Miała być rewolucja technologiczna oraz nowoczesne dopasowanie do potrzeb kibica XXI wieku, jest kolejny powód do wstydu oraz wizerunkowy pożar do ugaszenia. Legia Warszawa rozpoczęła przygotowania do sezonu obiecująco – dobre, albo nawet bardzo dobre transfery, fajne losowanie w Lidze Europy, klimat odbudowy po przegraniu mistrzowskiego wyścigu z Piastem. Na nieszczęście warszawiaków – miesiąc miodowy trwał dość krótko, bo los rzucił Legii dwa wielkie wyzwania. Piłkarski Olimp w postaci starcia z zawsze groźną Europą FC oraz organizacyjny Mount Everest w postaci sprzedaży karnetów.
Alpiniści z Warszawy, prawdziwi zdobywcy szczytów sukcesu, z optymizmem podeszli do obu przeszkód. Jak zakończył się piłkarski challenge – wszyscy obserwujący na YouTube startujące za bramką samoloty widzieli. Ten sprzedażowy? Cóż…
Zacznijmy od tego, że sprzedaż karnetów Legii od paru lat wygląda dość mizernie. Składają się na to oczywiście różne czynniki – wysokie ceny, niski poziom sportowy całej ligi, zniechęcenie rozczarowującą grą, odejście starych ulubieńców, brak nowych idoli. Portal legionisci.com przedstawił dość smutną historię:
2016/17 – 12 100 karnetów
2017/18 – 10 500
2018/19 – 8 500
Teraz? Na ten moment, na trzy dni przed pierwszym meczem, Legia ma sprzedanych około 5 tysięcy abonamentów.
Co gorsza, to nie do końca tak, że Warszawa nagle obraziła się na swój największy klub. Wręcz przeciwnie – w świetle organizacyjnej amatorki z ostatnich dni, trzeba uznać wynik za kibicowski sukces – właściwie każda z tych 5 tysięcy osób musiała przecież sporo poświęcić w walce o wejściówkę sezonową. Dlaczego? Tu wracamy do tematu rewolucji technologicznej. Legia w przerwie między sezonami zdecydowała się zmienić swój system biletowy na nowy, lepszy, mniej awaryjny i w ogóle naprawdę europejski. W efekcie sprzedaż wystartowała 4 tygodnie później niż zwykle, początkowo odbywała się za pomocą specjalnego linku przesyłanego mailem (często lądującym w spamie) oraz bez możliwości wyrobienia nowych kart kibica.
– Nie chcę mi się właściwie iść na mecz z Gibralterem, a nawet gdyby mi się chciało, to bym nie miał jak kupić biletu.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby posiadacze karnetów zaczęli je zwracać. O ile oczywiście wcześniej udało im się te karnety zakupić.
Kpiny w studiu ze strony gości audycji “Lecimy z Koksem” na Weszło FM to trochę śmiech przez łzy. Sytuacja jest bowiem taka, że faktycznie chętni na bilety i karnety odbili się od ściany z tak prozaicznych przyczyn, że aż trudno uwierzyć, że sprawa dotyczy 13-krotnego mistrza Polski.
– Część osób kupuje bilety, okazuje się, że ich miejsca są wolne. Na ten sam PESEL można nabić kilka wejściówek. Niepełnosprawni muszą odbijać swój karnet w kasach, żeby poświadczyć swoją niepełnosprawność – punktowali uczestnicy audycji, zastanawiając się, co właściwie ulepszył nowy system. – Jeszcze w dodatku ten link dla karnetowiczów… Wysłany nie z domeny Legii, lądujący w spamie, nieaktywny link. Odpowiedź klubu? Idź do Punktu Obsługi Klienta. Przychodzi tam człowiek, siedzą dwie osoby. Dzień dobry, chciałem kupić karnet z personalizacją. “Nic o tym nie wiemy”. Przychodzisz dopiero wyrobić kartę kibica? “Nie mamy kart kibica”. Tam nikt nic nie wie. Nikt za nic nie odpowiada, zmieniają się dyrektorzy, starzy nie przekazują wiedzy nowym. Marek Bojczenko przez 4 lata nie opuścił żadnego meczu Legii. Dostaje tuż po pierwszym meczu maila: Marek, wejdź w link, kup bilet na rewanż z Europą FC. I co? I nie ma linka!
Fajerwerki zaczęły się właśnie w momencie rozpoczęcia sprzedaży biletów na Europę. Karnetowcy otrzymali możliwość zakupu biletu w promocyjnej cenie za pomocą linka, który… nie działał. Kibice stracili cierpliwość przy kupowaniu karnetów, klub stracił ją przed pucharowym starciem i wrócił do starego systemu. W ramach rekompensaty – posiadacze karnetów na mecz z Europą wchodzą za darmo. Z jednej strony wypadałoby pochwalić jedyną słuszną decyzję i uniknięcie zamieszania przy wejściu na obiekt.
Z drugiej – to kolejne stracone złotówki, stracone w sposób absolutnie bezsensowny – bo na wymianę i testowanie systemu biletowego klub miał przecież mnóstwo czasu.
– To po prostu nie działa – pieklili się goście audycji “Lecimy z Koksem”. – Nie jesteś w stanie, jako klub, zarabiać na tym pieniędzy. Kto ma właściwie DNA Legii – klub, czy wyłącznie kibice? Rzucają się w oczy twitterowe dyskusje kibiców Legii. Gość, który mieszka 400 kilometrów od Warszawy stara się jeździć na każdy domowy mecz Legii. Poświęca swoje weekendy. Chciałby kupić karnet, ale link nie działa. System się zawiesił. Dane poleciały do innej skrzynki. I taki koleś dostaje po wszystkim odpowiedź: “niech pan przyjedzie do punktu obsługi kibica”.
Cóż – wymowny przykład.
Nikt ich nie gonił. Nikt ich nie pospieszał. Nikt ich nie zmuszał. Ale i tak ruszyli z niesprawdzonym i nieprzetestowanym systemem, w którym nie działają żadne nowe funkcje, natomiast ta podstawowa – czyli sprzedaż – działa wadliwie. Co więcej – na oficjalnej stronie pozostał link do starego systemu biletowego. Mało? Koszulki zaprezentowano cztery dni przed ligą, oczywiście w wyższej cenie niż przed rokiem.
Ciekawe, jak będzie wyglądało wpuszczanie kibiców na dzisiejszy mecz, zwłaszcza w kontekście powrotu do poprzedniego systemu. Trzymamy kciuki, by Legia dziś zrehabilitowała się za ostatni tydzień i jednak dotarła na te dwa wymarzone szczyty. Pokonując Europę FC i dokonując niebywałej sztuki sprzedania biletów i karnetów chętnym na bilety i karnety.
fot. 400mm.pl