze, my dalej prezentujemy się dobrze, przecież gramy w piłkę i jesteśmy zorganizowani.

Błędy się zdarzają, a każda porażka boli tak samo – mówi František Plach, antybohater meczu z BATE.

František Plach zachował się bezmyślnie. Niepotrzebnie sfaulował Nemanję Milicia. Skrzydłowy wbiegł z lewej strony pola karnego, to nie była wcale groźna sytuacja. Mimo to Słowak ruszył w jego stronę i zamiast w piłkę, trafi ł zawodnika rękoma w głowę. Sędzia podyktował rzut karny oraz pokazał żółtą kartkę. Hervaine Moukam pewnie wykorzystał jedenastkę, a zrezygnowany bramkarz przy strzale stał jak wryty, nawet nie rzucił się w stronę piłki. – Widziałem tę sytuację na powtórkach, był kontakt między mną a rywalem, ale nie dotknąłem go mocno. Sędzia nie musiał podyktować jedenastki, jednak podjął taką decyzję – mówi „Przeglądowi” Plach.

4

O prymat w Afryce Senegal zmierzy się dzisiaj z Algierią, ale na boisku będą dominować piłkarze wychowani nad Sekwaną.

Sadio Mane, Kalidou Koulibaly, Riyad Mahrez i inne gwiazdy finalistów tej edycji PNA łączy to, że zostali wykształceni przez Francuzów. Tamtejszy system szkolenia nie tylko dał temu krajowi mistrzostwo świata, ale i przyczyni się do zdobycia złotego medalu Pucharu Narodów Afryki przez Senegal lub Algierię. To nad Sekwaną i Loarą urodziło się większość reprezentantów obu państw powołanych na PNA – czternastu Algierczyków i dziesięciu Senegalczyków. 17 piłkarzy z tego pierwszego kraju i 18 z drugiego występuje lub kiedyś występowało we francuskich klubach.

4

Atletico straciło latem największe gwiazdy. Madrytczycy ściągnęli aż ośmiu piłkarzy!

Najmocniej przebudowana została obrona. Dołączyło do niej czterech piłkarzy. Spełniono wszystkie żądania Simeone. Kieran Trippier zostanie nowym podstawowym prawym obrońcą. Anglik graczem Rojiblancos został we wtorek popołudniu, a o 18:10 był już na treningu z nowym zespołem. Na środku obrony Argentyńczyk chciał mieć czterech „pewniaków”. Do Jose Marii Gimeneza i Stefana Savicia dołączyli Felipe (z FC Porto) i Mario Hermoso. Transfer tego ostatniego potwierdzony został wczoraj. Hiszpan, który w poprzednim sezonie w Espanyolu był jednym z odkryć LaLiga, ma być następcą Lucasa.

5

Felieton Michała Pola.

Diego Maradona miał wspaniałe i straszne życie. Przypominało jazdę samochodem z prędkością ponad 200 km/h, gdy nie zna się drogi – mówił Fernando Signorini, wieloletni trener przygotowania fizycznego, pracujący z Argentyńczykiem od czasu transferu do FC Barcelona aż do końca kariery, podczas premiery filmu „Diego” na festiwalu w Cannes. W samym dokumencie wypowiada jeszcze bardziej wymowne słowa. Że w jednym człowieku od zawsze tkwiło dwóch kompletnie różnych ludzi: nieśmiały, kochany dla bliskich, poczciwy Diego, który dzięki talentowi wyrwał siebie i rodzinę ze skrajnej biedy. Oraz wymyślony na potrzeby świata, by poradzić sobie z ogromnym sukcesem i sławą – Maradona „Idol, buntownik, oszust, Bóg”, jak głosi podtytuł filmu.

6

Rusza Ekstraklasa!

Poprzedni sezon, zakończony sensacyjnym zwycięstwem Piasta Gliwice, pokazał, że o mistrzostwie Polski mogą marzyć nie tylko tradycyjne potęgi. To, że po raz pierwszy od dwudziestu ośmiu lat po tytuł sięgnął klub, który nigdy wcześniej nie był mistrzem, rozbudziło z pewnością apetyty u reszty stawki. Śniąc o szczytach, trzeba jednak pamiętać o gruncie pod nogami. W tym sezonie będzie to jeszcze ważniejsze niż w poprzednich latach.

