Reklama

Brąz, który smakuje jak złoto. Polacy znów pokonali Brazylię

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

15 lipca 2019, 10:39 • 4 min czytania 0 komentarzy

Po słabszym meczu z Rosją. Bez pierwszego trenera na ławce. Znów grając z wielką Brazylią. Młodzi Polacy udowodnili, że nie ma dla nich rzeczy nie do zrobienia i w nocy ograli Canarinhos 3:0, zdobywając tym samym brązowy medal Ligi Narodów. W świecie siatkówki to odpowiednik rozbicia Niemców w piłce kopanej czy Hiszpanów w koszykówkę. A my zrobiliśmy to na tym turnieju dwukrotnie.

Brąz, który smakuje jak złoto. Polacy znów pokonali Brazylię

Jak już pisaliśmy – półfinałowe spotkanie z Rosją było w wykonaniu naszych zawodników słabe. Popełniali sporo błędów, kompletnie leżało przyjęcie, często nie umieli też skończyć ataku. Wyszły wszelkie bolączki, jakie tylko mogły wyjść. Może poza grą środkiem, bo tam Karol Kłos i Norbert Huber dawali radę. Po świetnych dwóch meczach grupowych przeżyliśmy więc rozczarowanie. Ale my się tu nie liczymy – obawialiśmy się za to, czy tak młoda i niedoświadczona ekipa (z kilkoma wyjątkami), zdoła się podnieść i powalczyć o brązowy medal.

Co się okazało? Że nasze obawy były kompletnie niepotrzebne. Polacy zagrali z Brazylią tak, jakby meczu z Rosją nigdy nie było. Pewnie, zdecydowanie i skutecznie w najważniejszych momentach. Wrócił nasz blok, którym straszyliśmy rywali w grupie, mnóstwo punktów zdobywaliśmy zagrywką, w ataku szaleli Bartosz Bednorz (zresztą wybrany do drużyny marzeń turnieju) i Łukasz Kaczmarek, w przyjęciu znów dobrze radził sobie Jakub Popiwczak. A to wszystko bez pomocy Vitala Heynena, który wyleciał z Chicago. W rolę pierwszego trenera wcielił się tym samym Jakub Bednaruk i to na jego konto zapisujemy to zwycięstwo.

Pierwszy set minął właściwie bez żadnej historii. Albo inaczej: nie było w nim walki, bo rozbicie Brazylii do 17 punktów to zawsze coś, co w kronikach warto odnotować. W drugim gra się wyrównała, zadziałały zmiany w brazylijskiej ekipie, bo nasi rywale zaczęli prezentować się dużo lepiej. W tym momencie mecz stał na naprawdę wysokim poziomie. O ile wcześniej Polacy mogli się poczuć, jakby grali na „amatorze”, o tyle druga partia to już co najmniej „zaawansowany”, a niektóre akcje dobijały do „eksperta”.

Reklama

Ale i tego seta wygrali nasi zawodnicy. Przy ostatnim punkcie postawiliśmy świetny blok, piłka po odbiciu się od naszych rąk spadła w okolice linii i mogliśmy cieszyć się z prowadzenia 2:0. Wystarczyło więc wygrać jednego seta, by świętować zdobycie zaledwie trzeciego medalu dla naszej reprezentacji w historii tych rozgrywek (licząc razem z Ligą Światową, którą LN zastąpiła). Polacy się w tej kwestii nie zawahali, nie zwolnili tempa ani na moment i nie dali Brazylii się rozhulać. Choć przez większość seta obie ekipy szły łeb w łeb, to na koniec to my odskoczyliśmy o kilka punktów. I wygraliśmy, do 21. Swoją drogą, skoro już przy tej liczbie jesteśmy – dokładnie tyle punktów zdobył w tym meczu Bartosz Bednorz, zdecydowany MVP spotkania.

Bartek zresztą nie będzie miał ani chwili odpoczynku. Jutro – wraz z resztą kadry – przyleci do Krakowa (gdybyście chcieli przywitać ich na lotnisku, to możecie to zrobić właśnie tam), a potem uda się prosto do Zakopanego, na zgrupowanie „pierwszej” reprezentacji. Wraz z nim pojadą tam Karol Kłos, Maciej Muzaj, Łukasz Kaczmarek i Bartosz Kwolek, którzy postarają się wywalczyć sobie miejsce w składzie na turniej kwalifikacyjny do igrzysk. Jeśli będą się prezentować tak, jak w Lidze Narodów – mogą to zrobić. Choć rywali w tej walce mają na równie znakomitym poziomie.

Ale w gruncie rzeczy jesteśmy przekonani, że gdyby Vital Heynen postanowił w olimpijskich kwalifikacjach wystawić ten sam skład, co w Chicago, to też daliby radę. Bo chłopaki pokazali się z naprawdę fantastycznej strony. Mieli zagrać dwa mecze i pojechać do domu (niestety, format Ligi Narodów uniemożliwia wypróbowanie klasycznego schematu: mecz otwarcia-mecz o wszystko-mecz o honor), mieli miło spędzić czas w Chicago, mieli tam się poczuć, jak na wczasach. Tymczasem, jak ujął to Karol Kłos: „Nie przyjechali tam na wakacje”. Na słowach się jednak nie skończyło, poszły za nimi czyny. Polacy udowodnili to w najlepszy możliwy sposób. I za to bijemy im brawo. Choć największą nagrodę już dostali. Bo im te brązowe medale z pewnością będą smakować jak złoto.

Fot. Newspix 

 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk

Jakub Radomski
5
„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk
Polecane

Bestia w ataku i dżentelmen siatkówki. Aaron Russell błyszczy w PlusLidze

Jakub Radomski
2
Bestia w ataku i dżentelmen siatkówki. Aaron Russell błyszczy w PlusLidze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...