4

Znów padło kilka egzystencjalnych pytań ekstraklasy. Wymyślone rozwiązania się wykluczają.

Pod koniec XIX wieku słynny francuski malarz Paul Gauguin postanowił „rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady”. A dokładnie na polinezyjską wyspę Tahiti. Ta była niemal na drugim końcu świata względem kontynentalnej Francji. W rajskiej scenerii namalował swe największe dzieło „Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?”. Podobne egzystencjalne pytania notorycznie zadają sobie kluby ekstraklasy. Właściwie co roku znajdowały na nie inne odpowiedzi. W tym sezonie poszły jeszcze dalej. Postawiły na dwa rozwiązania, które wzajemnie się wykluczają. To zwiastuje kolejny szalony, nielogiczny, trudny przede wszystkim dla trenerów sezon, który nie poprawi sytuacji polskiej piłki ligowej ani na jotę.

5

Bardzo zależy nam na powrocie do cierpliwości, spokojnej pracy, ciągłości – mówi wiceprezes Lecha Poznań.

Jaki jest cel Lecha na ten sezon? Nie wiemy, bo usilnie staracie się go ukryć.

To nie tak. Jeśli od początku ktoś nie miał pokory, wypadałoby, żeby nabył jej po latach, a to już mój czternasty sezon w Lechu. Przed startem ligi naszym założeniem było zbudowanie kadry walczącej o mistrzostwo, ale przede wszystkim młodej, głodnej i ambitnej. Oczywiście, że piłkarze chcą grać o pełną pulę, ale my przez lata widzieliśmy swoje. Sukces wymaga czasu. Po tak fatalnym okresie nie możemy powtarzać i napinać się, że od razu stać nas na tytuł. Tak, budujemy zespół, który ma odnosić sukcesy. Tylko ani ja, ani prezes Klimczak nie chcemy składać żadnych deklaracji. To byłoby nieszczere i nieodpowiedzialne. Przeszłość nauczyła nas, że cudzoziemcy potrzebują czasu na aklimatyzację. Podobnie młodzi piłkarze, których świetnie wprowadzaliśmy do drużyny, ale mają swoje wahania formy. Nie jestem w stanie przewidzieć, co wydarzy się w tym sezonie. W poprzednich dwóch wydawało się to łatwiejsze, bo wydaliśmy duże pieniądze na transfery, mieliśmy gotowych i doświadczonych piłkarzy. A polegliśmy.

Brzmi to jak alibi. Nie będzie mistrzostwa czy podium i macie gotową odpowiedź: „Przecież niczego nie deklarowaliśmy”.

Nie chodzi o następny sezon. Nasze działania są długoterminowe. Będziemy tu nawet może przez następne kilkadziesiąt lat.

Nawet wiemy, jak pan będzie wtedy wyglądał, bo modna jest aplikacja postarzająca twarz.

Widziałem… Co do poziomu stresu, bardzo prawdziwe. Ale wracając do alibi, naszym celem nie jest szukanie wymówek, a zbudowanie czegoś stabilnego. Projekt wymagał przebudowy, a teraz potrzebuje czasu, by dojrzeć. Możliwe, że od razu odpali. Teraz tego nie wiem. Bądźmy cierpliwi. Nie psujmy naszych chłopaków. Część nie ma nawet rozegranego meczu w ekstraklasie. Za nami twardy reset.

5

Jagiellonia wystroiła się w piękne szaty i czeka na wyjątkowy dla siebie sezon. Ale czy taki nadejdzie?

W teorii wyglądająca setnych urodzin staruszka z Białegostoku trzyma się dziarsko – niedawno przeprowadziła się do nowej bazy treningowej, porzucając przaśne Pogorzałki. Piłkarze nie mogą narzekać na opóźnienia w wypłatach, co w polskich realiach zawsze trzeba chwalić. Latem nie szczędzono grosza na wzmocnienia, pokazem siły było wyłożenie 600 tysięcy euro na snajpera Ognjena Mudrinskiego. Koszulkę Jagiellonii założy też Juan Camara, wyróżniający się w poprzednim sezonie ekstraklasy. Skoro jest tak dobrze, to czy w Białymstoku są przygotowani na to, co może pójść źle?

Zakotłowało się w szatni Jagiellonii. Najważniejsze role rozpisano dla obcokrajowców. To oni mają wziąć na siebie odpowiedzialność. Jest ich siedemnastu – Serbowie mieszają się z Czechami, a Hiszpanie z Chorwatami. Przed Ireneuszem Mamrotem wyzwanie, żeby w tym tyglu zbudować drużynę. Pytania o to, z kim mają dziś identyfi kować się kibice Jagiellonii szybko znikną, jeżeli zespół będzie punktował w zgodzie z ich oczekiwaniami.

4

Na trening chciałby przyjechać konno, na wakacje lata do Ugandy, a Alpy zmienił na Bałtyk. Oto Benedikt Zech, nowy stoper Pogoni.

Kiedyś chciałby przyjechać na trening na koniu. Ot tak, żeby zaskoczyć wszystkich. Przygotuje go do tego żona Anna, która przez lata zawodowo uczyła jazdy konnej, ale na razie nie starcza mu czasu na lekcje. Gdy mimo zmęczenia po dwóch treningach opowiada nam o tym z uśmiechem, małżonka jest w domu. – W Austrii? – dopytujemy. – Nie, nie. W Szczecinie. Teraz tutaj jest mój dom – odpowiada natychmiastowo Benedikt Zech, nowy środkowy obrońca Pogoni.

Co ty tutaj robisz? – chciałoby się zapytać Zecha. Całe życie mieszkał w Voralbergu, najbardziej wysuniętym na zachód kraju związkowym Austrii, położonym w Alpach, a teraz będzie żył w pobliżu morza. Z okien salonu w rodzinnym domu w Ludesch widział góry i bez względu na to, w którym kierunku by pojechał, w ciągu 20 minut znalazłby ośrodek narciarski. Zresztą wyśmienicie jeździ na nartach, w dzieciństwie szkolił się w tym, do 14. urodzin brał udział w zawodach. Wtedy musiał wybrać.

5

To człowiek z jajami – tak kierownik ŁKS charakteryzuje dyrektora sportowego Krzysztofa Przytułę.

Dorośli faceci czuli się jak dzieci, które coś przeskrobały w szkole i czekały, aż rodzice wrócą z wywiadówki. Tak wspomina podróż z Warszawy z przegranego spotkania z Ursusem (1:2) kapitan ŁKS Michał Kołba. Był czerwiec 2017, awans na trzeci poziom znowu uciekł, wściekli kibice czekali na zespół w Łodzi. – Ale po tym meczu najbardziej bałem się, że odejdzie prezes Tomasz Salski i dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła. Lepiej byłoby z nimi występować w III lidze niż bez nich w II – opowiada bramkarz.

Ostatecznie po rezygnacji z ubiegania się o licencję Finishparkietu Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie to Rycerze Wiosny wyrwali się z czwartego szczebla. Władze klubu się nie zmieniły. I choć na miano świętego już zasłużył inny Krzysztof – opiekun kierowców i turystów, to w Łodzi znaleźliby się zwolennicy kanonizacji także jego imiennika – Przytuły, patrona powrotu ŁKS po siedmiu latach do ekstraklasy.

6

Jako junior Damian Gąska wyjechał do Niemiec, gdzie jego trenerem był mistrz Europy. Dziś dorasta w Polsce.

W sobotę wrocławianie zagrają przy Reymonta z Wisłą. W rozgrywkach 2018/19 przez jakiś czas to właśnie spotkanie z Białą Gwiazdą było tym, które definiowało tego piłkarza, niestety dla niego – negatywnie. Zeszłej jesieni Śląsk dominował przez całe starcie z krakowianami, stwarzał wyborne sytuacje bramkowe, ale przegrał u siebie 0:1, bo bardzo słabi tego dnia rywale strzelili gola po kuriozalnym kiksie rezerwowego Gąski, któremu wyszło niezamierzone podanie. – Powinien trochę ochłonąć. Musi też zrozumieć, że za takie błędy się płaci – tłumaczył ówczesny trener Tadeusz Pawłowski, który odsunął go na kilka tygodni na boczny tor.

7

Raków zamierza namieszać w ekstraklasie, ale będzie pozbawiony największego atutu, czyli stadionu.

– W ostatnim roku przegraliśmy w Częstochowie tylko jeden mecz ligowy. Było to w ostatniej kolejce I ligi z Wigrami (1:2 – przyp. red.), To pokazuje, że nasze boisko i obiekt nam sprzyjały. Ten nasz skansen był twierdzą. Teraz się wyprowadzamy na rundę jesienną i nie jest to komfortowa sytuacja – podkreśla trener ekipy spod Jasnej Góry Marek Papszun.

8

Bartłomiej Żynel stanął w bramce, bo przegrał w „papier, kamień, nożyce”. Został w niej do dziś.

Można powiedzieć, że wybrałem w piłce najtrudniejszą robotę. Bramkarz albo gra wszystko, albo siedzi na ławce, nie może wejść na kwadrans. Ale z drugiej strony jeśli masz ważną interwencję w ostatniej minucie meczu, przez cały tydzień noszą cię na rękach – mówi bramkarz Nafciarzy Bartłomiej Żynel. Jego w Płocku prawie nosili. Szczęśliwy trener Leszek Ojrzyński podniósł go na chwilę po spotkaniu z Górnikiem Zabrze w końcówce poprzedniego sezonu (1:0). Wisła miała nóż na gardle, gdyby przegrała, praktycznie podpisałaby na siebie wyrok i teraz przygotowywałaby się do startu w pierwszej lidze, a nie w ekstraklasie.

9

Chwila z… Błażejem Augustynem.

Namawiałam pana na tę rozmowę od listopada. Dlaczego tak długo nie chciał się pan zgodzić na wywiad?

Od dziesięciu lat odpowiadam na te same pytania. Znudziło mi się, wyrosłem z tego. Dorosłem.

Przez dziesięć lat nie wydarzyło się w pana życiu nic na tyle ciekawego, by pojawiały się nowe wątki?

Nie wiem, co według ludzi jest ciekawe. Ja swoje życie lubię, teraz najważniejsze jest dla mnie to, jak rozwija się rodzinnie. Cała reszta jest dodatkiem. Zresztą nigdy nie lubiłem stać w pierwszym szeregu.

Kiedy czytam wywiady z panem sprzed lat, raczej trudno mi w to uwierzyć.

Racja, tak jest od pewnego momentu. Do 22.–23. roku życia nie ważyłem słów, wypluwałem to, co mi ślina na język przyniosła. Byłem wybuchowy, miałem w głowie bardzo mocno poprzestawiane. W pewnym momencie całkowicie mi się odwróciło. Teraz od wszystkiego uciekam.

Co to był za moment?

Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy na świat przyszła moja pierwsza córka. Uspokoiłem się na zewnątrz, chociaż w środku wciąż jest ogień. Zrozumiałem jednak, że niektórych rzeczy mówić nie warto, choć nie wiem, czy gdybym był ostrożniejszy, to cokolwiek by się zmieniło. Plany pokrzyżowały mi głównie kontuzje. Dziś postrzegam siebie już zupełnie inaczej niż przed laty, choć niczego w swoim życiu nie żałuję. Może jedynie tego, że Bozia nie dała mi więcej zdrowia. Sam też na nie nie zapracowałem. Prowadziłem bardzo zabawowe życie. Moje urazy były mechaniczne, ale zmęczenie ma na organizm spory wpływ. Kiedy nie jesteś zregenerowany, nie kontrolujesz ciała w stu procentach.

4

Rok Sirk był w Słowenii rewelacją, ale jego kariera omal nie została zniszczona przez ciężką kontuzję.

Dobrą wskazówką, że warto iść do Zagłębia, był dla mnie Damjan Bohar. Rozegrał tutaj dobry sezon i przypomniał o sobie selekcjonerowi naszej reprezentacji. Zanim się przeniosłem, pytałem go o Lubin. Natomiast nie oczekujcie ode mnie deklaracji, że zdobędę dwadzieścia bramek. Potem strzelę mniej i będziecie mi wypominać. Mentalnie na pewno sobie poradzę. Mam 26 lat, ale już naprawdę dużo przeszedłem – mówi nowy napastnik Zagłębia Rok Sirk.

5

SPORT

Po dwóch miesiącach przerwy piłkarze ekstraklasy znowu dostarczą nam emocji, oby tylko pozytywnych.

W czasach tzw. realnego socjalizmu chyba najdłużej czekało się na własny kąt, czyli mieszkanie. Kilkunastoletni okres oczekiwania często był normą, a kiedy szczęśliwcowi wręczano upragnione kluczy do własnego M, szef spółdzielni mieszkaniowej nie potrafił odmówić sobie komentarza w stylu „Czekał pan(i) 15 lat, a minęło jak z bicza strzelił”! Kibice piłki nożnej na wznowienie rozgrywek ekstraklasy nie musieli na szczęście czekać tak długo jak ich dziadkowie na mieszkanie, bo ekstraklasa wraca po zaledwie dwóch miesiącach. To jednak w zupełności wystarczyło, by doszło do wielu znaczących i zauważalnych zmian. Przede wszystkim zmienił się sponsor tytularny ligi, która od tego sezonu nazywa się PKO Ekstraklasa.

Zarówno Joel Valencia, jak i Darko Jevtić mają na nowy sezon jasno sprecyzowane cele.

Wiadomo nie od dziś, że lider drużyny to ktoś taki, kto w trudnych momentach potrafi wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Zagrać odpowiedzialnie, a czasami niekonwencjonalnie. Lider ma też prawo powiedzieć nieco więcej od innych. I choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że Joel Valencia do takiego wizerunku nie pasuje, to wcale tak nie jest. Po tym, jak Piast Gliwice odpadł w kwalifikacjach Ligi Mistrzów z BATE Borysów, uchodzący za bardzo grzecznego i wiecznie uśmiechniętego zawodnika.

4

Rozmowa z Mariuszem Śrutwą, byłym napastnikiem Ruchu i Legii, zdobywcą 103 bramek w ekstraklasie.

Kto jest faworytem do zdobycia tytułu mistrza Polski?

Ameryki tutaj nie odkryję, te zespoły, które wymienia się od lat, a więc Legia, Lech. Można do tego duetu dołączyć Jagiellonię czy Lechię, a także mimo wszystko mistrza Polski Piasta.

Przed rozpoczęciem rundy wiosennej mówił pan, że dobrze się stanie, jak ligę wygra ktoś inny, niż na przykład Legia, że taka sytuacja może zadziałać odświeżająco. No i pana słowa się sprawdziły.

Piast wyskoczył w drugiej rundzie, kiedy to zaczął wygrywać spotkanie za spotkaniem. Bardzo dobrze, że tak się stało. Widać to choćby już po tym, co teraz dzieje się w lidze. Inni chyba wierzą teraz bardziej w to, że można sięgnąć po najwyższe cele. To raz. Druga rzecz, to transfery. Widać po nich, że wszystko jest rozłożone, w klubach sporo się dzieje, a nie mamy do czynienia z sytuacją, że są to przejścia do jednego zespołu. To na pewno duży plus całej sytuacji. Widać, że pieniądze nie decydują o tym, kto zostanie mistrzem Polski.

Wracający po siedmiu latach do ekstraklasy ŁKS grać będzie na początek z całą „Europą”.

Dawno, dawno temu kalendarz rozgrywek ligowych ustalał zasłużony działacz PZPN Stefan Rogala, jednocześnie etatowy sekretarz Łódzkiego Klubu Sportowego, czyli – w dzisiejszej nomenklaturze – dyrektor klubu, a może nawet prezes zarządu spółki. Terminarz układał oczywiście ręcznie, bez żadnych komputerów i podobnych diabelskich wynalazków, robił to fachowo i miał zaufanie wszystkich klubów, ale zanim otwierał swój zeszyt z „tabelami Bergera”, czyli wzorami zestawu par, pytał trenerów ŁKS, w jakiej kolejności chcieliby grać z poszczególnymi rywalami. Na pewno nie zafundowałby swojemu klubowi takiego terminarza, jaki ŁKS ma w tym sezonie.

6

Na meczu Rakowa w Bełchatowie nie będzie kibiców Korony Kielce.

Dla większości zawodników częstochowskiego Rakowa mecz z Koroną Kielce będzie debiutem w najwyższej klasie rozgrywkowej. Stąd wyczuwalne emocje, które udzielają się również zawodnikom zagranicznym. W ekipie Marka Papszuna jest jednak i taki gracz, dla którego gra w ekstraklasie to nie pierwszyzna. Bramkarz Michał Gliwa, mający na koncie 107 spotkań w najwyższej naszej klasie rozgrywkowej, dla wielu kolegów może być prawdziwym przewodnikiem w tej przygodzie. W ekstraklasie nie może go nic zaskoczyć.

7

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...